Rozdział 33

343 11 5
                                    

Pod koniec września, kilka dni przed planowanym terminem na świat przyszedł nowy członek rodziny Cooper-Jones. Oszczędził swojej mamie wielogodzinnych trudów, ponieważ urodził się niecałe półtorej godziny po tym, jak Betty poczuła pierwsze skurcze. Rodziców najbardziej zdziwił fakt, że jego włoski były czarne jak smoła, a karnacja nad wyraz jasna. Wyglądał zupełnie jak Jughead...

-Jesteś taka dzielna kochanie. -brunet pocałował ukochaną w skroń, kobieta przytulała do siebie drzemiącego chłopczyka, a Jug obejmował ją ramionami, zajmując miejsce na małym taborecie tuż przy łóżku.

-Juggy... -wyszeptała cicho, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.

-Czemu płaczesz słońce? -zapytał, marszcząc brwi.

-Nie wiem... -zaśmiała się cicho. -To może wina hormonów. -wzruszyła ramionami. -Jestem taka szczęśliwa. -kąciki ust delikatnie się uniosły.

-Też jestem szczęśliwy, Betts... Nigdy bardziej nie byłem.

Po kilku dniach dostali pozwolenie, aby opuścić szpital, maluch, który wciąż pozostawał bezimienny, był zdrowy i silny, blondynka również powoli odzyskiwała energię.

-Oto twój dom, mały. -powiedział Jughead, wyjmując syna z nosidełka. Betty obserwowała, z jaką delikatnością trzyma noworodka. -Będzie ci tutaj dobrze, obiecuję. -wyszeptał, składając pocałunek na jego małej główce.

-Czy on nie jest idealny? -zapytała blondynka, kiedy tej samej nocy, po karmieniu, usypiała synka. W pokoju panował półmrok, tylko mała lampka w rogu pomieszczenia dawała delikatne światło.

-Jest. -zgodził się mężczyzna.

-Juggy... -podała chłopca partnerowi.

-Tak? -spojrzał na nią, gładząc maluszka po policzku.

-Czy tobie też się wydaje... -zaczęła. -Wiem, że nie ma to dla ciebie znaczenia, ale...

-Czy mi też wydaje się, że Bret jednak nie jest ojcem?

-Yhm. -pokiwała głową. -To nieprawdopodobne, żeby przypadkiem był, aż tak podobny do ciebie.

-Niewiele się nad tym zastanawiałem, Betts... Myślę, że możesz mieć rację, jest to nawet bardzo prawdopodobne. -odparł. -Tyle tylko, że to, czy jest on moim biologicznym dzieckiem, czy nie, nic nie zmieni. Jestem w stanie oddać za niego życie, teraz, bez wiedzy po kim odziedziczył część swoich genów. -wyszeptał.

-Kocham cię Juggy, kocham cię i dziękuję za wszystko. -pocałowała jego usta.

-Jesteś pewien, że nie chcesz kontynuować tradycji... Twój tata na pewno by się ucieszył. -spytała blondynka, kiedy następnego dnia debatowali nad imieniem dla syna.

-Nawet o tym nie myślę, B. Mój staruszek może byłby zadowolony, ale nie zrobię krzywdy własnemu dziecku, gdybym miał normalne imię, to teraz nie musiałbym posługiwać się pseudonimem.

-W takim razie zaproponuj coś, tatuśku. -westchnęła, ostatniej nocy maluch dał jej popalić, dlatego teraz ciężko było jej zebrać myśli.

-Liam? -powiedział po chwili namysłu.

-Teraz co drugi chłopak ma tak na imię, coś bardziej oryginalnego.

-W takim razie może Frank? -spojrzał na chłopca śpiącego w ramionach matki.

-Lepiej, ale chyba do niego nie pasuje.

-Raczej nie. -mruknął.

Spędzili trochę czasu w ciszy, szukając w głowie czegoś odpowiedniego, co mogłoby spodobać się drugiej ze stron.

"Tylko Ciebie Chcę"~BugheadWhere stories live. Discover now