Rozdział czwarty

10.7K 329 31
                                    


Lizzie obudziła się wcześnie rano i nadal leżąc w łóżku wróciła myślami do wczorajszego dnia. Od razu poczuła, że coś się zmieniło, że naruszona przez Edwarda niewidzialna bariera pękła. Nie mogła dłużej tak żyć. Miała dość poniżania, ignorowania i bycia traktowaną jak lalka do zabawy. Całe życie poświęciła dla ojca, a później męża. Była na każde zawołanie, robiła wszystko co chcieli, lecz nigdy nie było to wystarczające. Zawsze dawali jej odczuć, że czegoś jej brakuje, że nie jest dość dobra, aby zasłużyć na ich miłość.

Koniec z tym, pomyślała Lizzie.

Koniec z ubieraniem i czesaniem się tak, aby przypodobać się ojcu lub Jamesowi.

Koniec z zachowywaniem się tak jak inni od niej tego oczekują.

Koniec z chodzeniem na głupie przyjęcia z ludźmi, których nie lubiła.

Koniec z uzależnianiem swojego szczęścia od innych.

Koniec z tym małżeństwem...

Przed snem postanowiła, że pierwsze co zrobi to skontaktuje się z adwokatem. Nie ufała sobie na tyle, aby z tym zwlekać. Istniała szansa, że z każdą mijającą godziną znajdowałaby kolejne powody, dla których nie powinna tego robić. Nienawidziła tego w sobie, tego wiecznego usprawiedliwiania innych osób i starania się wytłumaczenia ich okropnego zachowania. Nigdy nie wierzyła, że ktoś może być po prostu zły, zawsze szukała przyczyny dla której ktoś postąpił tak, a nie inaczej.

Lizzie od dawna rozważała rozwód. Pierwsza myśl o rozstaniu, pojawiła się, zaledwie dwa miesiące po ślubie. Do tej pory, za każdym razem, gdy była bliska poruszenia tego tematu z Jamesem, wycofywała się w ostatniej chwili, znów tłumacząc jego zachowanie, wymówką, w którą nawet sama nie wierzyła.

Prawda była też taka, że Lizzie nie wiedziała co ze sobą zrobić po rozwodzie. Dopiero od pół roku miała pracę i zaczęła zarabiać swoje pierwsze, własne pieniądze. Wiedziała, że nie może wrócić do ojca. Nie zniosłaby kolejnych krytycznych uwag, oceniających spojrzeń i co najgorsze, jego gniewu. Jej poczucie własnej wartości wisiało na włosku, a tydzień w domu ojca szybko pozbawiłby ją resztki godności. Nie mogła na to pozwolić, nie mogła znów zapomnieć o sobie, aby uszczęśliwić innych. Dlatego nadeszła najwyższa pora, aby się usamodzielnić.

Lizzie wstała z łóżka i wzięła szybki prysznic. Po raz pierwszy od wielu lat nie przejmowała się tym, jak wygląda. Nie nałożyła makijażu i pozwoliła swoim włosom naturalnie wyschnąć. Ubrała się w parę jeansowych spodenek, biały t–shirt i zwykłe trampki. Wreszcie czuła, że jest ubrana, a nie przebrana.

Było po siódmej, gdy zeszła do kuchni. Na szczęście James wyjechał na kilka dni, więc mogła na spokojnie zdecydować co dalej. Nalała sobie kawy i z kubkiem gorącego napoju usiadła na kanapie. Wpatrując się przez ogromne okno na panoramę Nowego Jorku, zastanowiła się jaki powinien być jej następny krok. Poza umówieniem się z prawnikiem, zdecydowanie musi rozejrzeć się za mieszkaniem. Nie mogła dłużej przebywać pod jednym dachem z Jamesem. Nie była na tyle silna, aby spojrzeć na niego po tym, co wydarzyło się wczoraj.

Chociaż do tego się nadajesz...

Słowa powróciły do niej niczym boomerang, lecz zamiast bólu czuła jedynie złość. Sama pozwoliła na takie traktowanie, godząc się na seks z mężczyzną, który poza sypialnią nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Chciała jedynie ciepła i poczucia bliskości. Chciała być wreszcie kochana. Zbyt późno zdała sobie sprawę, że James nie jest w stanie jej tego dać. Wystarczająco jasno dał jej to wczoraj do zrozumienia.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz