20. Prawdziwi przyjaciele od biedy

28 3 1
                                    

Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło od naszego przyjścia na stare trybuny, jednak przed moimi oczami zapanowała kompletna ciemność, rozproszona słabym światłem starych lamp. Nate opowiadał mi z zapałem o swojej starej drużynie, w której niegdyś grał. Podobno na jego miejsce zdążył wskoczyć jakiś bogaty chłopak, który grzał ławkę rezerwowych do tej pory—cóż, tak już było w sporcie. Za to ja słuchałam i co jakiś czas śmiałam się do rozpuku, próbując sobie wyobrazić te wszystkie sytuacje. Ocierając łzę śmiechu, wstałam, a on lekko chwycił moją dłoń.

–odprowadzę cię. Tak, żebym miał pewność, że wróciłaś– uśmiechną się lekko, a moje serce zadrżało. Powietrze pachniało ostatnimi dniami wakacji, a wieczory były coraz chłodniejsze, co niezbyt mi się podobało. Nie lubiłam zimna, ale Nate'owi to najwyraźniej nie przeszkadzało. W ciszy, ale nie niezręcznej ruszyliśmy przed siebie. Przy nim ten ciemny park nie wydawał się taki straszny, wiecie—czułam się przy nim bezpiecznie, jak przy każdym kumplu ze szpitala. Chociaż, jakby o tym pomyśleć, to w przeciągu tych kilku miesięcy bardzo dużo zdażyło się wydarzyć. Peter sądzący, że Nate to psychopata, poznanie jego dziewczyny, ich zerwanie, podrywanie mojej siostry przez Nate'a, urwanie kontaktu z Jane, poznanie Laury.. właśnie, Laura! Z tego co słyszałam, a przynajmniej zrozumiałam z jej słów po wizycie u dentysty, to chciała nas odwiedzić. Lekko przegryzłam wargę, co Nate zauważył. Uniósł brew, zerkając w moim kierunku.

–nad czym myślisz, Olivka?– spytał, obejmując mnie od razu ramieniem. Miałam wrażenie, że się lekko spiął, gdy przycisną mnie do swojego torsu. Był.. ciepły, a bicie jego serca było naprawdę kojące.

Zdziwiona popatrzyłam w jego oczy. Dzięki niebiosom, że było na tyle ciemnawo, że nie mógł zauważyć moich rumieńców. Czy właśnie stanęliśmy pod latarnią? Cholerka.

–nad niczym, wiesz.. po prostu dużo się wydarzyło w tak krótkim czasie, aż trudno w to uwierzyć– przyznałam, lekko się krzywiąc, przez uczucie kłucia w klatce. Blondyn zaniepokojony złapał najpierw w dłonie moje policzki, a ja zauważyłam srebrny sygnet na jego palcu serdecznym. Ponownie zmarszczył brwi, ściągając je w skupieniu, co wyglądało komicznie i hipnotyzująco za razem. Zaraz jednak wyciągnął z kieszeni telefon, przykładając dłoń do mojej klatki. W miejscu serca. Zmarszczyłam brwi zdziwiona.

–hej.. co ty robisz?– spytałam zszokowana. Nate nie odzywał się przez dobre trzydzieści sekund, albo minimalnie więcej, jednak nie było to jakoś długo.

–sześćdziesiąt dwa, sto dwadzieścia cztery uderzeń na minutę– wyrecytował poważnie, brzmiąc przy tym, jak prawdziwy kardiolog. Zamrugałam dwa razy, jakby nie dotarło do mnie, co w ogóle mówił.

–masz tachykardie, może to dlatego kłuje cię serducho.. chodź, arytmiczko, bo się przeziębisz– jak na złość, poczuliśmy deszcz na naszych głowach. Nate z załamaniem pokręcił głową, ściągając z siebie bluzę. Była zielona, z logiem drużyny, w której grał. Szybko pokazał mi na migi, żebym podniosła ręce do góry, co ja zrobiłam, będąc nadal w trakcie mojej terapii szokowej. Nate ubrał mnie, jak małe dziecko, po czym założył mi kaptur i przytulił do siebie, kierując kroki do mojego domu.

–hej, ja nie jestem dzieckiem!– zawołałam z oburzeniem po kilku minutach, gdyż dopiero teraz załączyło mi się logiczne myślenie. Nate wybuchł śmiechem, lekko łapiąc w wielką dłoń moją głowę, o ile mogłam to sobie tak wyobrażać. Wydęłam policzki, chcąc wyglądać bardziej groźnie, niż zazwyczaj.

–wybacz mi, ale dla mnie jesteś osobą, o którą trzeba dbać, by jej chore serduszko mogło bić, jak najdłużej.. w ogóle słyszałaś, że dosłownie można złamać serce?  Chodzi o unieruchomienie koniuszka, wtedy objawy są podobne do.. hej, a może ty masz złamane serce? Złamał ci ktoś kiedyś serce?– chłopak zrobił podejrzaną minę, dźgając mnie w żebro, na co mimowolnie wybuchłam śmiechem, czując się jednak bardziej skołowana i zawstydzona, ale równocześnie rozbawiona. Wyglądało na to, że Nate robił wszystko, bym na chwile zapomniała o tym, co działo się w domu.

–wiesz, chyba nie.. może smierć mojego pierwszego zwierzaka, którym był chomik– pokrzywiłam się, na wspomnienie pana Hiraldego, który w gruncie rzeczy był mojego taty, ale nie ważne. Nate popatrzył na mnie, jakbym urwała się z choinki, ale zaraz westchnął. Ja również westchnęłam, widząc zarys mojego domu.

–podobno dramatyczne zdarzenia zbliżają ludzi do siebie..– zaczęłam, zatrzymując się razem z nim przed furtką. Nate przez chwile przybliżył się do mnie, patrząc głęboko w moje oczy, a ja topiła się w tych jego. Gdyby to była kiczowata komedia romantyczna, które tak bardzo uwielbiała Amber, to pewnie zaraz poleciałby tekst typu „twój tata jest może złodziejem? Bo ukradł wszystkie gwiazdy z nieba i umieścił je w twoich oczach", lecz na szczęście, tak się nie stało. Włosy Nate'a zdążyły przemoknąć, przez co układały się w różne strony, dodając mu uroku. Sam chłopak miał przyspieszony oddech, a ja poczułam, że zaczynałam się czerwienić i stresować. O nie, nie, nie, myśl, Olivia!

–kochany, teraz to ty masz tachykardie– roześmiałam się nerwowo i odsunęłam pd niego, nerwowo wymachując rękoma w powietrzu. Nate sam się zaczerwienił, odwracając lekko wzrok w bok.

–ta.. wiesz, mam nadzieje, że z rodzicami ci się poukłada, a ja wrócę do swoich, bo pewnie dostają załamania– zachichotał, zaczynając iść w swoim kierunku. Sama ruszyłam w stronę drzwi, mimowolnie się stresując, ale.. nie zastałam nic. Totalnie nic. Nawet zrobiło mi się odrobine przykro, bo przecież nikt nie wiedział, że wyszłam, ale najwyraźniej nikt się tym nie przejął.

–No świetnie– wymamrotałam do siebie, czując pod powiekami łzy, którym w końcu dałam upust. Wypłakiwałam się po cichu w bluzę Nate'a i skierowałam kroki do pokoju, gdy przypomniało mi się, że przecież zamknęłam te cholerne drzwi. Szarpnęłam za klamkę, raz, drugi, trzeci, ale nic się nie wydarzyło. Drzwi ani drgnęły, a ja czułam się, jakby nagle cały świat robił mi na złość. Poirytowana oparłam się o nie plecami, nie słysząc niczego, poza głuchą ciszą, jaka panowała aktualnie w domu.

–do kitu– wyszeptałam zrezygnowana, siadając na kanapie w salonie, gdzie się spokojnie wyciągnęłam. Moje skarpetki były brudne od płota, ale przynajmniej miałam bluzę mojego piłkarzyka. Pachniała.. Natem. Czyli świeżą trawą po skoszeniu, drogimi perfumami drażniącymi nos, ale też pewnością siebie i lekami. Ciekawa mieszanka, gdyż we wszystkich książkach od głównych bohaterów było czuć tytoń wymieszany z wodą kolońską. Wtuliłam się w nią, w końcu zasypiając, co było dla mnie niesamowitą ulgą.

***

Przebudziło mnie ciche trącanie w ramie i jakieś szepty nad moją głową. Chwile mi zajęło, by połapać się, że leżałam z głową na czyiś kolanach, ktoś głaskał mnie po włosach, a druga osoba gorączkowo szeptała przepraszam, co jakiś czas składając pocałunki na moich skroniach.

–na szczęście ten chłopak z nią był, zawiedliśmy po całej lini– jęknęła żałośnie mama, zaplatając na palcach moje kosmyki.

–masz racje, przez nas musiała się poczuć, jak jakiś problem.. jesteśmy okropnymi rodzicami– przyznał tata, a jego poważny ton głosu wydawał się jeszcze dobitniejszy, niż kilka dni temu. W szoku lekko uchyliłam powieki, czego chyba nie zauważyli, bo kontynuowali temat, jakby mnie w ogóle nie było.

–ta, jeszcze się przeziębi i znowu trafi do szpitala, a tego chyba nie chcemy– zaczęła niepewnie mama, a ja, mimo mojego szczerego współczucia, poczułam nawet lekką satysfakcję. W końcu zrozumieli, że ja też miałam uczucia, prawda? I być może tym razem, będzie inaczej.

Bądź, co bądź, miałam nadzieje, która była matką głupich, prawdę mówiąc.

❝ arytmia naszych żyć ❞ 2023 WATTY[zakończone/w trakcie korekty]Where stories live. Discover now