29. Olivia i Nate

26 2 2
                                    

Powoli odzyskiwałam, dzięki Bogu i lekarzom, świadomość. Rzecz jasna, po trafnej diagnozie stan mojego zdrowia uległ znacznej poprawie, przez co pielęgniarki już nie patrzyły krzywo, gdy odwiedzali mnie moi kochani przyjaciele, albo Amber z Leo, czy z rodzicami. O właśnie, przez ten cały czas zdążyłam bliżej poznać chłopaka Amber, który na krótkie ferie postanowił przyjechać do niej, na kilka dni. Okazał się naprawdę fajnym gościem i cieszyłam się, że po licznych, nieudanych związkach moja siostra poukładała sobie sprawy sercowe.

Co do mojego związku z Nate'm..

–hej, arytmiczko!– chłopak, jak burza wpadł do mojej sali. Wyszczerzył się szeroko, ściągając z głowy kaptur od bluzy z logo jego nowej drużyny, w której grał. Dwadzieścia siedem, jastrzębie z Mulvane. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo choć nazwa brzmiała dość ciekawie oraz chwytliwie, to kryło się za tym drugie dno, a to dlatego, że prędzej drużynę nazwałabym organizacją charytatywną. Nie, żebym kogokolwiek obrażała, ale po prostu uważałam, że to stwierdzenie było dość trafne. Chłopaki zazwyczaj rozgrywali mecze na największym stadionie w naszej mieścinie, ale niemal całkowity dochód, jaki udawało się im zebrać, przekazywali na leczenie osób po poważnych urazach. Organizowali również, oczywiście pod okiem specjalistów, specjalnie treningi dla osób niepełnosprawnych. Takim cudem Nate robił to, co kochał, a ja nie musiałam się martwić, że zrobi sobie krzywdę poważniejszą, niż ta wcześniejsza.

Nikt by na to nie pozwolił. I ja też nie.

–hej, hej, piłkarzyku– z rozbawieniem powoli pociągnęłam stojak z kroplówką, po czym podeszłam do niego, ręce uwieszając na jego karku. Nate wyszczerzył się po raz kolejny, obejmując mnie jedną ręką, gdyż w drugiej trzymał siedemnaście czerwonych róż. Uśmiechnęłam się z rozczuleniem, chowając twarz w jego ramieniu.

–i jak tam się czujesz, hm? Boli cię?– spytał z wyraźną troską, ruchem głowy wskazując na mój przekłuty wenflon. Spojrzałam odruchowo w tamtą stronę, mimowolnie się krzywiąc na wspomnienie bólu, jaki dopadł mnie jakiś czas temu, właśnie z powodu tego upiornego motylka, albo wenflonu. Jak zwał, tak zwał.

–moje biedactwo..– wyszeptał, skupiając wzrok w tamtym miejscu, po czym delikatnie złapał moją dłoń zaklejoną plasterkiem i musną to miejsce wargami. Zaczerwieniłam się, dosłownie czułam, jak moje policzki paliły ogniem.

–twoje to niemal na sto procent, ale nie powiedziałabym, że biedactwo– parsknęłam mimowolnie śmiechem, biorąc do niego róże, które wstawiłam do flakoniku, który dostałam od pielęgniarek jakiś czas temu. Wiecie, Nate zazwyczaj przynosił mi czerwone róże po swoich treningach. Nie pytałam go o te tradycje, bo bałam się, że straci swój urok. Ale chyba nie było to możliwe.

–a tobie jak się ćwiczyło, co?– uniosłam lekko brew do góry, wracając do łóżka. Nate zaś ściągnął stołek z tego obok mnie, siadając po mojej prawej stronie. Pod jego oczami malowały się dość spore worki, ale byłoby to spowodowane nauką do egzaminów końcowych w liceum. Jak sam wspominał, przez wcześniejsze treningi i kuracje w szpitalu dość mocni zaniedbał materiał, który powinien był przyswoić przed maturą.

–dobrze, ale mimo wszystko wole być tutaj z tobą, niż na boisku bez ciebie– powiedział szczerze, wzrok utkwiając w moich tęczówkach. Nieśmiało założyłam kosmyk za ucho, spuszczając powoli wzrok w dół.

–oj, no nie bądź taka wstydliwa, arytmiczko– zażartował Nate, łapiąc moje policzki w swoje ciepłe dłonie i najpierw pogłaskał je kciukami, wypatrując, czy żadna z pielęgniarek nie idzie, a następnie czule pocałował moje wargi, co nadal było dla mnie nowością. Jeszcze nie zdążyłam przywyknąć, że Nathaniel James Hearts był tylko i wyłącznie mój. Lekko owinęłam swoją dłoń wokół jego nadgarstka, starając się odwzajemnić pocałunek, na co Nate wręcz zachichotał cicho, przesuwając dłonie na moją talie.

–jesteś naprawdę urocza, wiesz? I.. taka dobra.. nie zasługiwałaś, żeby przechodzić przez to wszystko sama– wyszeptał wprost do mojego ucha, wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Jego miękkie wargi delikatnie dotknęły mojego zarumienionego policzka, a po chwili dodał:

kocham cię, Olivia– te trzy słowa znaczyły dla mnie aż za dużo i sprawiły, że moje serce niemal eksplodowało. Przytuliłam się do niego mocno, podświadomie bojąc się, że ktoś mi go odbierze. Nie ważne, ile razy Nate musiałby mnie uświadamiać, że to nie prawda, ja i tak będę czuła, że.. był zbyt idealny dla takiej osoby, jaką byłam ja.

–ja ciebie też, Nathaniel– odszeptałam, specjalnie używając jego pełnego imienia, choć zauważyłam pewną różnice między nami. Do mnie każdy zwracał się per Olivia, co brzmiało niezmiernie poważnie. Za to jego każdy zdrabniał i dodawało mu to swego rodzaju, chłopięcego uroku. Nie, żeby mi to przeszkadzało, po prostu było to całkiem urocze.

–Nathaniel? A ty, ty, poczułem się staro– pokręcił lekko głową, jednak w tym momencie do sali wparował jeszcze ktoś. Nie Laura, nie Amber, ani też któryś z rodziców, a pielęgniarka, która zdążyła się zaczerwienić, widząc naszą dwójkę w właśnie takim wydaniu. Poniekąd ją rozumiałam, ale miałam pewne wątpliwości, czy to z zawstydzenia, czy z bulwersu.

–młodzi, młodzi, ile wam trzeba powtarzać, ZERO CAŁOWANIA SIĘ W SZPITALU Z ZAKAŻONYMI– podkreśliła ostatnie zdanie, przez co dyskretnie wywróciłam oczami, a Nate zdusił w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem, zagryzając zębami swoją pięść. Przejął inicjatywę po której chwili, gdy się uspokoił.

–jasne, przepraszamy, siostro.. aczkolwiek tak długo się z nią nie widziałem, że musiałem sprawdzić, czy nadal używa wiśniowego błyszczyka, bo trudno o taki do jedzenia– mruknął, a pielęgniarka zaczerwieniła się jeszcze bardziej, bez ładu i składu mamrocząc coś pod nosem. Szybko podała mi leki dożylnie, co może i nie należało do najprzyjemniejszych, ale dzielnie to zniosłam, a Nate razem ze mną. Przez ten cały czas z wyraźnym zainteresowaniem patrzył na to, co mi robią, równocześnie trzymając moją dłoń w swojej.

–ty też będziesz robiła takie rzeczy?– spytał konspiracyjnym szeptem, gdy w końcu znowu zostaliśmy we dwójkę. Popatrzyłam na niego z rozbawieniem, a ten szybkim ruchem ściągnął buty, siadając obok mnie, a następnie oparł mnie o swój tors. Przymknęłam oczy, wsłuchując się w jego przyjemny rytm bicia serca.

–nie do końca– wyszeptałam, czując się bardzo spokojnie i bezpiecznie w jego ramionach.

–ja chce być lekarzem ze specjalizacją kardiologa, więc zakres moich możliwości będzie nieco większy– wyjaśniłam spokojnie, choć mogłam wyczuć, że serce Nate'a zabiło trochę szybciej. Z wyraźnym podekscytowaniem oparł lekko brodę na czubku mojej głowy.

–wow, to.. niesamowite.. poniekąd to tak, jakbyś miała władze nad ludzkim życiem..– przyznał, wbijając wzrok w ścianę naprzeciwko nas.

–wiesz..– zaczął, biorąc głęboki wdech.

–naprawdę mnie wystraszyłaś.. to, jak zabierali cię medycy, jak podłączali ci to wszystko.. to.. myślałem wtedy o tacie, o tym, że jemu nie pomogli.. bałem się, że z tobą będzie tak samo– przyznał cicho, a ja mu nie przerywałam. Pozwalałam mu się wygadać, bo wiedziałam, jak dużo czasami dawała taka rozmowa. Odwróciłam się przodem do niego, dłonie opierając na jego klatce.

–posłuchaj mnie, Nate.. cokolwiek by się stało, to mnie nie stracisz, bo ja się tak szybko z tego świata nie zabiorę, tak? Ani nie pokona mnie zwykłe zapalenie płuc, choć oddziaływuje na mnie mocniej, bo mam wadę serca, ale to.. tyle.. ja przez cały czas jestem pod opieką fachowców, a twój tata napewno nie chciał was tak zostawiać– powiedziałam, starając się dobrać te słowa najlepiej, jak umiałam. Nate uśmiechną się słabo, całując moje czoło.

–wierze ci, Olivia–

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now