Rozdział 30

239 12 0
                                    

"Tak mamo, przyjdę. Nie wiem, pewnie chwilę po piątej, zależy, ilu będę miała pacjentów." -blondynka rozmawiała przez telefon, jednocześnie oglądając swój jeszcze ledwo zauważalny brzuch. "Nie, przyjdę sama, Jughead pracuje." -westchnęła. "To wszystko?" -przewróciła oczami, słysząc kolejną uszczypliwą uwagę. "Yhm, do zobaczenia." -rozłączyła się.

"Przyjazna jak zwykle..." -powiedziała do siebie.

-Coś się stało? -w pokoju pojawił się brunet. Słyszał tylko końcówkę rozmowy.

-Nic szczególnego, moja matka zaprosiła mnie na herbatę. -odparła, podchodząc bliżej partnera.

-Tak? Chce, żebyś zaszczyciła ją swoją obecnością? Kiedy?

-W piątek. -objęła dłońmi szyję mężczyzny.

-Mam iść z tobą?

-Przykro mi to mówić skarbie, ale nie zostałeś zaproszony.

-Naprawdę? Jaka szkoda, tak bardzo chciałem iść! -zaśmiał się sztucznie. -Jesteś pewna, że chcesz wejść do jamy lwa, sama?

-Chyba nie mam wyboru. -odpowiedziała.

-Zawsze możesz poprosić Charlesa albo Polly...

-Polls ostatnio ma z Alice pod górkę, Charles wyjeżdża w delegację, muszę przejść przez to sama. -wzruszyła ramionami. -Dam radę, będę dzielna.

-W to nie wątpię.

Od czasu, kiedy blondynka powiedziała Jugheadowi o ciąży, minął niecały miesiąc. Obydwoje przyzwyczaili się do myśli, że za jakiś czas będą rodzicami. Nie ukrywali wiadomości o stanie, w którym znajduje się kobieta, a nowiną podzielili się z bliskimi osobami. Jednak okoliczności, w których Betty zaszła w ciążę znane zostały tylko dla naprawdę wąskiego grona. Najbardziej podekscytowani na wieść o dziecku byli Serpents, nie mogli się doczekać swojego księcia albo księżniczki. Oczywiście Veronica, Cheryl i Polly również nie próżnowały i całymi dniami zasypywały Betty zdjęciami dziecięcych pokoików, ubranek oraz zabawek.


-Dzień dobry, panie Jones! -przywitała się, wchodząc do Whyte Wyrm. Ojciec jej ukochanego właśnie układał alkohol na półkach za kontuarem.

-Cześć, Betty! -spojrzał na kobietę. -Jak się czujesz?

-W porządku, dziękuję. -uśmiechnęła się. Z dnia na dzień odczuwała coraz mniej uciążliwych dolegliwości, co sprawiało jej niesamowitą radość. -Jughead już jest?

-Niestety nie. -zaprzeczył ruchem głowy. -Musiał pojechać po towar do innej hurtowni. -wytłumaczył. -Napijesz się czegoś?

-Nie, dziękuję. Myślałam, że uda mi się z nim zobaczyć. -powiedziała. -Spotykam się dzisiaj z moją matką. Chciałam mu przekazać, żeby przyjechał po mnie o szóstej. Nie mogę zadzwonić, bo rozładował mi się telefon. -podniosła swoją komórkę.

-Przekażę mu, kiedy się pojawi.

-Naprawdę? Dziękuję bardzo!

-Powiedzieliście już Alice? -popatrzył na wybrankę syna.

-Nie i jak na razie nie mamy zamiaru.-odparła. -Dowie się, prędzej czy później. Jak nie od nas to od ludzi z miasteczka. -wzruszyła ramionami. -Będę się zbierać, Alice nienawidzi spóźnialstwa.

-Powodzenia! -zaśmiał się cicho.

-Dziękuję, przyda się! -wyszła z baru.


Niecałe dwadzieścia minut później stała już przed drzwiami rodzinnego domu. Wzięła głęboki oddech, po czym nacisnęła dzwonek.


"Tylko Ciebie Chcę"~BugheadWhere stories live. Discover now