06. Koniec początkiem

43 4 4
                                    

Noc niemiłosiernie mi się dłużyła. Trwała operacja Petera, która miała zadecydować o jego dalszym losie, a ja nie mogłam spać, prawdopodobnie, jak pozostała dwójka.

Nawet żeby chorować, trzeba być bogatym.

Pomyślałam. Z cichym westchnieniem przewróciłam się na drugi bok, obracając też poduszkę na chłodną stronę. Operowali go najlepsi neurochirurdzy, pod opieką jeszcze lepszych neurologów, więc co mogło pójść nie tak? Jego rodzice zapłacili im naprawdę piękną sumę, nie mogli tego spartaczyć. Tak przynajmniej starałam się myśleć, bo dawało mi to chwilową nadzieje.

Nawet nie zarejestrowałam, kiedy mój wycieńczony organizm w końcu zasną. Co prawda był to bardzo czujny, lekki sen, bo nadal czekałam na sygnał od kogokolwiek, ale jednak. Przysnęłam z uczuciem niepokoju, które od środka rozpierało moje żyły, a do moich drzwi dobijał się świt.

Wtedy mój telefon zawibrował. Najpierw raz, później drugi.. w końcu dziesiąty. Zaniepokojona otworzyłam od razu oczy, czując nieprzyjemnie ogarniające mnie uczucie gorąca, ale je zignorowałam. Liczyło się tylko to, co zobaczyłam w telefonie, a to sprawiło, że na dobre pięć minut wstrzymałam oddech. Moje wargi zadrżały.

Peter był roślinką*

W szoku przeczytałam wiadomość jeszcze raz, później drugi, trzeci. Powoli odłożyłam telefon, próbując przeanalizować to, czego właśnie się dowiedziałam. Czy ja jeszcze spałam? Czy to naprawdę prawda, że mój kochany, złoty chłopiec właśnie.. dosłownie przestał istnieć? Czym prędzej włożyłam na stopy klapki, wybiegając z sali. Omal nie staranowałam przy tym starszej pielęgniarki, która zaczęła coś na mnie mruczeć pod nosem, ale to się nie liczyło. Wpadłam do sali Nathaniela oraz, do tej pory Petera, gdzie siedziała także Jane, równie nie wyspana, co ja. Chora zasada jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego.

–siadaj lepiej– mrukną Nate, od razu usadzając mnie na jednym z wolnych łóżek. Zacisnęłam zęby, czując promieniujący po mojej klatce piersiowej ból.

–czemu?– zapytałam cicho, biorąc delikatnie dłoń chłopaka. Jego duże, i jak zwykle ciepłe palce, teraz w bez ruchu zastygały w mojej dłoni, jak u szmacianej lalki. Przełknęłam ślinę.. może to tylko czasowy stan śpiączki?

–nie wiemy, Olivia.. wiemy tylko, że coś poszło nie tak– wyszeptała Jane, z coraz bardziej łamiącym się głosem, aż zobaczyłam łzy w jej oczach. Sama nie umiałam ich powstrzymać, a po chwili tworzyły na moich policzkach Niagarę. Dławiłam się swoimi łzami i nie umiałam dopuścić myśli, że Petera już nie ma.

–spokojnie, on napewno się jeszcze obudzi, nic nie jest stracone..– zaczął niepewnie Nate, opierając się o parapet. Gdyby wzrok Jane mógł ciskać piorunami, to właśnie Nate umarł by kolejny. Jednak dziewczyna nic nie powiedziała, tylko położyła głowę na łóżku, a ja wykończona płaczem po prostu odpłynęłam.

***

Przez następny dzień chodziłam, jak struta. Nadal nie docierało do mnie, że Peter był nie przytomny i to z minimalnymi szansami na wybudzenie. Nie mogłam się z tym pogodzić, mimo tego, że takie sytuacje się zdarzały, ale nie mnie! Nie nam! Mieliśmy stąd jeszcze wyjść, wszyscy razem.. wszyscy..

–nie chce– mruknęłam do pielęgniarki, odsuwając opakowanie leków. Popatrzyła na mnie z politowaniem, zakładając ramiona na klatce.

–obiadu też nie zjadłaś– zauważyła, siadając powoli na skraju łóżka. Obróciłam się do niej plecami, wypuszczając powietrze, a moje wargi znowu zadrżały, jak do płaczu. Położyła delikatnie dłoń na moich plecach.

–Livka.. ja wiem, że stan Petera to dla was wszystkich wielki cios, ale trzeba iść dalej, trzeba walczyć o samego siebie, bo on napewno by tego chciał, wiesz? Nie chciałby, żeby jego przyjaciółka się zadręczała i pogorszyła swój stan– mówiła łagodnie, zataczając na moich plecach małe kółka palcami. Popatrzyłam na nią podpuchniętymi od płaczu oczami, biorąc kolejny, głęboki wdech. Ale nie odpowiedziałam, tylko wystawiłam dłoń po leki.

–zuch dziewczyna, ale musisz też jeść, bo inaczej stąd nie wyjdziesz– pokręciła delikatnie głową, znowu zostawiając mnie samą w moich czterech ścianach. Jane nie przychodziła, bo siedziała w swoim pokoju i czekała na wypis z utęsknieniem, a Nate uciekał do swojej dziewczyny, więc.. znowu zostałam sama. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tak naprawdę Peter i Jane byli dla mnie jedynymi osobami, dzięki którym moje pobyty tutaj były kolorowe, a szare dni pełne wspomnień. Uśmiechnęłam się mimowolnie, w myślach przywołując chociażby nasze nocowanie w salach.. co prawda to lekarze niechętnie się na to zgadzali, ale byli tacy, którzy szli na taryfę ulgową. Albo chodzenie po szpitalu owinięci kocami po same czoła. Nieźle wtedy wystraszyłyśmy taką młodą lekarkę.

–Olivia? Jesteś?– spytał ktoś cicho, przez co gwałtownie podniosłam się do góry, od razu odczuwając skutki odstawki leków. Do sali wszedł Nate, chociaż wyglądał, jakby nie spał—miał podkrążone oczy, bardziej bladą twarz i.. wyglądał po prostu, jak cień samego siebie.

–jestem, o co chodzi?– spytałam niechętnie. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, chyba, że byłby to Peter.

–ja tylko chciałem zobaczyć, co u ciebie.. Byłem u Jane, ale śpi– przyznał cicho, siadając na moim łóżku. Popatrzyłam na niego i lekko uniosłam brew, zastanawiając się, co on znowu ode mnie chciał. Pomocy z biologii? Napewno nie chciał zobaczyć tylko, jak się czuje.

–co się stało? Wyglądasz, jak trup– przyznałam cicho, nerwowo skubiąc skórki przy paznokciach. Nate uśmiechną się blado, ale smutno.

–pokłóciłem się z Laną, ale nie przejmuj się, nie w tym rzecz.. widzę, jak bardzo stan Petera na ciebie wpłyną.. ale wiem też, że napewno by nie chciał byś się tak martwiła– delikatnie ujął moją dłoń i zamknął ją w swojej. Mimowolnie poczułam przyjemne pieczenie na policzkach, ale tą miłą chwile przerwał dźwięk telefonu. Zdziwiona wyciągnęłam komórkę, zerkając na wyświetlacz. Dzwoniła.. moja siostra! Moje dłonie zadrżały, ale odebrałam.

–halo? Olivia, to ty?– spytała jakaś kobieta, niskim, choć stonowanym głosem. Cała Vicky, sprawiała uczucie poważnej, ale była całkowitym przeciwieństwem. Przez dłuższy czas milczałam.

–przepraszam, chyba pomyliłam numery..– zaczęła niepewnie, ale jej przerwałam.

–tak, to ja Vicky.. – ona tego nie widziała, ale w moich oczach zakręciły się samotne łzy szczęścia. Nate uniósł brew, ale nie przerywał.

–na Boga! Jak ja cie dawno nie słyszałam.. kochana, jak ty się czujesz, co? Mama mi mówiła, że jest poprawa i.. że Peter..– chaotycznie zaczęła tłumaczyć, a ja słuchałam. Ah, to dlatego dzwoniła.. jak każdy ostatnio.

–wszystko w porządku, naprawdę, Vicky. Musisz przyjechać, to porozmawiamy– pokręciłam głową, a osoba po drugiej stronie rzuciła ciche „do zobaczenia"

Może i straciłam Petera, ale chyba odzyskałam siostrę.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now