Rozdział dwudziesty

9.3K 311 15
                                    


Zewsząd otaczał ją zapach cynamonu i jabłek. Nie mogła się ruszyć, była zakleszczona między dwoma męskimi ramionami, które dociskały jej brzuch do blatu. Czuła wyraźne podniecenie mężczyzny, które napierało na jej pośladki.

Dusiła się, lecz gdy tylko brała głębszy oddech, jej nozdrza wypełniały się mdlącym zapachem szarlotki. Poddała się i nawet nie próbowała walczyć. Była zbyt mała, zbyt słaba, aby mu się postawić.

Dłonie mężczyzny wsunęły się pod sukienkę i sunęły w kierunku piersi. Drżała tak mocno, że nie wiedziała, czy jej nogi nie załamią się pod nią. Wszystko ją swędziało, czuła się brudna. Pragnęła się umyć i obudzić z tego koszmaru.

- Od dawna o tym marzyłem. – wychrypiał jej do ucha znajomy głos. – I nie zawiodłem się, Lizzie. Takie piękne, młode ciałko. Nie mogę się doczekać aż ciebie spróbuję.

Mężczyzna opuścił dłonie i odwrócił ją w swoją stronę. Lizzie zacisnęła mocno powieki, licząc, że to jej pomoże jakoś przetrwać. Poczuła głośne szarpnięcie i rozdzieranie materiału.

- Proszę, nie rób mi tego. – wyszeptała, wreszcie odzyskując głos.

- Stój i nie przynoś mi wstydu, Elizabeth. – odezwał się głos z oddali.

Lizzie otworzyła oczy i spojrzała w kierunku drzwi, gdzie stał jej ojciec, w ogóle niewzruszony całą sytuacją. Zaczęła się gorączkowo rozglądać dokoła siebie w poszukiwaniu drogi ucieczki, lecz nic nie znalazła.

- Czyli tylko mi nie dajesz? – usłyszała rozgniewany głos Jamesa.

Ponownie popatrzyła w stronę, gdzie przed chwilą stał jej ojciec, a teraz jego miejsce zajął James. Chociaż łzy sprawiły, że nie widziała wyraźnie, bez problemu odczytała wyraz twarzy męża. Był wkurzony, tak jak jeszcze nigdy dotąd.

- James. – wychrypiała. – proszę, pomóż mi. J-ja tego nie c-chcę. Pr-r-oszę.

- Przestań nagle zgrywać cnotkę. Wszyscy i tak dobrze wiemy jaka jesteś naprawdę.

Ciałem Lizzie wstrząsnął niekontrolowany szloch. Gdyby nie ciało Edwarda, napierające na jej, na pewno już dawno leżałaby na podłodze. Dłonie mężczyzny zaczęły ściągać z niej rozerwany materiał, a Lizzie ponownie spojrzała błagalnym wzrokiem na Jamesa.

- Proszę, pomóż mi James. – prosiła, drżącym głosem.

- Daj spokój, Lizzie i bądź grzeczną dziewczynką, bo i ja czekam na swoją kolej. Coś mi się chyba należy po takim czasie.

Lizzie na jego słowa zaczęła odpychać od siebie Edwarda i krzyczeć na całe gardło. Mężczyzna zaskoczony jej nagłym atakiem zatkał jej usta jedną dłonią, a drugą unieruchomił jej ręce. Miała tak zapchany nos od płaczu, że ledwo mogła teraz oddychać. Zaczęła się dusić i krzyczeć, lecz jej głos był stłumiony, a Edward nie zwracał na nią większej uwagi, zbyt zajęty, lustrowaniem jej nagiego ciała.

Zaczęło jej się robić ciemno przed oczami. Próbowała uwolnić swoje dłonie, lecz bezskutecznie. Ponownie zaczęła wrzeszczeć, że nie może oddychać, lecz jedynym skutkiem było to, że jeszcze bardziej zaczęła się dusić.

Lizzie obudziła się zlana potem. Przez kilka minut leżała nieruchomo, starając się uspokoić swoje rozszalałe serce. Wzięła kilka głębokich oddechów i poczuła, że płacze, gdy powietrze wypełniło jej płuca.

Nie mogła dojść do siebie przez kolejne godziny. Wszystko robiła jak robot. Dopiero, gdy prawie wsiadła do metra, zorientowała się, że ma dzień wolny. Po powrocie do mieszkania, nie potrafiła znaleźć sobie miejsca.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now