Rozdział trzydziesty

9.9K 277 12
                                    

James wziął od niej teczkę i popatrzył na nią pytająco.

– Co to jest?

Lizzie przygryzła wargę i zrobił krok w tył, czekając na wybuch mężczyzny.

– Papiery rozwodowe. – odpowiedziała spokojnym głosem.

James poderwał gwałtownie głowę i jęknął z bólu, jaki tym ruchem spowodował.

– Żartujesz sobie? – spytał, machając teczką.

Lizzie pokręciła głową i obniżyła wzrok na swoje stopy. Nie żartowała; od jakiegoś czasu intensywnie o tym myślała. Uważała, że to jedyna słuszna decyzja w ich sytuacji, która sprawi, że naprawdę zaczną na nowo.

Podniosła głowę, gdy usłyszała przewracanie kartek. James ze zmarszczonym czołem czytał prawniczy żargon, kręcąc niedowierzająco głową. Lizzie cierpliwie czekała aż skończy, chociaż była zaskoczona, że tak dużo czasu zajmowało mu zapoznanie się z zawartymi w teczce informacjami. Podobne pismo dostał do podpisania kilka miesięcy temu; jedyne co je różniło to imię i nazwisko adwokata na ostatniej stronie.

– Żartujesz sobie? – powtórzył, gdy skończył czytać.

– Nie. – odpowiedziała krótko.

James odłożył dokumenty na komodę, po czym zaczął przechadzać się po salonie.

– Czyli kochasz mnie, ale chcesz rozwodu? – spytał, a Lizzie słyszała jak ledwo powstrzymywał się przed wybuchem.

– Dokładnie.

– Kochasz mnie, ale nie chcesz ze mną być?

Lizzie pokręciła gwałtownie głową.

– Nie, chcę z tobą być. – odpowiedziała szybko i zaczęła iść w jego kierunku. – Ale nie jako małżeństwo.

James wpatrywał się w nią swoim zdrowym okiem, a po jego minie łatwo można było zgadnąć, że nic nie rozumie.

– Chcę zacząć od nowa. – kontynuowała Lizzie, stając blisko niego. – Tak naprawdę od nowa. W tej chwili czuję się jakby to małżeństwo nad nami ciążyło, nie pozwalało ruszyć dalej. Nie wyobrażam sobie znów nosić naszą obrączkę ze ślubu; ilekroć bym na nią spojrzała, przypominałabym sobie co ona symbolizuje.

Na jej słowa James ponownie zmarszczył czoło, wyraźnie nic nie rozumiejąc z tego, co ona stara się mu wytłumaczyć.

– Co symbolizuje? – spytał, gdy zobaczył, że Lizzie nie ma zamiaru kontynuować.

Lizzie westchnęła, złapała go za lewą dłoń i oboje popatrzyli na złotą obrączkę, zdobiącą jego serdeczny palec.

– Wziąłeś ze mną ślub pod przymusem. – zaczęła mu tłumaczyć, lekko drżącym głosem. – Nie chciałeś ze mną być, ale uznałeś, że to jest słuszna decyzja dla... dla dziecka. Na ślubie nie mogłeś nawet znieść mojego widoku, a gdy mi ślubowałeś, jedyne co widziałam w twoich oczach to złość i nienawiść. – urwała na chwilę, aby złapać oddech. Wracanie wspomnieniami do dnia ich ślubu powodowało w niej, wręcz fizyczny ból. – Nie tak sobie wyobrażałam sobie ten dzień; od zawsze widziałam siebie w pięknej, białej sukni, a obok siebie mężczyznę, który nie może się doczekać, aż zostanę jego żoną. Otaczają nas najbliżsi i... i – urwała.

Łzy przesłoniły jej kompletnie widok, więc podskoczyła zaskoczona, gdy silne ramiona Jamesa, przytuliły ją mocno do siebie. Ponownie tego dnia, oparła głowę na jego klatce piersiowej i starała się opanować płacz. James gładził ją po plecach i szeptał uspokajające słowa.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now