Rozdział dwudziesty drugi

8.5K 312 19
                                    

Lizzie przelała grzane wino do trzech kubków i zaniosła je do salonu. Zajęła wolne miejsce obok Sophie, która półleżała na kanapie, ale na widok parującego płynu podniosła się gwałtownie i wręcz wyrwała szklankę z jej ręki.

- Jesteś najlepsza! – krzyknęła Emily, również biorąc od niej kubek.

Lizzie pokręciła głową. Znała połączenie alkoholu plus jej przyjaciółki, ale nie była pewna jak kolejna dawka wina podziała na mamę Jamesa. Na ten moment wyglądała identycznie, jak po południu, gdy spotkały się na wspólny obiad. Lizzie nadal nie miała pojęcia jak doszło do tego, że znalazły się w jej mieszkaniu, razem z Emily i kilkoma butelkami grzanego wina.

W lecie!

Jednego była pewna. Miała rację, gdy stwierdziła, że Sophie przypomina jej Emily. Ostatnie dwie godziny, Lizzie spędziła obserwując zachowanie obu brunetek, znajdując jeszcze więcej podobieństw między nimi. Obie były energiczne, gadatliwe i szczere.

Aż za szczere.

Emily bez wahania poinformowała Sophie, że jej syn to dupek. Dodała również, że jeżeli jeszcze raz skrzywdzi jej przyjaciółkę to powyrywa mu nogi z dupy. Sophie, lekko zaskoczona takim powitaniem, dopiero po chwili odpowiedziała, że jeżeli James ponownie odwali taki numer jak ostatnio to sama mu coś urwie, ale na pewno nie będą to nogi. Od tej wymiany zdań obie kobiety jakby nie mogły przestać się nagadać i co gorsze, co jakiś czas wpadały na dziwne pomysły, które Lizzie za wszelką cenę starała się hamować.

Lizzie upiła łyk wina i uśmiechnęła się do siebie. Ostatnimi czasy wszystko układało się tak jak tego chciała. Spojrzała w kierunku kuchni, gdzie na stole stały zwiędnięte stokrotki od Jamesa, które już od kilku dni chciała wyrzucić, lecz nie mogła się na to zdobyć. Były dla niej symbolem zmiany, pokazywały, że mężczyzna jej słucha i chce sprawić jej przyjemność. Inną kwestią, która napawała ją nadzieję było to, że za każdym razem, gdy byli razem i dzwonił jego telefon, James bez mrugnięcia okiem, odrzucał połączenie.

- Jesteś numerologiczną siódemką. –usłyszała głos Sophie. – Nie, musiałam coś źle policzyć.

James polecił jej, aby nie podawała swojej daty urodzenia jego mamie. Był przekonany, że nie da ona Lizzie żyć, ciągle opowiadając o astrologii, horoskopach i innych takich sprawach. Lizzie nie sądziła, że może być aż tak źle, ale na wszelki wypadek cały dzień unikała odpowiedzi na różne, dziwne pytania Sophie. Najwyraźniej kobieta przyjęła inną taktykę i wypytała Emily o jej datę urodzenia.

Lizzie spojrzała na mamę Jamesa, która miała włączony kalkulator i coś w nim dodawała.

- Niemożliwe. Nie pasujesz mi na siódemkę. Jesteś pewna, że podałaś mi poprawną datę? – spytała Emily.

Emily przytaknęła nawet nie podnosząc głowy znad swojej komórki.

- Masz rację, Lizzie nie pasuje do siódemki. – oznajmiła przyjaciółka po chwili. – Pragnienie bycia najlepszą, niezwykle wrażliwa, perfekcjonistka. Trzy razy nie.

- Kamieniem siódemki jest ametyst. Nie! Nic nie pasuje. Sprawdźmy inną stronę.

- Tak, coś tutaj nie gra. – zgodziła się Emily, wypijając całą zawartość kubka na raz.

Lizzie z rozbawieniem obserwowała kobiety, które przekrzykiwały siebie w numerologicznych bzdetach. Obie były oburzone, że Lizzie urodziła się nie w ten dzień co trzeba, czego nie zapominały jej wypomnieć co kilka minut.

- Gdyby się urodziła dziewiątego. – odezwała się ponownie Emily, rzucając Lizzie smutne spojrzenie. – Wszystko by się zgadzało.

- Dokładnie. – przytaknęła Sophie. – Agat to twój kamień, zdecydowanie.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now