Rozdział 14.

14.9K 353 106
                                    

Gra w pytania.

- Serio, Connor? Gra w pytania - zapytałam znudzona tym pomysłem. Z tego nie może wyjść nic dobrego.

- Nie marudź, Rose. Masz lepszy pomysł? - zapytał.

- Dobra, niech będzie. Zacznij - odpowiedziałam niechętnie.

- Miałaś kiedyś chłopaka? - zapytał. Nie dziwię się, że zadaje takie głupie pytania. W końcu to Connor.

- Jeśli można to tak nazwać... - nie chciałam zagłębiać się w temat mojego związku. Był to pierwszy i ostatni związek, w który się wpakowałam. Początkowo było bardzo miło i romantycznie. Później zaczęło robić się toksycznie. Ciągłe kłótnie i zazdrość do takiego stopnia, że mój chłopak zabraniał mi spotykania się ze znajomymi. Nawet, jeśli były to koleżanki. Od tamtej pory mam problem z dotykiem. Nie lubię go. Brzydzę się nim. To najgorsze uczucie, jak ktoś próbując cię pocieszyć, łapał cię za rękę, a ty uciekasz jak poparzona, bo się boisz.

- Można tak powiedzieć? - zapytał zdziwiony.

- Connor, to już dwa pytania - odpowiedziałam.

- Dobrze, czas na ciebie - wskazał na mnie.

- Dlaczego zawsze byłeś dla mnie taki niemiły? - zapytałam.

- Niemiły? Uwielbiałem ci dokuczać, ale to tyle. Nigdy nie byłem dla ciebie niemiły - nie w ogóle, a ja to papież.

- Tak to tłumacz - zakpiłam, bo on nie wiedział, jak każdy przytyk w moją stronę, od początku szkoły bolał tak bardzo, że czasami ciężko było się pozbierać. Ale przecież to tylko głupie "dokuczanie".

- Dobra, moja kolej. O co chodzi z tym chłopakiem? - znów powrócił do wcześniejszego pytania. Nie chcę odpowiadać. Po prostu wiem, że zaraz będzie cała szkoła wiedzieć, iż głupia Rose Davies, weszła w toksyczny związek.

- Błagam cię, Connor. Nie chcę o tym mówić. Mogłbyś zmienić pytanie? To wcale nie jest ciekawa historia - zaczęłam.

- Ależ skądże, Rose. Z chęcią posłucham tej przynudzającej opowieści. Mamy czas. Mogę zadać ci jeszcze tyle pytań, że to jedno mnie nie zbawi. Najwyżej będę żałował - zaśmiał się, a mi nie było do śmiechu. Nie lubię wspominać tego "związku". Łzy cisnęły mi się do oczu, kiedy zaczęłam przypominać sobie całą historię i twarz mojego byłego.

- Byłam w toksycznym związku. Starczy? - zapytałam, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły.

- Toksyczny? Jak to wyglądało? - Connor nie odpuszczał.

- To już kolejne pytania, Smith.

- Dotyczące poprzedniego. Nie sprecyzowałaś odpowiedzi na to poprzednie. Chciałbym znać szczegóły - a ja niekoniecznie chce, byś je poznał.

- Kłótnie, zazdrość do takiego stopnia, że zakazywano mi spotykania się nawet z koleżankami, po prostu byłam uwięziona. Nie mogłam nic zrobić, dopóki sam nie zerwał. Podobno znudziłam mu się, ale dla mnie było to zbawienie. Uwolniłam się od diabła - nie wspomniałam o dotyku. Już w trakcie tłumaczenia pojedyncze łzy wypłynęły z moich oczu. Przy wspominaniu o dotyku wiem, że popłakałabym się jak małe dziecko. Dziecko, które jest niewinne, ale jednak ludzie uważają je za najgorsze.

Chłopak szedł dalej cicho. Nie odezwał się. Po chwili zobaczyłam zejście na plażę, którą tak uwielbiałam. Bez zastanowienia, czy Connor pójdzie za mną czy nie, skręciłam w stronę złocistego piasku i pięknej, krystalicznej wody.

Usiadłam szybko na piasku i zrobiłam kilka wdechów i wydechów, by poczuć tą świeżą bryzę. Jedno z lepszych uczuć. Nie minęło kilka minut, a Smith dosiadł się do mnie. Siedział kilkanaście centymetrów ode mnie i spoglądał w tą piękną wodę.

- Kiedy będziesz miał zawody w koszykówkę? Już długo się przygotowujecie, a ja jeszcze nic nie słyszałam - zaczęłam, gdy minął jakiś czas w niezręcznej ciszy.

- W następnym tygodniu zaczynają się eliminacje. My jako Miami Academy musimy to wygrać. W sumie jak zawsze. Tylko, że w ostatnim czasie nam nie szło i to NYC wygrało ostanie mistrzostwa. Tym razem się tak przygotowaliśmy, że wygramy. Obiecuję.

Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.

- Będę kibicować, obiecuję.

Smith uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie. W jego oczach zauważyłam lekkie, naprawdę lekkie szczęście co w głębi duszy mnie cieszyło. Wolałam go w takim wydaniu.

- Connor? - zapytałam, a chłopak kiwnął głową. - Wiesz, że w piątek idziemy na bankiet? Razem? - zadałam pytanie ciszej, bo bałam się reakcji chłopaka.

- Wiem. Rodzice zdążyli już mnie poinformować. Cieszysz się? - zapytał z uśmiechem.

- Że idę tam z tobą? W życiu. Ale też bardzo się obawiam - i teraz Connor znów spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

- Czemu?

- Nigdy nie chodziłam na takie wypady. Zawsze się upierałam, że nie chce na takie wydarzenia uczęszczać i rodzice mi odpuszczali. Teraz przez tą karę mam również obowiązek chodzić na takie stowarzyszenia - i właśnie w tym momencie ugryzłam się w język. Przecież Smith nie wiedział o żadnej karze. Po prostu świetnie.

- Karę? Dostałaś karę? - kiwnęłam niemrawo głową. - Za co?

- Nie ważne. To sprawy rodzinne - mówiłam już, że nie wypowiadam się na temat rodziny? Tak? To bardzo dobrze, bo nawet dla Connora nie zrobię wyjątku.

- Jak chcesz - odpowiedziała i zaczął wpatrywać się w ocean. - Jakie są twoje ulubione kwiaty? - zapytał nagle.

- A co, książkę piszesz? - zakpiłam.

- Może i piszę. Nawet jeśli to po prostu się pytam, nie mogę?

- Możesz, możesz - i w tym momencie zaczęłam się mocno zastanawiać. Moimi ulubionymi kwiatami były goździki. Próbowałam wymyślić coś innego, ale nie byłam w stanie. To odkąd pierwszy i ostatni raz na moje dziesiąte urodziny dostałam od ojca te kwiaty, moje serce rozpadło się na kawałeczki. Te kwiaty były przepiękne. Szczególnie różowe. Są piękne. - Goździki. Goździki to moje ulubione kwiaty. Szczególnie różowe.

- Dlaczego?

- Tata kupił mi je na moje dziesiąte urodziny. Uwielbiam te kwiaty - i choć nigdy więcej od nikogo już ich nie dostałam, to dalej one są w moim sercu. Teraz rodzice nie dają mi nic na urodziny, bo przecież nie zasłużyłam. Ale te kwiaty i moją radosną minkę dziesięciolatki, która dostała swoje pierwsze kwiaty, nigdy nie zapomnę. Nigdy.

- Oh, rozumiem - westchnął chłopak i zaczął głębiej przyglądać się mojej twarzy. Spojrzałam na niego, ale od razu przerwałam ten kontakt wzrokowy. Był po prostu bardzo silny i poważny, kiedy mi się przyglądał, co nieco mnie peszyło.

Gadaliśmy jeszcze dłuższą chwilę, siedząc na plaży. Było normalnie. Pierwszy raz rozmawiałam z Connorem całkiem zwyczajnie. Bez kłótni i zbędnych przytyków. To było naprawdę fajne. Naprawdę.

Wróciliśmy do restauracji. Moja mama kazała nam wracać. Mówiła, że ojciec chce już wracać do domu i mam nie dyskutować. Więc tak też zrobiliśmy. Wróciliśmy z plaży w dobrych humorach. O dziwo droga powrotna również minęła nam  przyjemnie. Connor rzucał żartami, a ja śmiałam się w niebo głosy. Wróciliśmy do lokalu w dobrych humorach. Nasze mamy zaczęły z nas żartować, a my już siedzieliśmy cicho. Pożegnaliśmy się z rodziną Smith i wróciliśmy do domu.

***

Płakałam. Właśnie płakałam przez własnego ojca. Wróciwszy do domu, wydarł się na mnie, że odstawiam przed tak poważnymi biznesmenami cyrki. Że nie chce mnie widzieć do końca dnia, a najlepiej, żebym jutro też się nie pokazywała.

Łkałam tak głośno, że rodzice na pewno mnie słyszeli. Tylko, że nikt mi nie pomógł. Nikt mnie nie pocieszał. Słyszałam tylko głośne śmiechy matki, więc zapewne oglądali jakiś film, śmiejąc się do rozpuku.

Oni śmiali się na dole, kiedy ja sama płakałam na górze.

★★★
Martynqavv

Witam, jak podobał się rozdział? Miłego dnia! 🤍🖤

My evil obsession [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz