Rozdział dwudziesty czwarty

8.7K 290 3
                                    

W salonie zrobiło się ciemno, lecz żadne z nich nie ruszyło się, aby zapalić światło. Oboje milczeli, każde pogrążone w swoich myślach.

Lizzie czuła, że zdrętwiała jej ręka, ale nie miała ani siły ani chęci, aby się poruszyć. Przytulona do Jamesa czuła się niezniszczalna. Czuła, że może zmierzyć się ze wszystkimi swoimi demonami.

- Przecież to chore. – odezwał się nagle James.

W pomieszczeniu panowała taka cisza, że dźwięk jego głosu, Lizzie podskoczyła przestraszona. Popatrzyła na ledwo widoczną w ciemności twarz mężczyzny, nie rozumiejąc do czego odnosi się jego zdanie.

- Co jest chore? – spytała, gdy mężczyzna nie powiedział nic więcej.

Usłyszała jak westchnął i bardziej zgadła niż zobaczyła, że przeczesuje włosy palcami.

- Przepraszam, myślałem o czymś, a na głos powiedziałem tylko ostatnie zdanie. Do tej pory zastanawiałem się jaki ojciec chce wydać swoją córkę za faceta starszego od niego samego. Uważałem, że to chore. Teraz nie mogę pojąć jak mógł chcieć wydać ciebie nie tylko za starego dziada, ale na dodatek za kogoś, kto próbował ciebie zgwałcić. To... to porąbane. Kto tak robi?

Lizzie nie odpowiedziała od razu. Sama zadawała sobie podobne pytania. Dlaczego jej ojciec się tak zachowuje? Skąd się bierze jego nienawiści w stosunku do niej?

- Nie wiem. – odpowiedziała po dłuższej chwili. – Nigdy nie uważał mnie za wystarczającą. Od zawsze musiałam walczyć o jego uwagę i miłość, lecz bezskutecznie. Uznał, że wreszcie się na coś przydam, gdy wyda mnie za Edwarda.

Głos jej się łamał, lecz nie rozpłakała się.

- Dla mnie jesteś wystarczająca. – powiedział James i przytulił ją mocno do siebie. – Kocham cię, Lizzie.

Lizzie ponownie wtuliła się w niego i przymknęła oczy. To już któryś raz, gdy James wyznaje jej miłość, a ona nie odpowiada mu tym samym. Nie była na to jeszcze gotowa.

- Zostaniesz na noc? – spytał James po dłuższej chwili milczenia.

- Nie mogę. Mam jutro pracę.

- Stąd masz bliżej, a na górze nadal są wszystkie twoje ubrania i kosmetyki. Nic nie ruszałem. Nie chcę abyś wychodziła.

Lizzie przygryzła wargę. Nie chciała zostać na noc w tym mieszkaniu, ale z drugiej strony, nei chciała też być sama.

- Dobrze. – odpowiedziała cicho, a James na jej słowa wstał i wziął ją za rękę. – Zaniosę lampki do kuchni, a ty znajdź potrzebne rzeczy.

Lizzie przytaknęła, po czym udała się w kierunku schodów. Zapaliła światło i aż zmrużyła oczy przyzwyczajone do ciemności. Powoli wspinała się po stopniach w górę, jakby bojąc się, że każdy krok zbliża ją do przeszłości, do której nie chciała wracać.

Stanęła na szczycie schodów i zapatrzyła się na drzwi prowadzące do jej starej sypialni. Weszła do środka i rzeczywiście, nic się nie zmieniło. Wszystko wyglądało dokładnie tak samo jak, gdy zostawiała to miejsce kilka miesięcy temu. Popatrzyła na idealnie zaścielone łóżko, z którym miała najwięcej wspomnień. To na nim kochała się z Jamesem. To w nim zostawiał ją całkiem samą. I to w nim codziennie zasypiała płacząc z bezsilności.

Odwróciła szybko wzrok, nie chcąc psuć sobie jeszcze bardziej humoru, smutnymi wspomnieniami. Szybko znalazła jakąś piżamę i ubrania na jutro, po czym wyszła z pokoju. Z wahaniem udała się w kierunku drzwi sypialni Jamesa i stanęła przed nimi. Nie wiedziała, czy może wejść do środka bez pukania. Nigdy wcześniej, James nie zaprosił jej do siebie. Zawsze to u niej się spotykali i gdyby nie kilka razy, gdy z czystej ciekawości zajrzała do środka podczas jego nieobecności, nie miałaby pojęcia jak wygląda to pomieszczenie.

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz