Epilog

16.9K 380 109
                                    

Lizzie wpatrywała się w swoje odbicie w dużym, ozdobionym złotą ramą lustrze i ponownie ukradkiem wytarła spływające jej po twarzy łzy. Wiedziała, że Emily ją zabije, ale nie mogła przestać płakać. Nie w tak ważny dla niej dzień.

Brała dzisiaj ślub.

Przez ostatnie dwa lata, zastanawiała się, czy jej pomysł z rozwodem miał sens. W tej chwili, gdy widziała siebie w długiej, kremowej sukni, bogato zdobionej koronką, wiedziała, że miała rację. Pragnęła tego odkąd miała kilkanaście lat i bawiła się z Emily w dom. Właśnie tak wyobrażała sobie wtedy ten dzień: pełen radości, śmiechu, zamieszania i łez.

Poprzedniego dnia, Emily z dziewczynami wywiozły ją z jej wspólnego mieszkania z Jamesem, rzucając tylko tekstem, że pan młody nie może zobaczyć panny młodej przed ślubem. Mężczyzna wyglądał jakby miał zamiar się z nimi kłócić, lecz po chwili namysłu dał sobie spokój, wzruszył ramionami i uśmiechnął się współczująco do Lizzie. Fakt, że dziewczyna miała już wieczór panieński, w niczym nie przeszkadzał Emily w zorganizowaniu kolejnego.

– Ślub bierze się tylko raz, Lizzie. – tłumaczyła Emily, nalewając sobie dużego drinka. – No może dwa razy. – dodała, gdy zorientowała się, że palnęła głupstwo. – W każdym razie, trzeba się upić, a być może nie wyjdziesz za mąż za tego dupka.

Lizzie wygładziła sukienkę i westchnęła głośno. Mimo upływu lat i przemiany jaką przeszedł James, jego stosunki z Emily nadal były mocno napięte. Na początku Lizzie nie mogła znieść tego, że jej przyjaciółka nie dogaduje się z jej facetem, lecz po jakimś czasie się przyzwyczaiła. Szczerze mówiąc, ich potyczki słowne, stały się jedną z jej ulubionych rozrywek i wiedziała, że nie była w tym odosobniona. Gdy tych dwoje znajdowało się w tym samym pomieszczeniu, nie mijało sporo czasu, aż dookoła nich gromadziło się więcej ludzi, aby ich obserwować. Nawet Sophie uwielbiała ich oglądać, tłumacząc wszystkim dumnie, że cięte riposty James ma po niej.

Efektem wczorajszego picia był mały kac, z którym obudziła się Lizzie dzisiejszego poranka. Emily widząc w jakim przyjaciółka jest stanie, przygotowała dziwnie wyglądającą i pachnącą miksturę, która powinna jej pomóc. Ku zaskoczeniu Lizzie, rzeczywiście tak się stało; po porannym bólu głowy nie było już śladu, a ona z każdą godziną czuła się coraz lepiej.

– Pięknie wyglądasz, Lizzie. – wyrwał ją z zamyślenia podekscytowany głos Belli.

Lizzie odwróciła się w stronę drzwi, gdzie stała dziewczynka i uśmiechnęła się widząc jej stylizację. Bella miała na sobie sukienkę w kremowym kolorze, białe sandały i to wszystko. Tak jak Lizzie się obawiała, Bella przez ostatnie dwa lata przeszła z uwielbiania księżniczek i koloru różowego, do pogardzania wszystkim, co jest bardziej „dziewczyńskie". „Bunt siedmiolatki" jak to Lizzie nazywała sprawił, że szybko zatęskniła za starymi czasami, gdy Bella przebierała się kilka razy dziennie i wyglądała jakby ktoś na nią zwymiotował czymś różowym. Teraz ubieranie i czesanie dziewczynki było jeszcze większą katorgą. Ubrania nie mogły mieć żadnego zdobienia, nawet najmniejsza falbanka, koronka, czy nadruk, sprawiały, że Bella odmawiała założenia danej rzeczy. Za to nic nie powodowało takiego krzyku, jak chęć uczesania dziewczynki, która zabraniała dotykania jej włosów, a na widok szczotki uciekała z pomieszczenia.

– Dziękuję, Bello. – odpowiedziała Lizzie, podchodząc do dziewczynki i przytulając ją do siebie.

– Wyglądałaby lepiej, gdyby przestała ryczeć i rozmazywać makijaż. – powiedziała Emily, kręcą głową z dezaprobatą. – Chociaż pewnie też bym płakała, gdybym wychodziła za mąż za tekiego dupka.

– Emily! – warknęła Lizzie, wskazując dyskretnie głową na Bellę.

Emily jedynie wzruszyła ramionami i kazała jej wstać, aby po raz kolejny poprawić makijaż.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now