Rozdział 17 - 57 dni do dnia zero

29 1 0
                                    

I wanna get in trouble, I wanna start a fight


Zimny deszcz odbijał się od chodników, wpadał do studzienek i spływał rynnami, a co najgorsze, zasłaniał mi pole widzenia. Tak naprawdę na czuja wiedziałam, gdzie biegnę, ale na tyle już poznałam tę okolicę, że mogłam sobie pozwolić na luksus biegnięcia na oślep, bo wierzyłam, że wrócę.

Przychodzące połączenie przerwało mi jednak muzykę w słuchawkach, ale nie wybiło z rytmu.

— Cześć Mike — wydyszałam.

— Udało mi się zdobyć twoją kartę medyczną i... czy ty biegasz?

— Może.

W słuchawkach zapadła chwilowa cisza, podczas której, dałabym sobie uciąć obie ręce, mężczyzna spojrzał za okno.

— Leje jak z cebra, dosłownie. Studzienki się u mnie nie wyrabiają, a ty wybrałaś się na przebieżkę?

— Każda pogoda jest dobra na bieganie.

— Jesteś w ogóle zdrowa na umyśle?

— Nigdy nie powiedziałam, że jestem. Co znalazłeś?

— Kilka ciekawych rzeczy, na przykład to, że w wieku siedmiu lat miałaś ospę, w wieku dziewięciu skręconą kostkę, a w wieku dziesięciu lat doznałaś urazu głowy.

Z wrażenia aż zatrzymałam się na środku chodnika, kompletnie ignorując wodę lejącą mi się po twarzy.

— Co?

— Miałaś wstrząśnienie mózgu i amnezję, która nie ustąpiła aż do momentu wyjścia ze szpitala. Powinnaś była zgłosić się na kontrolę, ale tego nie zrobiłaś, bądź też tego nie odnotowano. Bardziej możliwa jest jednak druga opcja, bądźmy szczerzy — ciągnął dalej niezrażony moim wtrąceniem Michael.

— No to jest niezła informacja — wydusiłam z siebie. Stąd do domu Luke'a miałam już tylko kilkanaście metrów, więc postanowiłam po prostu pójść szybkim marszem. — Wiadomo, dlaczego nigdy nie miałam do niej dostępu? I kto został uznany po śmierci mojej mamy za prawnego opiekuna?

— Carol, oczywiście, to nawet nie jest zaskakujący fakt. Czemu nie miałaś dostępu, tego nie wiem, nic tu nie ma.

Przygryzłam wargę.

— Wcale bym się nie zdziwiła, jakby przekupiła, kogo trzeba, aby tylko nie udostępnić mi żadnej informacji i pozwolić mi żyć w niewiedzy. To byłoby w jej stylu.

— Też tak podejrzewam, to rzeczywiście byłoby mocno w jej stylu. W ogóle to strasznie dużo pieniędzy na ciebie wydała, patrząc na to, że przekupiła również rektora, by przyjął cię na prawo.

— Co zrobiła? — krzyknęłam głośno, po raz drugi dzisiaj stając jak wryta. Nieliczni ludzie spojrzeli się na mnie, jakbym właśnie oszalała. Tym razem jednak naprawdę mnie wryło i mogłam tylko zbierać szczękę z chodnika.

— Nie wiedziałaś? — zapytał blondyn z niedowierzaniem.

— A czy gdybym wiedziała, to bym tak zareagowała? — wysyczałam.

— No w sumie racja. Jakbyś jeszcze czegoś potrzebowała, to dzwoń albo pisz, ale na razie ochłoń, bo twój gniew czuję aż tutaj, dlatego chyba wolę zniknąć zawczasu.

— Poczekaj — powiedziałam, rzeczywiście starając się stłumić furię. Nikt inny nie był tutaj winny, jak tylko Carol. Mimo wszystko jednak, gdyby kobieta mi się tu teraz napatoczyła, to dostałaby na tyle porządnie, że w uszach by jej zadzwoniło. — Dasz radę dowiedzieć się więcej o przeszłości Carrowaya? I skąd wiesz, że przekupiła rektora?

Million Dollar ManWhere stories live. Discover now