09. Jestem Laura

31 4 0
                                    

Jak zwykle czas w szpitalu mijał naprawdę mozolnie i w gruncie rzeczy opierał się na tym samym. Rutyna badania-leki-czas wolny. Jednak tym razem coś w mojej rutynie zostało zaburzone, gdy do sali weszła pielęgniarka z pewną młodą dziewczyną. Była niezwykle blada, przyciskając do siebie torbę z ciuchami.

–Witaj, Olivia– uśmiechnęła się starsza kobieta w różowym kitlu, usadzając nastolatkę na łóżku. –to twoja nowa współlokatorka, Laura. Mam nadzieje, że ci nie przeszkadza– zamrugała do mnie okiem, sadzając skołowaną dziewczynę na łóżku naprzeciwko mnie. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, chcąc rozwiać jej obawy.

–spokojnie, wbrew pozorom nie są tacy straszni, na jakiś wyglądają– machnęłam lekceważąco dłonią, wykopując się w końcu spod bezpiecznej kołdry. Zaciekawionym wzrokiem zmierzyłam dziewczynę, podchodząc do niej w mojej piżamie, czyli dużej koszulce z motywem bajek Disney'a i zwykłych, czarnych kolarkach.

–Olivia Woods, miło cię poznać współlokatorko– uśmiechnęłam się w jej kierunku. Dziewczyna uśmiechnęła się słabo, łapiąc koniuszki moich palcy. Zaraz jednak pokrzywiła się, a jej wzrok odwrócił się w stronę wenflonu.

–nie chciałam go tutaj..– wydusiła z siebie niemal płaczliwym tonem. Westchnęłam w duchu. Faktycznie, szpitalne sale widziały więcej łez, niż nie jedna kaplica.

–wiem, ale czasami nie mamy na to wpływu.. mówię ci, że będzie dobrze– pokręciłam delikatnie głową, dłonie zakładając na swoich biodrach. Hm, mój wenflon podszedł krwią, co oznaczało, że mnie także czekało przekłucie. Chyba jeszcze nie miałam tego wenflonu na stopie.

–tak w ogóle to jestem Laura– wymamrotała jeszcze bardziej sennie, niż przed chwilą. Normalka, po lekach na uspokojenie akcji serca tak się zdarzało. Widząc, że dziewczyna zasnęła wróciłam do swojego łóżka, starannie je ścieląc, po czym przeczesałam swoje kosmyki, pozwalając im luźno ułożyć się na mojej głowie oraz twarzy. Były zdecydowanie dłuższe, niż wtedy, kiedy tutaj trafiłam. Mój telefon zabrzęczał gdzieś pod kołdrą. Chwile mi zajęło, by go znaleźć.

Vicky❤️: będę o 19 :)

Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ekran, mrugając kilka razy. To naprawdę pisała moja siostra, czy tylko jakiś jej sobowtór? W środku skakałam i piszczałam, jak mała dziewczynka! Wbrew pozorom brakowało mi mojej siostry i naszych zwykłych, dziecinnych wygłupów. Prawdę mówiąc, moje wspomnienia z Vicky kończyły się mniej więcej w momencie, gdy miałyśmy dziesięć lat. Czym prędzej przebrałam się z piżamy i związałam włosy w luźnego koka, postanawiając odwiedzić jeszcze moich ulubionych przyjaciół. Po drodze kupiłam jeszcze chrupki oraz coś do picia, bo szpitalne śniadania wychodziły mi bokiem.

Weszłam czym prędzej na znajomy oddział, gdzie lekarze i pielęgniarki znali mnie na wylot. Jane miała ten sam plan co ja, bo gdy tylko mnie zobaczyła wyszczerzyła swoje białe zęby w uśmiechu, po chwili przytulając mnie na powitanie. Odwzajemniłam uścisk.

–jejkaaa, Oliviaaa! Wpadłam was odwiedzić, chorowitki– wypiszczała uradowana, przez co ledwo co zrozumiałam, co mówiłam. Parsknęłam śmiechem, który ledwo co umiałam z resztą utrzymać.

–ciszę się! Czyli wszystko wraca do normalności?– spytałam z uniesioną brwią, ba co ta w odpowiedzi pokiwała głową. Popatrzyła na mnie podejrzliwym wzrokiem.

–a ty? Nie wychodzisz?– spytała zaciekawiona, dłonie opierając na biodrach. Cóż, brakowało mi jej obecności. Od całych wydarzeń z Peterem pomiędzy nami wisiała dziwna atmosfera, która najwyraźniej teraz znikła.

–czekam na kontrole– odpowiedziałam spokojnie, zajadając się kukurydzianymi chrupkami o smaku papryki w ziołach. Uśmiechnęłam się błogo, czując smak mojego dzieciństwa.

Obie weszłyśmy do sali, teraz już, Nate'a, który rozwalił się na łóżku, jak żaba na liściu.

–co to ma być?!– najerzyła się Jane, zabierając z niego kołdrę, którą zrzuciła na podłogę. Nate popatrzył na nas wzrokiem męczennika, zakrywając twarz dłońmi.

–co się stało?– spytałam, opanowując pierwszy szok. Nate wyglądał, jak jakieś siedem nieszczęść. Wręcz gorzej, niż ja po wieściach o tym, że musiałam tutaj zostać przez święta.

–nic się nie stało– prychną, przeczesując jasne włosy. Popatrzyliśmy na siebie z Jane, wzrokiem, który mówił, że mu nie wierzyliśmy, ale nie chciałyśmy naciskać. Jeśli zechce, to sam nam powie.

–jasne, jasne, Nate– odkaszlnęłam, chcąc zmienić temat. Jane od razu usiadła na krześle, samej biorąc sobie kilka chrupków.

–jutrooficjalniezabieramstąddokumenty– powiedziała z pełną buzią, zakrywając usta dłońmi. Znowu parsknęłam śmiechem, czując jednak, że coś było nie tak.

–super– skomentował sarkastycznie chłopak, wywracając oczami na jej entuzjazm. Dyskretnie uderzyłam go w bok, marszcząc brwi. Jane chyba poczuła się skołowana, bo bąknęła coś o wyjściu do toalety i tyle ją widziałam.

–co cię ugryzło?– spytałam prosto z mostu, zakładając ramiona na klatce. Nate spiorunował mnie spojrzeniem, wstając z łóżka, po czym odwrócił się w stronę okna.

–możesz przestać wypytywać? Nie każdy chce rozpowiadać o swoich problemach na prawo i lewo– prychną pod nosem, opierając się o parapet.

–ta tępa idiotka nie potrafi zrozumieć, że to nie ode mnie zależy, że tutaj jestem– wyszeptał po chwili, ale na tyle głośno, bym usłyszała. Lekko uchyliłam wargi, powstrzymując się od powiedzenia „co?", po czym podeszłam do niego. Położyłam dłoń na jego barku.

–kto taki, Nate?– spytałam po chwili namysłu, kątem oka zerkając na jego wyraz twarzy. Wykrzywił się, w jego oczy na nowo się zaszkliły.

–moja dziewczyna, teraz to już chyba była– warknął zburzony, a ja poczułam ukłucie w sercu. Nie, nie dlatego, że Nate musiał rezygnować z tego, co prawdopodobnie było jego całym życiem. Ale dlatego, że czułam się winna temu wszystkiemu.

–nie, może nie ma co tak pochopnie..– zaczęłam niepewnie. Nate, jeszcze bardziej rozzłoszczony zrzucił moją dłoń ze swojego barku.

–No tak, bo będę jej francuskim pieskiem– wysyczał przez zaciśnięte zęby. Nerwowo podrapałam swój nadgarstek, czując mały ból przy moim sercu.

–Nate, nie o to mi chodzi– wyjaśniłam, bezradnie zakładając ramiona na klatce. –może nie tylko w tym leży problem, hm? Wiesz.. może jest po prostu zazdrosna i..– chciałam dokończyć, ale mi przerwał.

–jakoś ja nie byłem zazdrosny, gdy chodziła z kolegami na imprezy!– wyrzucił ramiona do góry, już chcąc kontynuować swoje wywody, ale przyszedł lekarz, oznajmiając, że ja mam wracać do sali, a Nate iść na badania. Chłopak po raz ostatni posłał mi naprzemian wściekłe i smutne spojrzenie. Wyszłam posłusznie z sali, zastanawiając się, co tu tak w ogóle się stało.

Kłótnia? Może owszem. Moja siostra miała przyjechać za cztery godziny, a jedyne na co miałam ochotę to płakać, bo czułam, że zrobiłam źle. No nic, ludzie popełniają błędy, prawda? W końcu są tylko ludźmi.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now