04. Analiza?

57 4 6
                                    

Nigdy nie przepuszczałam, że wśród szpitalnego amoku mogłabym tłumaczyć komuś coś tak przyziemnego, jak zwykła biologia. Kątem oka zerknęłam na swojego towarzysza, który z miną mówiącą „Boże, zlituj się nade mną" wpatrywał się tępo w zadanie, które właśnie rozwiązywaliśmy.

–James, skup się– westchnęłam z teatralną bezsilnością, po czym skrzyżowałam ramiona na klatce. Hearts uniósł brew ku górze z cwanym uśmiechem, cmokając w powietrzu.

–Panna Olivia ma coś jeszcze do powiedzenia, czy przestała już analizować moje dane?– spytał z nutą rozbawienia, odkładając w końcu zeszyt. Wstał powoli z łóżka, co sugerowało, że to definitywny koniec.

–napewno wszystko okey?– spytałam dla pewności, uznając, że odprowadzę go pod sale. Tak dla pewności.

Przemierzaliśmy szpitalne korytarze, które przecież znalazłam na pamięć, a jednak w obecności chłopaka wydawały mi się całkiem obce. On także wydawał się zagubiony, wędrując po całkiem nowym miejscu.

–nie zdążyłam spytać..– zaczęłam, chcąc przerwać ciężką, panująca między nami ciszę. Blondyn odwrócił się przez ramie, posyłając mi pytające spojrzenie.

–jeśli mogę wiedzieć, to co ci jest?– zatrzymałam się na korytarzu, ponownie krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Blondyn parskną śmiechem, jednak po chwili się pokrzywił, dotykając lekko swojego policzka. Najwyraźniej przykry uraz z wypadku nadal mu doskwierał.

–oprócz tego, że rozwaliłem sobie rękę oraz szczękę, ponabijałem siniaków i innych takich to jakiś uraz neurologiczny– wzruszył ramionami, z lekka się grabiąc. Zdumiona uniosłam brew, zastanawiając się, czy po prostu nie miał diagnozy, czy może nie chciał się dzielić tym, co mu było.

–jeszcze nie mam wyników tomografii– wyjaśnił, zagryzając swoją dolną wargę ze zdenerwowania. Drżały my ręce. Trochę z odruchu je złapałam.

–spokojnie, będzie dobrze.. najważniejsze, że możesz chodzić i normalnie funkcjonować– uśmiechnęłam się słabo, choć doskonale wiedziałam, że to nie do końca tak działało. W gruncie rzeczy to było tak, że najczęściej pacjentów dopadała, tak zwana u nas „szpitalna chandra" charakteryzująca się ospałością, przygnębieniem oraz wiarą w to, że będzie tylko gorzej. Trudno, żeby nie dopadała nas depresja, gdy byliśmy zamknięci w czterech ścianach. Pół biedy, jeśli mogliśmy wychodzić.

–łatwo ci mówić– prychną ze złością w głosie, zakładając ramiona na klatce. Wzięłam głęboki oddech.

–łatwo mi mówić, bo przeżyłam już tutaj swoje z wadą serca– mruknęłam z przekąsem, na co ten otworzył szerzej oczy. Najwidoczniej się zdziwił, nic dziwnego. Nie wyglądałam na „typowo-chorą" osobę, o ile można mieć jakąś kalkę takiego wyglądu.

–masz wadę serca?– spytał z niedowierzaniem, na co ja odpowiedziałam kiwnięciem głowy. Aż wróciliśmy pod jego, a moją ulubioną, sale.

–mogę wiedzieć, co ci dokładnie jest?– spytał ciszej, zawieszając lekko głowę w dole. Otworzyłam drzwi, jak gdyby nigdy nic siadając sobie na łóżku przyjaciela, który najwyraźniej miał badania razem z moją przyjaciółką. Wzruszyłam ramionami.

-wrodzona arytmia z chorobami współistniejącymi– wyjaśniłam, leniwie wbijając wzrok w sufit. Tak, śmiało można okrzyknąć, że Olivia Woods to najbardziej leniwa kluska w szpitalu.. nie obraziłam bym się.

Nathaniel przełkną głośno ślinę.

–mój tata chorował na to samo– pokiwał lekko głową, a ja odwróciłam w jego stronę wzrok, jakby się urwał conajmniej z choinki. Westchnął cicho.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now