27. „Just me, myself & I"

20 3 3
                                    

Od teraz była nas dwójka. Ja oraz Pech. Chyba zdążyliśmy się polubić, a i reszcie domowników przypadł on do gustu. Wracając jeszcze do wydarzeń sprzed paru tygodni to widziałam, że mój tata naprawdę żałował swoich słów.

Z resztą, jak wszyscy w tym domu. Mama wielokrotnie powtarzała, że podczas moich pobytów w szpitalu zachowywali się, jak banda potworów bez serca. Wiedziałam też, że Amber płakała w poduszkę mrucząc, jak bardzo okropną siostrą była, choć się do tego nie przyznała. Za to ja czułam się winna, bo sama miałam ich za najgorszych, podczas gdy oni po prostu się bali, starali się zamknąć mnie w pięknym, zdobionym, szklanym pojemniku. Jak róże, którą miał bestia z bajki.

Prawdę mówiąc, przez te kilka miesięcy zyskałam bardzo dużo. Przede wszystkim przyjaciół, którzy zostali moją prawdziwą rodziną. I byłam pewna, że Peter, mój kochany, niepoprawny optymista, byłby z tego dumny.

–ty też tak uważasz, co, Pech?– spytałam szeptem psa, który popatrzył na mnie zaspanym wzrokiem, a później klapnął zębami i przewrócił się na szerokie plecy. Uśmiechnęłam się pod nosem, głaszcząc lekko go lekko po brzuchu, a później dotknęłam lekko swojej klatki piersiowej. Od samego rana czułam się dość dziwne. Czułam bolesne kłucie od czasu do czasu oraz miałam wrażenie, że było duszniej, niż zazwyczaj, chociaż starałam się to zrzucić na przeziębienie, które mnie dopadło. Okropne choróbsko.

Musiałam się w końcu wybrać do lekarza, ale w tym mieście ostatnio było o to strasznie ciężko. Wiecie, sezon na przeziębienia.

Zamrugałam kilka razy, przecierając lekko powieki. Laura oraz Nate zadeklarowali, że mnie odwiedzą, co cieszyło mnie i niepokoiło za razem, bo z jednej strony chciałam się z nimi w końcu zobaczyć, ale z drugiej nie chciałam, żeby się zarazili, bo oznaczałoby to, że zostaną uziemieni, tak samo, jak ja. Choć opcja gadania na kamerkach przez cały dzień była dość kusząca..

Dobra, kogo ja próbuje oszukać. Moje baterie społeczne wyczerpały się dobry tydzień temu i próbowałam naładować je spaniem, co też średnio mi wychodziło, bo spanie z zatkanym nosem było okropnie trudne.

W tym momencie mój telefon zawibrował. Westchnęłam ciężko, podnosząc głowę z poduszki, po czym oparłam ciężar ciała na przedramionach. Mogłam się założyć, że wyglądałam okropnie w roztrzepanych włosach praz piżamie z jakimiś napisami, ale trudno. Wzięłam telefon w dłoń i odblokowałam go, dostrzegając wiadomość od Laury.

Laura <3;hejka kochana, słuchaj, pół godziny i jesteśmy <3

Mimowolnie poczułam, jak moje serce zabiło mocniej. Skrzywiłam się z bólu i mruknęłam pod nosem jakieś bliżej niezrozumiałe słowa, wypuszczając głęboko powietrze. Znowu zerknęłam na telefon. Laura wysłała mi zdjęcie z Nate'm. Byli ściupieni, ubrani, jak bałwanki i wyglądali, jak rodzeństwo. Chociaż trudno się dziwić, bo jesień tego roku była wyjątkowo mroźna, co raczej się nie zdarzało.

–eh, muszę się jakoś ogarnąć– powiedziałam do Pecha, który cicho szczeknął i nerwowo podskoczył. Popatrzyłam na niego pytającym spojrzeniem, ale przecież był on tylko psem i nie przemówił do mnie ludzkim głosem.

Po około pół godziny byłam już gotowa. Umyłam zęby, nalałam nam herbaty w dzbanek i zmieniłam swój choroby strój na coś ładniejszego. Czyli na zwykłe jeansy i jakąś bluzę, żeby nie było mi zbyt zimno. Włosy spięłam w koka, a w tym momencie Pech zaczął szczekać, dając mi jasno do zrozumienia, że ktoś przyszedł.

–hej, chorowitko– Laura wparowała do domu jako pierwsza, sprzedając Nate'owi porządnego łokcia w bok, przez co chłopak dyskretnie się skrzywił. Mimowolnie wybuchłam śmiechem, przytulając zziębniętą dziewczynę.

–jak się czujesz, co? Byłaś u lekarza?– spytała zatroskana, skostniałą dłonią dotykając mojego policzka. Posłałam jej ciepły uśmiech, delikatnie odkasłując, przez co zasłoniłam usta dłonią. Laura odsunęła się szybko, a bardziej Nate starał się do mnie dopchać. Od razu objął mnie i przytulił do swojej cieplej klatki.

–witaj, promyczku– uśmiechnął się, a Laura zrobiła usta w literkę „o", najwyraźniej podekscytowana. Zarumieniłam się, wyczuwając jego idealne, intensywne perfumy, które uwielbiałam. W ogóle, to go kochałam.

–hej, piłkarzyku– zaśmiałam się zawstydzona i przymknęłam oczy. Laura w tym czasie zdjęła kurtkę, jak Nate wcześniej. Po chwili jednak poczułam, że tracę grunt pod nogami. Pisnęłam przestraszona, zaciskając dłonie na jego karku, na co ten uśmiechną się z rozbawieniem, kierując się ze mną na kanapę w salonie.

–trzeba się tobą zająć– skwitowała Laura, dotykając lekko mojego czoła. Nate okrył mnie szczelnie kocem, a Pech, kończąc skakać po tej dwójce podszedł do mnie i położył się na moich kolanach. Patrzyłam na nich z rozczuleniem, czując zbierające się łzy w moich oczach.

–jesteście kochani..– wydusiłam z siebie z trudem. Nie ważne, ile razy będę to mówić, ale powiem to jeszcze raz. Ta dwójka była najlepsza pod słońcem i byłam pewna, że byli moim darem od losu.

–ty byłaś przy nas w szpitalu i się ze mną z niego wymknęłaś, tak ci tylko przypomnę– Laura teatralnie pogroziła mi palcem, w drugiej dłoni zaciskając jakieś dziwne ziółka. Uniosłam brew i westchnęłam głęboko, mając nadzieje, że to kłucie w klatce było spowodowane tylko przeziębieniem.

–a mi tłumaczyłaś biologię mimo swojego zmęczenia– dodał Nate, zamykając moją dłoń w tej swojej. Uśmiechnął się czule w moim kierunku, co od razu odwzajemniłam, ruchem głowy wskazując na dzbanek pełen herbaty.

–chciałabym wam jej nalać, ale wasza dwójka zamknęła mnie w kokonie– wyjaśniłam aż zbyt poważnie, co musiało wyglądać niezwykle śmiesznie i chyba tak było, bo oboje wybuchli takim śmiechem, że po chwili mogliby zwijać się na podłodze. Ale chyba powstrzymywał ich fakt, że patrzyłam na nich morderczym spojrzeniem.

–Nate, ta twoja biedroneczka zabija mnie wzrokiem– mruknęła Laura, stawiając przede mną szklankę z parującą cieczą. Popatrzyłam na nią podejrzliwie, a na co ta wzięła głęboki wdech.

–to herbata korzenna, rozgrzeje cię. Pij, od mojej mamy– puściła do mnie konspiracyjnie oczko, na co Nate zmrużył oczy, przyciągając mnie bliżej siebie. Mówiłam już, że go kochałam?

Oczywiście Laure też, ale jak siostrę.

–twoja mama jest naprawdę miła– przyznałam z uśmiechem, biorąc pierwszy łyk herbaty. Dobra. Wyczuwałam tu pomarańcze, goździki, a nawet cynamon..

–ale muszę was na chwile zostawić– oznajmiłam po chwili, z zamiarem wyjścia do toalety. Jednak coś.. było nie tak. Mroczki przed moimi oczami skutecznie utrudniały mi cokolwiek, a co dopiero, gdy doszły do tego zawroty głowy.

–Olivia? Wszystko w porządku?– Laura z niepokojem dotknęła mojego ramienia, jednak ja poczułam, jak przechylam się do tyłu. Czułam tylko, jak ktoś mnie łapie i się spina, a głosy tej dwójki docierały do mnie, jak zza grubej ściany.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now