Rozdział 26.

15.7K 343 417
                                    

Wtorek. Dzień zawodów. Po wczorajszej kolacji z Connorem zbliżyliśmy się do siebie. Przez cały wieczór po kolacji wysyłał mi śmieszne wiadomości i kilka filmików, które naprawdę mnie rozbawiły. Uczucie, którym darzę Smitha jest ciężkie do opisania. Nie czuję już nienawiści, jak przez ostatnie lata. Czuję się przy nim bezpieczna. 

Ubrałam na siebie czarne dresy, zwykłą koszulkę i szarą bluzę. Zrobiłam delikatny makijaż, a włosy związałam w kitkę. Spakowałam swój plecak i zeszłam na dół. W kuchni spotkałam panią Sophię, która właśnie szykowała mi śniadanie do szkoły. Wiele razy już to mówiłam, ale kocham ją.

Nie wspominałam też o tym, ale przy wczorajszej konwersacji z Connorem umówiłam się z nim, że zawiezie mnie dziś do szkoły. Super, przynajmniej nie będę musiała czekać na autobus. Dostałam chwilę temu wiadomość, że już czeka przed domem. Spakowałam szybko posiłek, podziękowałam kobiecie, ubrałam buty i wybiegłam z domu. W czarnym mercedesie widać było zarys twarzy Smitha wpatrzonego w telefon. Otworzyłam drzwi od samochodu i zasiadłam na miejscu pasażera.

- Pięć minut spóźnienia - powiedział Connor i po chwili cicho się zaśmiał.

- Przepraszam - jedyne słowo, którego mogłam użyć w tej sytuacji.

- Boże, Rose. Żartowałem. Szczerze to nawet się dziwię, że to tylko pięć minut - parsknął, a ja zaraz po nim.

Jechaliśmy w przyjemnej atmosferze. W głośnikach mogłam usłyszeć takie zespoły jak: Arctic Monkeys, The Neigbourhood, czy na na przykład Chase'a Atlantica. W trakcie jazdy rozmawialiśmy też o totalnych pierdołach. Było naprawdę fajnie, choć wcale nie lubię używać tego słowa. Dojechaliśmy pod szkołę. Pożegnałam się z Connorem, bo ja szłam na lekcję, a on miał trening. Na drugiej lekcji zaczynają się zawody, więc chłopaki musieli się przygotować. 

CONNOR POV:

Wszedłem do szatni jako ostatni. Przywitałem się z chłopakami i zacząłem przebierać się w strój. W międzyczasie przyszedł do nas trener, wręczając mi przepaskę kapitana, bym się wyróżniał. Tak, wygrałem starcie z Harrym i zostaje wciąż kapitanem. Wiedziałem, że tak będzie.

Wszyscy się przebrali i wyszli z szatni. Ja zostałem z jedną osobą. Z Harrym.

- No, no, Connor. Fajnie się wczoraj bawiłeś, nie? - zaśmiał się głupio Walker.

- Co?

- Fajnie było wczoraj z Rose? Tak ją pocieszałeś, kiedy płakała w restauracji. Tak mi przykro - udawał, że jest mu smutno i po chwili parsknął. - Co, zakochałeś się?

- O co ci chodzi, Walker? - zapytałem lekko poddenerwowany.

Czy byłem zakochany? Nie wiem. Ostatnimi czasy myślę ciągle o blondynce. Jest w mojej głowie zawsze, nie ważne gdzie jestem. Czy wychodzę z kumplami, czy siedzę sam w domu, czy gram na komputerze albo siedzę w szkole. Zawsze chodzi mi po głowie.

Wczoraj chciałem zbliżyć się do niej. Zobaczyłem jak z jej pięknych błękitnych oczu wypływały łzy i coś w środku nie zakuło. Nie mogłem siedzieć bezczynnie. Tak w ogóle, skąd on o tym wiedział?

- Czekaj. Skąd ty to wszystko wiesz? - zapytałem.

- Myślisz, że jestem głupi. Skoro mam wygrać, to muszę wiedzieć jak radzi sobie mój rywal. Wiem wszystko, Smith - pstryknął mnie palcem, a ja miałem już mu przywalić. Powstrzymałem się przed meczem.

Może i nie lubię Harry'ego, ale jedno trzeba mu przyznać, umie grać w koszykówkę. Nie jest oczywiście tak dobry jak ja, ale nie idzie mu źle. Z chęcią pobije go po meczu. Wtedy już nie będę miał litości.

My evil obsession [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz