01. Szklane serce Olivii

117 7 6
                                    

Chyba szczerze mogłam powiedzieć, że nie byłam ulubienicą losu, ani żadnego z bożków. Leniwie przeciągnęłam się, od razu słysząc ciche strzelanie zastygniętych w jednej pozycji kości. Uśmiechnęłam się pod nosem na dość znajomy mi dźwięk, zdejmując z kolan laptop zapełniony lekcjami, które omijały mnie w zwyczajnej szkole. Zmęczenie, które ogarnęło mnie w tej chwili było przytłaczające. Wiem, bo jak niby będąc w szpitalu i nic nie robiąc można się męczyć? Otóż odpowiedz jest prosta. Tutaj nawet oddychanie, czy zwykłe nic nie robienie męczyło. Ale to oznaczało także, że kroplówka z lekami przeciwbólowymi oraz propanololem* właśnie się skończyła, co odczuwałam też, między innymi, w spokojnym rytmie serca. Leniwie wcisnęłam przycisk, który miał za zadanie wzywać pielęgniarki i cierpliwie czekałam, aż ktoś przyjdzie. Nie musiałam czekać zbyt długo— do sali wpadła pielęgniarka Clara, niewątpliwie jedna z moich ulubionych.

–tak szybko zleciała?– zdziwiona wzięła w dłoń odzianą w niebieską, lateksową rękawiczkę, buteleczkę po mieszaninie. Uśmiechnęła się do mnie rzędem białych i równych zębów, co odwzajemniłam, przecierając delikatnie powieki.

–najwyraźniej– zaśmiałam się cicho. Pani Clara dość szybko zyskała moją sympatie. Można powiedzieć, że jako pierwsza, gdy się tutaj zjawiłam. Była średniego wzrostu, złotowłosą kobietą o nie tylko pięknym uśmiechu, ale i niezwykle dobrym sercu. Potrafiła godzinami siedzieć z pacjentem, rozmawiać o tym, co go trapi oraz pocieszać. Ale największa uwagę przykuwał tatuaż na jej prawej ręce. Miała zrobiony cały rękaw, tak starannie, że do złudzenia przypominał pracę prawdziwego artysty(chodź nie mówię, że tatuatorzy artystami nie są) na miarę Picasso.

–no to jak na razie jesteś wolna, jeszcze tylko zmierzymy puls– z jej niewykrywalnym entuzjazmem nałożyła na mój palec pulsoksymetr, który miał za zadanie sprawdzić moje parametry. Oczywiście po lekach były stabilne oraz, mniej więcej, w normie.

Po tych czynnościach pielęgniarka wyszła, a ja miałam trochę czasu dla siebie. Muszę przyznać, że pomiędzy tymi wszystkimi pobytami w szpitalu zdążyłam się rozleniwić, a nawet straciłam kondycję. Teraz niemal wyzwaniem było dla mnie wejść na piąte piętro, chociaż może to też wina braku witamin? Nie wiem. Na to pytanie mi jeszcze nikt nie odpowiedział. Ale wiedziałam, że każdy mój pobyt w szpitalu wyglądał tak samo, a nawet rutyna i reakcje lekarzy były takie same. W tym nudnym życiu, gdzie nie byłam ani najlepsza, ani najgorsza, ani najbrzydsza, ani najładniejsza, naprawdę brakowało mi czegoś w czym mogłabym być „naj". Bo przecież, halo, każdy miał jakieś swoje wady i zalety, prawda? Ale co było moimi? NAJgorsza wada serca? No chyba nie. Rozbawiona przez swoje własne myśli pokręciłam głową i wzięłam potrzebne mi rzeczy, żeby wziąć kąpiel. Dochodziła dopiero trzynasta, do kolejnego obchodu miałam dużo czasu, a szczerze mówiąc po wczorajszych lekach oraz badaniach byłam wykończona. Oczywiście mój organizm niezbyt dobrze znosił morfologię z rozmazem, szczególnie, gdy była to któraś pod rząd.

Cichutko nucąc pod nosem przekręciłam zamek w drzwiach. Rozpuściłam swoje niezbyt długie, gdyż tylko do ramion, ciemne włosy. Przeczesałam je dłońmi, wyłapując w świetle, jak mieniły się na nieznany mi odcień blondu(albo bardzo jasnego brązu?) z odrobiną rudego koloru. Wciągnęłam nieco głębiej powietrze, ciesząc się chwilą, gdy mogłam oddychać pełną piersią bez uczucia, że tlen nie dociera do moich płuc. Wierzcie mi, bądź nie, ale nawet dla mnie te chwile były czasami przerażajace. Potrafiłam obudzić się w środku nocy i po prostu czuć, że się.. dusze. Zamyślona zdjęłam z siebie szare dresy oraz różową oversize'ową bluzę z małym motywem królika Bugsa, który chyba nie jeden pobyt w szpitalu ze mną pamietała. Oczywiście przy tym cholernie uważałam na wenflon, który tym razem, wbrew moim protestom, zrobili mi w zgięciu ręki. Wiecie, wiecznie w nadgarstku być nie mógł, ale wolałabym go mieć tam, niż tutaj. Gdy już uporałam się z tym małym problemem, ostrożnie weszłam pod prysznic, odkręcając strumień ciepłej, przyjemnej wody. W tym czasie rozpamiętywałam też dzień, gdy po raz pierwszy zamiast, tak jak zawsze, skierowania mnie na oddział dziecięcy, lekarz zaprowadził mnie na oddział kardiologiczny dla osób dorosłych. Tylko niezbyt bardzo pamiętałam, ile miałam wtedy lat, ale pewnie coś około jedenastu. Niestety, ale w moim przypadku jeden krok w przód, oznaczał też dwa w tył, czy tego chciałam, czy nie. Zamknęłam oczy, pozwalając, by wspomnienia powróciły z najgłębszego zakamarka.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now