Rozdział pierwszy

21.2K 385 18
                                    

Witajcie w mojej pierwszej historii. Mam zamiar zabrać się za jej poprawianie w najbliższym czasie, więc będę wdzięczna za wskazanie każdego błędu: ortograficznego, językowego, czy też logicznego.

Przeczytałam dzisiaj kilka pierwszych rozdziałów tego opowiadania i widzę, że mój styl się poprawił, więc wybaczcie mi za te początkowe koślawe zdania ;)

EDIT (2/03/2023) 2 rozdziały z 31 poprawione!

Jo

Lizzie wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze. Na długą, ciemnozieloną sukienkę, którą miała na sobie. Po raz kolejny wygładziła jej materiał i stukając obcasami złotych sandałków, podeszła do komody. Otworzyła pudełko na biżuterię i przejrzała jego zawartość. Nie było tego dużo. Jedynie prosty naszyjnik, który odziedziczyła po mamie i kolczyki z dużymi szmaragdami, które dostała od męża na urodziny. Wpatrywała się w nie przez chwilę. Łzy pojawiły jej się w oczach, na samo wspomnienie rozczarowania, jakie czuła, gdy jej je wręczał. Zamrugała, starając się wymazać z pamięci tamten dzień.

Trzęsącymi się dłońmi, spróbowała zapiąć naszyjnik, lecz jak zwykle, jej sięgające łopatek, płomiennorude włosy nie chciały współpracować. Spędziła ponad godzinę, układając swoje dzikie loki w niskim upięciu na karku, lecz z każdą mijającą minutą, kolejne pasma wypadały z ich włosowego więzienia. Jeden z uwolnionych pukli zaplątał się w naszyjnik, który usilnie starała się zapiąć, powodując, że reszta wsuwek wypadła z jej włosów, a jej twarz otuliła burza ognistych loków.

Nienawidziła swoich włosów. Przez lata nauczyła się – z lepszym lub gorszym skutkiem – nad nimi panować, lecz wilgoć znów towarzysząca latu w Nowym Jorku, niweczyła wszelkie jej starania.

Wzrok Lizzie bezwiednie powędrował do szafki nocnej, na której znajdowało się zdjęcie jej mamy. Nie po raz pierwszy pomyślała o tym, że gdyby mogła wybrać co odziedziczyć po mamie, bez wahania wybrałaby włosy. Grace miała gęste, blond włosy, sięgające ramion. Wyglądała jak anioł z zielonymi oczami. Dokładnie taki sam odcień tęczówek odziedziczyła po matce Lizzie. Z tą jednak różnicą, że oczy kobiety ze zdjęcia tętniły wewnętrzną radością, zaś oczy córki, wyrażały jedynie wielki smutek.

Lizzie nie pamiętała swojej mamy, która zmarła tuż po jej porodzie. Ojciec nigdy nie chciał o niej rozmawiać. Jedyne informacje, jakie zdobyła na jej temat, pochodziły od kucharki, Jane, która od ponad dwudziestu lat pracowała w jej rodzinnym domu. W dzieciństwie Lizzie codziennie zakradała się do kuchni, aby posłuchać opowieści dotyczących Grace. Uwielbiała te momenty, gdy siadała w pachnącej obiadem kuchni, dostawała świeżo upieczone ciastko oraz szklankę mleka i chociaż w części mogła zaspokoić swoją ciekawość dotyczącą mamy.

Z historii Jane wyłaniał się obraz kobiety radosnej, pewnej siebie, która swoim uśmiechem zarażała wszystkich dokoła. Nikt nie pozostawał odporny na jej urok. Nawet jej ojciec, który był najzimniejszym człowiekiem, jakiego Lizzie znała. No, może nie licząc jej męża.

Lizzie nie po raz pierwszy zastanawiała się jakim cudem nie odziedziczyła żadnej z tych cech. Brakowało jej pewności siebie, a w towarzystwie większej ilości osób czuła się nieswojo. Jedynie w otoczeniu dzieci, jej niepewność znikała, a ona sama, która na co dzień niewiele mówiła, zamieniała się w gadułę.

Ponownie podeszła do lustra, aby po raz ostatni sprawdzić, jak wygląda. Zazwyczaj, gdy nie była zadowolona ze swojego wyglądu, starała się skupić na tym co jej się w sobie podobało. Wpatrując się w swoje odbicie, od razu zignorowała włosy, które otaczały jej twarz burzą rudych sprężynek podskakujących z każdym jej krokiem. Skupiła się za to na swojej twarzy. Zielone oczy podkreśliła tuszem do rzęs oraz ciemnym cieniem do powiek. Jej kremowa cera, normalnie pokryta ogromną ilością piegów, była teraz starannie przykryta warstwą podkładu, a średniej wielkości usta pomalowane czerwoną szminką.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now