Rozdział czternasty

9.9K 345 85
                                    

– Gdzie tyle byłaś? – powtórzył pytanie James, gdy nie uzyskał żadnej odpowiedzi.

Lizzie nadal milcząc, otworzyła drzwi i zaprosiła go gestem ręki do środka. James bez wahania wszedł do mieszkania i odwrócił się w jej stronę.

– Więc? – spytał, unosząc lekko brwi.

Lizzie westchnęła głośno i napełniła wazon wodą.

– Byłam na randce. – odpowiedziała, wkładając kwiaty do naczynia i ustawiając go na środku stołu. Uśmiechnęła się na ten widok, po czym podniosła wzrok na swojego męża. Minę miał jeszcze bardziej niezadowoloną niż kilka minut temu.

– Z kim? – prawie warczał, gdy zadawał to pytanie.

Lizzie poczuła, że nie chce mu jeszcze wyjawiać prawdy. Wolała wykorzystać moment i trochę go podenerwować.

– Z bardzo ważną dla mnie osobą. – odpowiedziała krótko i prawie parsknęła śmiechem widząc jego minę. – Kawy, herbaty? – zaproponowała.

– To dlatego wyszłaś bez słowa z restauracji? – spytał, ignorując jej pytanie. – Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale nie odbierałaś.

– W przeciwieństwie do ciebie, wyłączyłam dźwięk, aby nikt nam nie przeszkadzał w trakcie spotkania. – oznajmiła, po czym napełniła czajnik wodą i przygotowała kubki na herbatę. Zapowiadał się długi wieczór, a ona chciała dzisiaj wreszcie zakończyć wszystkie nierozwiązane sprawy z Jamesem.

– Usiądź. – poleciła mu, wskazując krzesło w kuchni. – Musimy porozmawiać.

James z ociąganiem zajął wskazane mu miejsce.

– Rozmawialiśmy, ale wyszłaś bez słowa. – powiedział zimnym głosem. – Te kwiatki to od tego faceta? – spytał, wskazując głową wazon.

Lizzie podała mu kubek z herbatą, po czym zajęła miejsce po drugiej stronie stołu. Ponownie, nie chciała, aby jego bliskość ją rozkojarzyła.

– Wyszłam bez słowa, bo zostawiłeś mnie samą na prawie kwadrans. – odpowiedziała spokojnie. – I tak, te kwiaty kupiła mi ta ważna dla mnie osoba. – dodała, nie bez satysfakcji obserwując, nowy grymas na jego twarzy.

James przeczesał włosy palcami, po czym wreszcie oderwał wzrok od stokrotek i zwrócił go w jej stronę.

– Nie było mnie może z dziesięć minut. Tak trudno było chwilę poczekać? Miałem ważny telefon.

Lizzie czuła, że znów narasta w niej złość. Spokój, który czuła po spacerze wyparował. Musiała się mocno opanować, aby nie wybuchnąć. Ich rozmowy nie miały sensu. Już Peter i Bella lepiej się ze sobą komunikują. Jakby ostatni rok sprawił, że zapomnieli jak ze sobą rozmawiać.

– Dobrze, James. Przestańmy tracić czas na przerzucanie się, kto kogo zostawił. – wzięła głęboki wdech i kontynuowała. – Chcę dzisiaj zakończyć temat naszego rozstania. Nie wypuszczę cię z mieszkania, jeżeli nie podejmiemy jakiejś decyzji.

James parsknął śmiechem słysząc jej groźbę i rozparł się wygodniej na krześle.

– Nie ma czego podejmować. – oznajmił pewnym siebie głosem. – Nie bierzemy rozwodu.

Lizzie ponownie sięgnęła po zapas cierpliwości, jaki jej pozostał. Wiedziała, że nie ma sensu wybuchać krzykiem, bo znów James wyjdzie i dalej będą żyli w takim zawieszeniu.

– Podaj mi jeden powód, dla którego nie powinniśmy wziąć rozwodu. – poleciła Lizzie, wpatrując się w twarz mężczyzny.

James milczał przez moment, lekko huśtając się na krześle. Lizzie ledwo powstrzymała się przed powiedzeniem mu, że jeżeli będzie tak robił to upadnie.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now