Rozdział dwudziesty dziewiąty

8.5K 279 47
                                    

            W progu stał James, a Bella trzymała go za rękę, uśmiechając się szeroko. Lizzie była tak zaskoczona jego obecnością, że przez dłuższą chwilę nie powiedziała słowa. James też milczał, przypatrując się jej niepewnie. Bella, ubrana w strojną, różową sukienkę, patrzyła to na Lizzie to na Jamesa, machając tak szybko głową, że diadem, który miała na głowie, niebezpiecznie się kołysał.

– Mówiłam ci, abyś nie wpuszczał obcych osób, Bello. – odezwała się wreszcie Lizzie, łamiącym z nerwów głosem.

– Lizzie. – wyszeptała dziewczynka, marszcząc czoło. – To Jammie, twój mąż. Sprawdziłam przez szatana, tak jak mi kazałaś. – dodała.

Lizzie lekko się uśmiechnęła, słysząc słowa Belli, która myślała, że nie poznała Jamesa. Było wręcz odwrotnie.

– Przez judasza, Bello. – poprawiła ją odruchowo, grając na zwłokę.

– Co?

Lizzie westchnęła głośno; to nie pierwszy raz, gdy dziewczynka pomyliła nazwę wizjera i nazwała go szatanem, zamiast judaszem. Nie miała głowy, aby jej to znów tłumaczyć, więc rozejrzała się po kuchni, aby w jakiś sposób wypłoszyć z niej Bellę.

– Bello, może weźmiesz babeczki i podzielisz się nimi z Peterem? – spytała wreszcie, namierzając talerz stojący na blacie.

Zanim Bella odpowiedziała, do pomieszczenia wszedł Peter i popatrzył na Jamesa, nadal stojącego w progu.

– Co ci się stało? – spytał, patrząc szerokimi oczami na twarz mężczyzny.

Lizzie zaskoczona, dopiero teraz zebrała się na odwagę, aby przyjrzeć się Jamesowi i prawie sapnęła widząc jego twarz. Jego lewy policzek był mocno zaczerwieniony, lecz to jego oko przykuwało od razu uwagę. Było opuchnięte tak bardzo, że Lizzie wątpiła, aby James dobrze na nie widział, a dopiero pojawiający się ciemnogranatowy siniak świadczył o tym, że cokolwiek mu się stało, wydarzyło się niedawno.

– Jamie uderzył się drzwiami, prawda? – zamiast Jamesa odpowiedziała Bella.

James przytaknął delikatnie głową, na co Peter zmarszczył brwi w wyrazie niedowierzenia, lecz nic więcej nie powiedział. Jego czujny wzrok przeskakiwał od Lizzie do Jamesa, jakby starał się zrozumieć, o co chodzi.

– Babeczki są gotowe, może zjecie je w salonie? – spytała Lizzie, nadal szukając sposobu, aby pozbyć się dzieci z kuchni.

Peter rozumiejąc sens ukryty za tym pytaniem, wziął talerz do jednej ręki, złapał niechętną Bellę, drugą dłonią i wyprowadził ją z kuchni. Atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej napięta, gdy zostali sami.

– Co tutaj robisz? – spytała wreszcie; choć bardzo starała się nad sobą panować jej drżący głos zdradził w jakim jest stanie.

– Musimy porozmawiać. – odpowiedział spokojnie James, robiąc krok w jej stronę.

Lizzie wyciągnęła dłoń przed siebie, zatrzymując mężczyznę tam gdzie stoi.

– Nie mamy o czym rozmawiać.

James prychnął i przechylił lekko głowę, patrząc na nią uważnie.

– Nie zgadzam się. – powiedział po dłuższej chwili milczenia. – Chyba zasługuje na jakieś wytłumaczenie?

Tym razem to Lizzie prychnęła, nie mogła uwierzyć jak bardzo jest on bezczelny.

– Ty!? – krzyknęła, nie mogąc się powstrzymać. – Mam ci wytłumaczyć jakim jesteś dupkiem?

Odrzucona (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz