Rozdział 3

1.6K 111 47
                                    

-Nie rozmawiaj z mamą na temat pracy, ostatnio nie koniecznie dobrze sobie radzi. -wyszeptał, Charles, starszy brat blondynki. Siedzieli przy stole czekając, aż dołączą do nich rodzice.

-Dzięki za ostrzeżenie. -uśmiechnęła się łagodnie do mężczyzny. Nie można było powiedzieć, że rodzeństwo Cooper za sobą nie przepadało
Wręcz przeciwnie, wspierali się nawzajem i oferowali sobie pomoc. Każde z nich miało specyficzne relacje z Alice. Nie dogadywali się. Sprawa z ich ojcem wyglądała zupełnie inaczej. Hall Cooper nie wchodził swojej żonie w drogę, nigdy też nie stawał w obronie dzieci. Robił wszystko o co poprosiła albo raczej co nakazała mu żona. Jego udział w życiu rodzinnym kończył się na zarabianiu pieniędzy i uśmiechaniu się, gdy ludzie chwalili jego dzieci.

-Elizabeth, pomóż mi. - odezwała się matka kobiety.

-Zaczyna się, powodzenia. -wyszeptała Polly, a Betty tylko się uśmiechnęła.

-Już idę mamo! -wstała od stołu i poszła do kuchni.

-Jak ci idzie praca, Elizabeth? Opowiedz. -spojrzała na córkę, krojąc łososia leżącego na talerzu.

-Jest w porządku. Mam bardzo dużo pacjentów. Zabiegi często są trudne i wymagają sporej precyzji, ale jest dobrze.

-Na pewno byłoby lepiej, gdybyś wybrała specjalizację kardiologiczną. -westchnęła, ilustrując ją dokładnie wzrokiem. - Jesz nieregularnie, a posiłki na pewno są niezdrowe. To pewnie, dlatego twoja waga się zmieniła.

-Masz rację, mamo. -odpowiedziała Betty, a Charles starał powstrzymać śmiech. Kobieta była przygotowana na krótką kłótnię z blondynką, ale Betty przyznała jej rację, jednocześnie kończąc rozmowę. Wszyscy byli przyzwyczajeni do uszczypliwych uwag matki, dlatego to co usłyszała B, na nikim nie zrobiło wrażenia i zostało po prostu przemilczane.

-I jak było? -zapytała Cheryl, podczas rozmowy telefonicznej.

-Dowiedziałam się, że nie powinnam tyle jeść, bo przytyłam. Wiem też, że bycie chirurgiem jest bez sensu i w ogóle wszystko co robię to tragedia.
-zaśmiała się. -Czyli nic specjalnego.

-Żal mi cię. Wychodzisz dzisiaj, gdzieś?

-Yhm. Idę się spotkać z Veronicą. Ze wszystkich ludzi mieszkających w Riverdale, tęskniłam tylko za nią, oczywiście nie licząc mojego rodzeństwa, ale z nimi i tak widuję się dosyć często.

-Pani strażnik wypuści cię samą z domu? Przecież nie wypada, żeby młoda kobieta sama chodziła wieczorem po miasteczku...-śmiała się ruda.

-Pójdę z Charlesem, powiedział, że zostaje w tym upiornym domu na noc, przynajmniej nie będę rano jadła śniadania sam na sam z moimi kochanymi dawcami życia. Powiemy im najwyżej, że urządzamy sobie spacer i tyle. Mój baraciszek na szczęście jest cierpliwy, poczeka na mnie w barze.

-Przynajmniej tyle. Trzymaj się B, jakbyś czuła, że jesteś o krok od śmierci to szybko dzwoń albo chociaż napisz hasła do kont bankowych i powiedz, gdzie trzymasz biżuterię. Zaopiekuję się tym.

-Yhm. Czyli bardzje zależy ci na dobrach materialnych niż na mnie...

-Jeżeli mama Cooper złapie cię w swoje szpony, to i tak nic cię nie uratuje. Ja przynajmniej zadbam o twojej cenne przedmioty, to tyle...

-Bardzo pozytywny scenariusz, Cher.

-Lepiej przygotować się na najgorsze.

-Dzięki za rady, będę pisać. Cześć!

"Tylko Ciebie Chcę"~BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz