08. To będzie nasz sekret

43 4 0
                                    

Od razu w moje policzki uderzył ciepły, letni wiatr. Nie wiem czemu, ale poczułam buzującą w moich żyłach adrenalinę, która dawała mi poczucie wolności—nie zrozumcie mnie źle, ale dla dzieciaka, z którym każdy obchodził się, jak z jajkiem, to było coś.

Obok mnie szedł mocno zdezorientowany Nathaniel, z zaciągniętym na głowę kapturem, aby nikt nas nie rozpoznał. Oczywiście mieliśmy zakryte opaski, świadczące o naszym byciu pacjentem.. cóż, pewnie personel nie powinien się dowiedzieć o naszej nieobecności przez dobre kilka godzin przy dobrych wiatrach, a z tego wynikało to, że mieliśmy trochę czasu.

–powiesz mi, co tam ci wskoczyło do tej głowy?– sapną chłopak, powoli normując oddech po naszym sprincie po schodach. Spojrzałam na niego kątem oka, unosząc delikatnie jeden z kącików ust ku górze.

–właśnie korzystam z życia! Mam już dość tych wszystkich zakazów i nakazów– wyrzuciłam ręce do góry, robiąc piruet wokół własnej osi. Blondyn jakby delikatnie pobladł, a zaraz parskną śmiechem, przecierając twarz dłońmi.

–jest coś, czym mnie jeszcze zaskoczysz, Woods?– spytał, dorównując mi kroku. Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie, jak starą, dobrą kumpele. Dla ludzi mogło to wyglądać dwuznacznie, ale wierzcie mi, że umiałam wyczuć różnice między miłosnym objęciem, a przyjacielskim uściskiem. Tylko.. czemu moje policzki nagle zaczęły piec? Zdziwiona zmarszczyłam nos, odwracając wzrok w bok.

–Pewnie sporo rzeczy, Hearts– wymamrotałam konspiracyjnym tonem głosu, zakładając ramiona na klatce.

–możesz mnie nie bić tymi kośćmi?– skomentowałam, czując odbijające się jego kości od tych moich. Hearts spiorunował mnie spojrzeniem, głęboko wciągając powietrze. Popatrzyłam na niego z rozbawieniem, kierując się w stronę parku, który tak bardzo chciałam zobaczyć, odkąd tu trafiłam.

W ciszy szliśmy oświetlonym chodnikiem, zostawiając w tyle szpital. Noc była rześka, nawet trochę chłodna, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Jemu chyba też nie.

–Olivia?– spytał, zatrzymując się w pół kroku, po czym delikatnie się odsuną. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, co było oznaką, by śmiało mówił.

–na co ty tak właściwie chorujesz, co?– spytał prosto z mostu, nawet mnie zaskakując swoją bezpośredniością. Mogłabym powiedzieć, że akurat on wyglądem przypominał jakiegoś aniołka z mitologii.

–um, co masz dokładniej na myśli?– spytałam z rozkojarzeniem, rozglądając się po nieznanej mi okolicy, w której właśnie się znaleźliśmy. Była to jedna z ulic, jak się okazało, ogromnego parku. Tutaj akurat znajdowała się fontanna, z porozstawianymi wokół ławkami. Była oświetlona przez blask kilku latarni, ale wierzcie mi, wyglądało naprawdę romantycznie.

–Woods, nie dobijaj mnie– mrukną, wkładając dłonie w kieszenie dresowych spodenek z logiem Nike. Osz cholera, było poważnie.

–Nooo, mam wrodzoną wadę serca, a czemu pytasz?– założyłam ramiona na klatce, dokładnie lustrując go spojrzeniem. Blondyn z lekka się napiął, słysząc moje pytanie, które najwyraźniej wprawiło go w zakłopotanie.

–tak się pytam.. po prostu chciałbym wiedzieć, na co choruje moja kumpela– odpowiedział po chwili namysłu, przeczesując gęste włosy palcami. Przegryzłam wargę. W gruncie rzeczy to chłopaków, takich, jak Nate było multum—o idealnym wzroście, jasnych włosach, śniadej cerze i wysportowanej sylwetce. Wielu było sportowców, którzy ulegali kontuzjom.. więc dlaczego tylko do niego ciągną mnie jakiś niewidzialny magnez? Czemu chciałam z nim spędzać każdą wolną chwile, skoro wiedziałam, że był dla mnie poza zasięgiem?

Cholera, Olivia, ogarnij się. Zwykła fascynacja nową osobą.

Usiadłam na jednej z ławek, zaczynając wpatrywać się w nocne niebo. Trudno uwierzyć, że według moich dziecięcych rozważań ludzie po śmierci stawali się jedną z gwiazd.

–okey, ale twoja kumpela chciałaby wiedzieć, na co choruje jej kumpel– wypaliłam nagle, nawet na niego nie patrząc. Domyślałam się, jak mógł zareagować. Nate z frustracją wypuścił powietrze, podpierając policzki na dłoniach.

–wiesz.. to skomplikowane– przyznał dość niepewnie. Mogłam usłyszeć, jak jego głos zaczynał się łamać.

–nie jest skomplikowane, Nate– wymruczałam, wyciągając z kieszeni gumkę do włosów, po czym spięłam je w koczka. Nate przymkną oczy, jakby delektując się chwilą.

–kocham nocne wieczory– przerwał, nagle zmieniając temat i ciszę, która kłębiła się pomiędzy nami.

–przypomina o tym, kiedy wracałem z boiska po kilku godzinach meczu.. spocony, jak grecki bóg, a ten chłód zawsze był takim przyjemnym ukojeniem– pokręcił lekko głową, przez co nawet ja się zaśmiałam. Popatrzył na mnie typowym dla siebie spojrzeniem, które mówiło „i z czego się śmiejesz?", po czym poprawił się na ławce, opierając barki na jej oparciu. Wygodnie wyciągną swoją rękę.

–czyli mam rozumieć, że się nie dowiem, na co chorujesz?– spytałam, łapiąc z nim kontakt wzrokowy. Jego zielone spojrzenie przenikało mnie na wylot.

W ogóle miałam wrażenie, że Nate był całkiem inny , niż osoby, które zazwyczaj spotykałam na swojej drodze. Może to właśnie to, że był dla mnie nie osiągalny, najbardziej mnie do niego ciągnęło? Dobrze tak snuć refleksje o kim, kto siedział dosłownie obok ciebie.

–nie– zaprzeczył, pochylając się delikatnie w moim kierunku. Czułam jego ciepły oddech, przyprawiający mnie o dziwne uczucie radości w brzuchu.

–na razie się nie dowiesz, Woods.. musimy już wracać– ah, kilka jego słów wystarczyło, by cały ten moment legł w gruzach. Przetarłam dłonią zaczerwienione policzki, wstając z jego pomocą z ławki. Nie wzięłam telefonu, dlatego nie miałam nawet jak zerknąć na godzinę. Można powiedzieć, że poniekąd chciałam odciąć się od świata.

–ah, No dobrze. Ale kiedyś się dowiem– powiedziałam z przekonaniem w głosie. Nate w odpowiedzi obdarował mnie jednym z tych swoich tajemniczych uśmieszków, a reszta drogi minęła nam w ciszy. Jednak już nie nieprzyjemnej, a całkiem kojącej. Na moje rozterki.

W szpitalu jednak nadszedł moment, gdzie musieliśmy iść w swoją stronę. Chwile stałam w miejscu, czując, jak zaczynałam się rozgrzewać i wtedy dostrzegłam też coś, co wcześniej było dla mnie nie zauważane. Gdy tylko Nate się odwrócił, wyciągnął telefon z kieszeni. Zaciekawiona, specjalnie zatrzymałam się na chwile dłużej.

dobranoc, kochanie– powiedział do telefonu, a w cichym korytarzu dało się wychwycić dźwięk wysłanej na messangerze wiadomości. To podziałało na mnie, jak kubeł zimnej wody. Czym prędzej poszłam do swojej sali, czując, że w moim umyśle zaczynał się jeden wielki chaos. Nie, Nate nie był dla mnie nikim więcej, niż kumplem, ale równocześnie dziwnie czułam się z faktem, że już kogoś miał. Po prostu tak, jakbym robiła coś złego.

–chce do domu!– powiedziałam do siebie, upadając na moje kochane łóżko w sali. Naciągnęłam na twarz poduszkę, w końcu zatapiając się w swoich myślach.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now