03. Świat nie jest idealny, ale nie jest źle

66 6 5
                                    

Wracając do swojej sali cały czas biłam się z myślami. Przyłapałam swój organizm na tym, że reagował stresowo, gdy myślałam o przyjeździe mojej rodziny, której praktycznie.. co by nie powiedzieć, nie znałam. Wierzcie mi lub nie, ale, chociaż tego nie chciałam, nasz kontakt zaczął się urywać.

Do; Jane 🥰
Jak tam u was?

To był nasz zwyczaj i mała umowa. Kiedy wracaliśmy do swoich czterech ścian, pisaliśmy wiadomość. Ot, taki tam system bezpieczeństwa.

Od; Jane 🥰
Dobrze, ale nasz nowy współlokator ewidentnie jest nieśmiały. Mam nadzieje, ze nie biegłaś przez korytarz...

Pochyliłam się i opierając dłonie na kolanach, zaczęłam łapczywie wciągać powietrze. Czułam kłucie w klatce za każdym razem, gdy opuszczało one moje płuca.

–choleraaa..– wychrypiłam przeciągłym głosem, siadając powoli na łóżku. Nie czułam potrzeby, by wzywać pielęgniarkę, gdyż wiedziałam, że takie zawroty w moim organizmie się zdarzały.. albo i nie pozwalał mi na to honor. To znaczy, nie chciałam, żeby moja rodzina znowu patrzyła się na mnie ze współczuciem, opowiadając o szczęśliwym życiu Amber i jaka szkoda, że ja także nie mogę taka być. Poniekąd to rozumiałam, jedno z ich dzieci trafiało do szpitala co pół roku, z drugiej strony totalnie nie rozumiałam, jak można było patrzeć tylko i wyłącznie przez pryzmat tego.

Wiedząc, że i tak nie zasnę, wyciągnęłam z szuflady starego MacBooka, który służył mi głównie do nauki oraz ewentualnego grania w simsy. Otworzyłam ikonkę Teams, uznając, że to najlepsza pora, by trochę przysiąść nad lekcjami.

Do;Jane🥰
Oczywiście, ze nie. Dobra kochana, lecę odrobić lekcje, paaa.

Z uśmiechem wysłałam wiadomość, zatapiając wzrok w ekranie urządzenia. Chyba, jak każdy przyszły lekarz, chodziłam do liceum o profilu biol-chem-mat. Czy było ciężko? Cholernie, ale bez pracy nie ma kołaczy, prawda?

–mmm, tkanki..– mamrotałam pod nosem, w wordzie uzupełniając plik, który miałam wysłać do jutra. Nigdy nie lubiłam zostawiać czegoś na ostatnią chwile.

Nim się obejrzałam i zamrugałam kilka razy, za oknem był blady świt. Zdziwiona podbiegłam do okna, widząc, jak złote promienie słońca okalały budynek z każdej strony. Wtedy zobaczyłam w oknie coś.. a bardziej kogoś! No tak, uroki życia w szpitalu. Najwyraźniej ktoś tak samo, jak ja, nie mógł tej nocy znaleźć sobie miejsca. I był to nie kto inny, jak Nathaniel, który łóżko miał na wprost okna, z którego był widok na moje okno i odwrotnie. Zamyślona oparłam się na parapecie, ledwie zauważając też śpiących przyjaciół.

Chłopak chyba mnie zauważyć, bo przysięgam, że na ułamek sekundy zauważyłam, jak niespokojnie poprawił się na łóżku i przetarł lekko policzki.. płakał? Może po prostu organizm złapał infekcje? Zaciekawiona Przegryzłam lekko wargę, uśmiechając się delikatnie, aż w końcu spojrzałam na godzinę. Kilka minut po czwartej nad ranem, a to oznaczało, że całą noc spędziłam nad książkami. Oj, będzie ze mną słabo.

***

Nie wiem, jakim cudem nie obudził mnie ani obchód, ani podawanie mi leków przez pielęgniarki. Obudziłam się dopiero wtedy, gdy cukrowo-słodko-skoczna melodyjka połączenia okazała się być czymś innym, niż muzyka w moim śnie. Niechętnie podniosłam głowę z poduszki, w pierwszej chwili dość agresywnie szarpiąc dłonią. Syknęłam z bólu, dostrzegając, że miałam podłączoną kroplówkę.

–No chyba żarty– mruknęłam z niezadowoleniem, w końcu dogrzebując się telefonu. Mamusia ❤️

–halo?– odezwałam się zaspana, słysząc w tle muzykę z radia i odetchnięcie rodziców. Popatrzyłam na zegarek w smartfonie.. 11:34?!

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now