17. „jesteś nienormalna, Woods"

26 3 4
                                    

Obudziłam się w moim ciepłym łóżku, w pierwszej chwili zastanawiając się, gdzie w ogóle byłam. Chwile mi zajęło, zanim zorientowałam się, że byłam domu. W moim pokoju. W moim łóżku. Zadowolona z tego wszystkiego wtuliłam policzek w miękką poduszkę, równocześnie obracając się na drugi bok.

Z tego małego spotkania wróciłyśmy późnym wieczorem, bo około dwudziestej trzeciej. Nie zauważyłam nawet, kiedy nasi rodzice zaczęli nam ufać na tyle, byśmy mogły siedzieć do tak późna u znajomych. Ci sami nadopiekuńczy rodzice, którzy wręcz bali się odwiedzać mnie w szpitalu w obawie, że zarażą mnie kolejnymi zarazkami. O właśnie, szpital.. o cholender! Jak na zawołanie podniosłam się z łóżka, nerwowo odgarniając z łóżka rozczochrane kosmyki. Czy ja przypadkiem nie miałam brać jakiś leków? Czekajcie, czy moja wieczna perfekcja właśnie zapomniała o lekach? Zdezorientowana już chciałam wsunąć na nogi kapcie i wyjść, gdy zorientowałam się, że nie wiem nawet, która godzina. Jęknęłam załamana tym wszystkim, po czym zaczęłam szukać urządzenia wzrokiem. Znalazłam je po dłuższej chwili, więc wyszczerzyłam się leniwie i zarazem zwycięsko, podnosząc urządzenie. Bateria miałam raptem dziesięć procent, co oznaczało, że niedługo miał on paść, ale przynajmniej dowiedziałam się, że była jedenasta.. która?! W szoku wpatrywałam się w godzinę, zastanawiając się, czemu mój organizm potrzebował aż tak długiego odpoczynku.

–mamo?!– zawołałam, wychodząc z pokoju. Niestety, od razu po wstaniu dopadła mnie migrena, która ostatnim czasem była dla mnie zmorą. Odpowiedziała mi głucha cisza oraz mamrotanie Vicky przez sen. To oznaczało, że rodzice byli już w pracy. Wywróciłam oczami, w myślach przybijając piątkę z własnym czołem. No tak, gdzie indziej mogliby oni być praktycznie po południu? Kurczę, gorzej, że nie mogłam ich nawet spytać o to, gdzie są leki, które przepisał mi lekarz. Chcąc nie chcąc byłam świadoma tego, że w pracy ode mnie nie odbiorą, bo mają tam wyciszone dzwonki.. ehhh. Jak to mówią, złośliwość rzeczy martwych.

Dlatego sama zaczęłam buszować w szafkach, wyciągając z nich co raz to ciekawsze rzeczy. Znalazłam nawet jakieś stare kostki rosołowe, których termin ważności upłyną trzy lata temu. W tej chwili czułam się, jak w jakimś głupawym serialu dla nastolatek. Jeszcze brakowało, żeby nagle do drzwi zapukał obiekt moich westchnień i zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu. Mimowolnie uśmiechnęłam się rozbawiona moimi rozmyślaniami, po czym, ze zwycięskim uśmiechem chwyciłam opakowanie leków. Miałam tylko nadzieje, że były to te właściwe.. ale gdyby nimi nie były, to chyba nie miałyby wypisanej daty na miesiąc w przód, nie? Tak, ta myśl zdecydowanie mnie pocieszała, w przeciwieństwie po dopisku pod datą ważności. Nie brać na czczo.

Przełknęłam głośno ślinę, a następnie wypuściłam długi, nerwowy oddech, mówiący o moim niezadowoleniu. Chyba przywykłam do tego, że jednak zazwyczaj ktoś mnie z tymi lekami pilnował. Nawet moi rodzice, gdy byłam sporo młodsza, ale było to dawno temu, co by nie powiedzieć. Czas płyną nie ubłagalnie, a jednak, dla mnie stał w miejscu. Leniwie przeczesałam poplątane kosmyki, z szuflady wyciągając patelnie, którą postawiłam w odpowiednim miejscu na płycie indukcyjnej. Udogodnienie na miarę dzisiejszych czasów, bardzo przydatne, z resztą.

Moim dzisiejszym śniadaniem miała być jajecznica. Jak postanowiłam, tak zrobiłam—wbiłam na patelnie dwa jajka oraz dodałam trochę tofu. Mimo tego, że nie byłam wegetarianką, to akurat jajecznicę z tofu mogłabym jeść całymi dniami. Na śniadanie, obiad i kolacje. Gdy skończyłam gotować, zadowolona usiadłam na krześle, odpalając ledwie działającego smartfona. Dopiero wtedy też zaczęłam rozmyślać nad całym tym spotkaniem. Przegryzłam lekko moją dolną wargę, widząc zrobione na snapchacie zdjęcia. Czy mi się podobało? Nawet bardzo! Tylko.. cały czas tak jakoś czułam, że wszystko kręciło się wokół mojej siostry. Nie wiedząc czemu, przez cały czas miałam wrażenie, że byłam jej cieniem. Nawet według mojego umysłu było to całkiem bezpodstawne wrażenie, choć serce czuło całkiem co innego.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now