Rozdział 44.

11.6K 301 240
                                    

- Kocham cię, Connor - szepnęłam, gdy trwałam w jego objęciach.

- Też cię kocham, różyczko - szepnął, uwalniając się z uścisku.

Spojrzał na mnie swoimi zielonymi tęczówkami i posłał uśmiech. Odwzajemniłam go, a następnie wtuliłam się w jego tors.

- Gotowa? - zapytał, gładząc moje plecy.

- Gotowa na co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Pojutrze mam zawody. Finał. Pamiętasz? - zaczął.

- Faktycznie! Stresujesz się?

- Pokonamy NYC, nie martw się - odrzekł. - Pójdziesz na mecz jako dziewczyna Connora Smitha? - zapytał rozbawiony.

- Może tak, może nie - zaczęłam udawać, że rozmyślam. - Może nie dziewczyna Connora Smitha, a singielka?

- Żartujesz. Nigdy w życiu już cię nie oddam. Nikomu - uwolniłam się z objęć i spojrzałam na chłopaka ewidentnie rozbawiona. - Nawet tak nie mów, różyczko.

- Żartowałam! - klepnęłam go w ramię.

Złapaliśmy kontakt wzrokowy na trochę dłużej, przez co nastała cisza. Nie odzywaliśmy się, jedynie spoglądaliśmy w swoje tęczówki zafascynowani.

- Jesteś piękna, różyczko - szepnął ledwo słyszalnie Connor.

Zrobiło mi się strasznie miło i przerwałam nasz kontakt wzrokowy. Zaczęłam spoglądać na swoje dłonie, które teraz były bardzo interesujące. Wyginałam je w każde strony. Nagle zobaczyłam, że męska dłoń położyła się na moich, a ja szybko poderwałam wzrok do góry. Connor spoglądał na mnie, a ja na niego. Byliśmy tylko ja i on.

Ja i on. Na zawsze.

***

Poniedziałek. Wczoraj Connor jeszcze chwilę u mnie posiedział, oglądaliśmy film, gdy po jakimś czasie musiał się zbierać. Rodzice Smitha pożegnali się ze mną, a po jakiś dwóch godzinach zbierał się również chłopak.

Ranek był bardzo stresujący. Miałam wrócić do szkoły po tygodniu nieobecności. Po bardzo ciężkim tygodniu. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Tam wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam swoje włosy i twarz, a następnie skierowałam się do kuchni.

- Dzień dobry - przywitała się mama. Ewidentnie była w dobrym humorze.

- Dzień dobry, mamo - odpowiedziałam i zajrzałam do kuchni, gdzie już szykowała śniadanie pani Sophia. - Dzień dobry.

- Oh, dzień dobry, dziecinko - zadowolona gosposia tuliła mnie krótko i uśmiechnęła się na koniec. - Dzisiaj naleśniki. Mogą być? - pokiwałam energicznie głową, bo bardzo mi się ten pomysł spodobał.

- Jak się pani czuje? - zadałam pytanie.

- Wspaniałe, kruszynko. A ty? Jak się czujesz w pierwszy dzień po tak długiej przerwie? - krzątała się po kuchni, co chwilę patrząc na naleśniki i obracając je na patelni. W międzyczasie kroiła owoce.

- Całkiem spoko. Wszystko mam z Connorem wyjaśnione. Jedynie stresuje się jednym spotkaniem - mówiąc to miałam oczywiście na myśli Harry'ego. Po słowach Connora zrobił się dla mnie obrzydliwy. Te czułe słówka. Ślicznotko. Fuj.

- Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży. Najważniejsze, że się pogodziłaś z chłopakiem. Teraz czas na odrobinę osłody - wypowiadając te słowa, podłożyła mi pod nos talerz z pięknie pachnącymi naleśnikami, obłożonymi owocami. Pychotka.

- Mogę zostać tu? W kuchni? Chciałabym z tobą porozmawiać. Ostatnio strasznie was wszystkich zaniedbałam - zapytałam cicho.

- Pewnie, skarbie. Jeśli tylko masz taką ochotę możemy porozmawiać, ale musisz mi wybaczyć, bo będę w tym czasie robić ciasto marchewkowe i trochę będę krzątała się po tej pięknej kuchni - odpowiedziała.

My evil obsession [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz