12. Już nie szukam winnych

30 3 2
                                    

Ze stresu wybijałam palce, wdychając ten okropny, typowy dla lekarskich gabinetów zapach. Nie wiedziałam nawet, jak go określić, po prostu był ostry i taki.. dziwny, po prostu trudny do określenia. Byłam pewna, że na chwile wstrzymałam oddech, gdy starsza pielęgniarka pokazała mi leżący na szpitalnym wózku stos igieł w opakowaniach oraz potrzebne jej rzeczy do odkażania.

–wyprostuj rękę– poprosiła markotnie, choć wcale mnie to nie dziwiło. Gdybym miała przekłuwać wszystkich pacjentów, w między czasie jeszcze witając nowych, to zapewne po jakimś czasie by mi się to znudziło. Każda z pielęgniarek w zabiegowym robiła to już prawie mechanicznie, jakby właśnie do tego zostały zaprogramowane. Wzdrygnęłam się na swoje własne przemyślenia—czasami mnie przerażały.

–oh, boisz się, cukiereczku?– spytała chichocząca siostra Penelope, jak kazała na siebie mówić w trakcie mojej pierwszej wizyty tutaj. Dla pewności, nie każdy to lubił, dlatego był to pseudonim tylko dla wybranych.

Uśmiechnęłam się nerwowo, czując, jak drga mi jedna powieka.

–n-nie, nie, skąd.. jest w porządku– wydusiłam, obserwując przez cały czas prace drugiej z nich. Wbrew temu wszystkiemu lubiłam wiedzieć, co mnie miało czekać. Właśnie najbardziej w takich sytuacjach—mogłam się wtedy psychicznie przygotować na dziwne uczycie dyskomfortu, jakie zawsze towarzyszyło zakładaniu wenflonu.

Już po chwili w moim lewym nadgarstku znalazł się piękny, niebieski motylek. Zamrugałam kilka razy, chcąc pozbyć się uczucia łez oraz stresu, jaki mi tutaj towarzyszył, ale prawdę mówiąc to jeszcze gorszy czekał mnie dopiero, gdy przyjdzie lekarz kardiolog, który miał mieć dzisiaj ze mną ostatnie badania. Wiem, nie powinnam się stresować, ale było to silniejsze ode mnie. Powaga.

–oj, Livka, już się wycierpiałaś swoje w tym szpitalu. Trzymam za ciebie kciuki– uśmiechnęła się siostra Penelope, a w jej ślady poszła druga pielęgniarka, czyli Christina, która właśnie sprzątała jedno ze stanowisk. Ignorując nie miłe uczucie strachu posłałam im nieco bardziej spokojny uśmiech, po czym zamknęłam drzwi.

Odetchnęłam z ulgą. Nie lubiłam zakładania wenflonów, w tym wszystkim pocieszał mnie tylko fakt, że był on niebieski, czyli ten mniejszy. Chyba nie zniosłabym widoku grubszej igły w mojej ręce. W tym całym zamieszaniu niemal zapomniałam o badaniach, już mając odruch by iść do mojej ulubionej sali, ale mój zapał ostudziła pielęgniarka Clara.

–kochanieńka, chodź tutaj– z cwanym uśmiechem cmoknęła w powietrzu, pokazując ruchem głowy na wózek przed nią. Z morderczym wyrazem twarzy przewróciłam oczami, po czym usiadłam niechętnie na moim pojeździe.

–nowe Ferrari, tak?– zagaiłam, niezbyt pocieszona tym faktem. Za to kobiecie chyba dopisywał dzisiaj humor, bo ledwo co zduszając śmiech odpowiedziała:

–tak, jasne, twoje nowe Ferrari wjeżdża prosto do windy– westchnęła głęboko, klikając odpowiedni przycisk, by otworzyć masywne drzwi. Zawsze kojarzyły mi się z niepokojem, który czułam też teraz. Nie wiedzieć czemu, zawsze czułam się dziwnie jadąc windą, miała w sobie coś.. strasznego.

–widzę, niestety rola pasażera nie jest zbyt ciekawa– ze znużeniem oparłam głowę na dłoni, przełykając trochę głośniej ślinę, tak mimowolnie. Kobieta już nic nie odpowiedziała, tylko podprowadziła mnie prosto pod kolejny gabinet, gdzie zapukała do drzwi. Rozległo się kobiece, melodyjne „proszę!" I po chwili stałyśmy w środku.

–a to dziecko nie może samo chodzić?– spytała z uniesioną brwią lekarz, końcówką długopisu stukając w biurko. Była , na oko, chwile po trzydziestce. Z krótkimi czarnymi włosami obciętymi na chłopaka, bystrymi kasztanowymi oczami oraz poważnym wyrazem twarzy.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now