Rozdział 40 - 7 dni po dniu zero

27 1 0
                                    

There's a serpent in these still waters lying deep down

To the king, I will bow, at least for now

One of these days a-coming, I'm gonna take that boy's crown


Ostatni punkt mojego misternie układanego planu wypełnił się, gdy jadąc z Luke'iem na uczelnię, bym mogła złożyć ostatnie papiery, zadzwonił telefon.

Na ekranie pojawił się nieznany numer, przez co od razu zesztywniałam. Dopiero po chwili się rozluźniłam, upominając samą siebie w myślach, że to nie jest nic złego i nie wskazuje na żadne kłopoty. A przynajmniej już nie i liczyłam, że zostanie tak już na zawsze.

— Halo?

— Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do pani Clarke? — zapytał głos po drugiej stronie.

— Przy telefonie — odpowiedziałam, przyciszając muzykę. Luke od razu zaczął rzucać mi zaciekawione spojrzenia.

— Henry Johnson z tej strony, notariusz. Dzwonię w sprawie testamentu pani ojca. Jest pani jedyną spadkobierczynią, czy moglibyśmy się umówić dzisiaj na trzynastą na jego odczytanie?

Spojrzałam najpierw na zegarek na ręku, a dopiero później odpowiedziałam.

— Może być. Czy mógłby mi pan przesłać adres pana kancelarii wiadomością?

— Oczywiście, Do zobaczenia zatem.

— Do zobaczenia — odpowiedziałam i się rozłączyłam.

— Czy to jest czas na to, o czym myślę?

— Dokładnie tak — powiedziałam, mrugając wesoło w jego stronę. — Ostatni z punktów, na który bardzo czekałam. Dzisiaj dopiero nas czeka zabawa.


Kancelaria wyglądała naprawdę przyjaźnie, ze swoimi beżowymi ścianami i brązowymi meblami. Gabinet pana Johnsona zachowany był w tym samym klimacie, a sam gospodarz, na oko pięćdziesięcioletni, z lekkim brzuszkiem i pyzatą twarzą, od razu wystawił nam rękę na przywitanie, uprzednio się przedstawiając.

— Zatem, jak już mówiłem, spotykamy się tutaj w sprawie testamentu pani ojca.

— Jestem szczerze zaskoczona, że coś mi przepisał, nasz kontakt nie był zbyt dobry — powiedziałam.

Nie był zbyt dobry, jedno wielkie niedopowiedzenie, ale potrzebne w obecnej sytuacji.

— Kto wie, co się działo w jego głowie — powiedział adwokat, uśmiechając się pocieszająco w moją stronę, przeglądając dokumenty.

Och, człowieku, nie chciałbyś tego wiedzieć. Nikt by nie chciał.

— Nie będę pani długo zatrzymywać, jest pani nie dość, że jedyną spadkobierczynią, to jeszcze lista nie jest długa — oświadczył, zatrzymując miejsce za biurkiem. Odchrząknąwszy, zaczął czytać. — Ja, niżej podpisany Blake Carroway, przekazuję mojej córce, Dianie Laurze Clarke cały mój majątek, na który składa się pozycja dyrektora generalnego w firmie, posiadłość przy Chester Square, samochód marki BMW o dowodzie rejestracyjnym...

Notariusz wymieniał i wymieniał, a ja w tym czasie próbowałam robić zaskoczoną minę. Tak naprawdę bardzo dobrze znałam zapis spadku. Lepiej nawet niż sam Blake.

W końcu mężczyzna odłożył kartkę na blat i zapytał:

— Czy przyjmuje pani spadek?

Pokiwałam tylko głową, udając zaniemówienie. Kątem oka jednak widziałam, jak Luke przygląda mi się z uwagą.

Million Dollar ManHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin