Rozdział dziewiąty

11.1K 379 50
                                    

Lizzie nie miała pojęcia jak długo znajdowała się w tej samej pozycji, zwinięta w kłębek na podłodze. Nie miała siły wstać. Jedyne co była w stanie zrobić to płakać. Płakała za wszystkie lata poniżania. Za wszystkie okropne słowa, które usłyszała od ojca. Za wszystkie razy, gdy ją uderzył, bo nie zrobiła czegoś tak jak chciał. Za wszystkie stracone nadzieje, że ojciec wreszcie ją pokocha.

Szlochała tak głośno, że nie usłyszała, że ktoś pukał do drzwi, po czym je otworzył.

– Kurwa. – powiedział znajomy głos, na co szybko podniosła głowę. Szybko otarła łzy z policzków i syknęła, gdy jej dłoń przypadkiem dotknęła miejsca, w które uderzył ją ojciec. Zobaczyła, że ma rękę umazaną krwią, lecz była w takim szoku, że nic do niej nie docierało.

Lizzie ponownie zwróciła swoją uwagę na męża stojącego w jej mieszkaniu. James zrobił krok w jej stronę, a ona odruchowo odsunęła się do tyłu. Od razu w jej głowie usłyszała słowa ojca, że nauczy Jamesa jak z nią postępować. Bała się, że właśnie po to przyszedł. Nowe łzy zaczęły spływać po jej twarzy. James wpatrywał się w nią z szeroko otwartymi oczami, po czym przeczesał włosy palcami. Po chwili wypuścił głośno powietrze i znów zrobił krok w jej stronę. Tym razem, Lizzie się nie odsunęła. Siedziała nieruchomo, nie spuszczając wzroku z męża.

James podszedł do niej niepewnie i kucnął. Przez chwilę nie wykonał żadnego ruchu, aż nagle podniósł rękę, a Lizzie przymknęła powieki i odsunęła się kawałek w tył. Czekała na uderzenie, lecz gdy nic się nie wydarzyło, otworzyła ponownie oczy i zauważyła męża wpatrującego się w nią z troską wypisaną na twarzy. Dziewczyna sapnęła. Dokładnie taką samą minę miał, rok temu. Gdy znalazł ją zakrwawioną w ich mieszkaniu, po tym jak poroniła.

– Kurwa. – powtórzył James, a Lizzie nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Jej mąż nigdy nie przeklinał, a w ciągu kilku minut zrobił to dwukrotnie. – Nie bój się mnie, Lizzie. Nie zrobię ci krzywdy. – powiedział cichym głosem, po czym przytulił ją mocno do siebie.

Lizzie znów zaczęła płakać. Nie mogła uwierzyć, że James ją obejmuje. Mimo tego, co jej zrobił, nie miała siły z nim walczyć. Nie dzisiaj. Nie po tym, co wydarzyło się z ojcem. Chciała na chwilę, zapomnieć o wszystkim i jedynie czuć przyjemne ciepło jego ciała.

Wtuliła się mocniej w Jamesa, a on schował głowę w jej włosy i delikatnie gładził ją po plecach. Jego silne ramiona i znajomy zapach wody kolońskiej sprawiły, że poczuła się bezpiecznie. Nie mogła przestać płakać. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, a od niekończącego się szlochu, miała trudności z oddychaniem. James przez cały jej atak, trzymał ją mocno przytuloną do siebie i szeptał do ucha uspokajające słowa.

Wreszcie, po bardzo długim czasie, Lizzie przestała płakać. Była tak zmęczona, że nie była w stanie wstać. James widząc, że żona chce się podnieść, pomógł jej stanąć na nogi.

Przez chwilę stali i wpatrywali się w siebie w milczeniu. Lizzie z ulgą zauważyła, że na twarz męża, nadal nie powróciła maska obojętności, której tak bardzo nienawidziła. Nie zniosłaby jej widoku w tej chwili. Dzisiaj potrzebowała Jamesa, mężczyzny, w którym się zakochała. A nie, tej chłodnej, bezdusznej wersji, jaką stał się po ślubie.

– Musimy opatrzeć twój policzek. – odezwał się James, przerywając ciszę.

Lizzie, dopiero teraz przypomniała sobie o bólu jaki promieniuje jej z twarzy. Skrzywiła się, gdy opuszkami palców, dotknęła rozciętej skóry.

- Nie dotykaj. – polecił James i pociągnął ją w stronę ubikacji. – Gdzie masz apteczkę? – spytał, gdy usiadła na toalecie.

Łazienka była tak mała, że ledwo się w niej oboje mieścili. Lizzie wskazała mu szafkę, znajdującą się za jego plecami. Aby ją otworzyć, James musiał stanąć obok prysznica i mocno się nachylić. Po chwili wyciągnął małą apteczkę i zamknął drzwiczki. Gdy zaczął przetrząsać jej zawartość, Lizzie uświadomiła sobie, że musi wziąć prysznic. Pragnęła zmyć z siebie pot, łzy i wszystkie okropne wydarzenia tego dnia.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Where stories live. Discover now