Rozdział dziesiąty

11.2K 366 45
                                    

Czuła jego dłonie wędrujące po jej ciele. Znów stała w kuchni otoczona zapachem cynamonu i pieczonych jabłek. Drżała. Chciała krzyknąć, wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, lecz nie mogła. Była jak sparaliżowana. Jakby jej ciało nie należało do niej.

Ręce Edwarda zatrzymały się na jej piersiach. Błagała w myślach, aby ojciec wrócił szybciej i ją uratował. Szukała wzrokiem czegokolwiek co mogłoby jej posłużyć jako broń, lecz nie mogła nic znaleźć.

Usłyszała jakiś dźwięk dochodzący ze strony drzwi i odwróciła głowę w tamtą stronę. W wejściu stał jej ojciec. Lizzie poczuła, że ulga ogarnia jej ciało. Chciała odezwać się do niego i prosić o pomoc, lecz nadal nie mogła znaleźć głosu.

– Widzę, że dobrze się bawisz, Edwardzie. – odezwał się John.

Dłonie mężczyzny zaczęły zjeżdżać niżej, aż zatrzymały się na jej biodrach. Lizzie patrzyła błagalnym wzrokiem na ojca, lecz on nie zrobił nic, aby uwolnić ją od dotyku Edwarda.

– Miałeś rację, John, aby przetestować to młode ciałko przed ślubem. – powiedział Edward, śmiejąc się głośno. Lizzie czuła jak jego brzuch trzęsie się od śmiechu.

Lizzie na te słowa zaczęła się szarpać, lecz nadaremno. Nie miała szans w starciu z Edwardem. Była zbyt słaba, aby go pokonać. Znów spojrzała błagalnie na ojca, lecz widząc szeroki uśmieszek na jego twarzy, zrozumiała, że jej nie uratuje.

– Zostawię was samych. – oznajmił John, po czym odwrócił się z zamiarem opuszczenia kuchni.

Lizzie patrzyła na jego oddalającą się sylwetkę, aż łzy zasłoniły jej widok. Była zdana na samą siebie. Poczuła jak Edward sięga do jej majtek, po czym zaczyna je z niej ściągać.

Nie mogła na to pozwolić. Odwróciła się do niego przodem i zaczęła okładać go rękami na oślep. Nie wiedziała co robi, wiedziała tylko, że nie może mu pozwolić na więcej. Mężczyzna uderzył ją mocno w twarz, aż zatoczyła się do tyłu. Poczuła jak policzek pulsuje jej z bólu.

Obudziła się przerażona, nie wiedząc gdzie się znajduje. Dopiero po chwili do jej świadomości dotarło, że była w swoim mieszkaniu, a nie w domu ojca. To był tylko kolejny koszmar, a ona jest bezpieczna.

Gdy uspokoiła oddech, zdała sobie sprawę, że w talii oplata ją ciężkie ramie. Odwróciła się powoli i zobaczyła śpiącego Jamesa. Nie mogła oderwać od niego wzroku. Wyglądał tak spokojnie i beztrosko. Dokładnie tak wyglądały poranki na początku ich związku. Lizzie budziła się przed Jamesem i spędzała kilka minut wpatrując się w jego śpiącą twarz. Uwielbiała ten widok. Zarumieniła się przypominając sobie, o tym co zazwyczaj robili, gdy mężczyzna już się przebudził.

Jak po każdym koszmarze, pragnęła zmyć z siebie wspomnienie Edwarda, lecz nie zamierzała się ruszać. Przez ostatni rok marzyła, aby obudziła się przytulona do Jamesa i nie chciała zmarnować ani minuty, gdy wreszcie miała na to szansę. Oparła głowę na poduszkę i wpatrywała w śpiącego męża.

Wreszcie miała siłę i czas, aby przeanalizować wszystko, co się wczoraj wydarzyło. Pomimo gróźb ojca, nie miała zamiaru wracać do Jamesa. Wreszcie miała swój kąt, w którym nie czuła się jak gość. Była świadoma, że ojciec nie rzuca gróźb na wiatr i gdy dowie się, że nie wypełniła jego polecenia to znów ją odwiedzi. Kłamałaby, gdy powiedziała, że się go nie boi. Bała się, i to bardzo. Wiedziała do czego jest zdolny, gdy ktoś okaże mu nieposłuszeństwo, lecz nie mogła znów dać mu się stłamsić. Jeżeli tylko zobaczy, że John znajduje się w jej pobliżu będzie musiała wezwać policję.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now