Rozdział 48.

10.6K 262 100
                                    

Po wygranej, obie drużyny poszły do szatni się przebrać. Ja z Mary pobiegłam pod szatnie naszych chłopaków i szczęśliwa czekałam na mojego chłopaka. Rezerwowi jako pierwsi wyszli z szatni, wysyłając nam uśmiechy. Następny wyszedł Mike.

- Gratulacje!! - krzyknęła Mary, wieszając się na szyi chłopaka. - Jestem taka dumna! - krzyczała, a Mike spojrzał na mnie, zatykając żartobliwie uszy.

- Dzięki, myszko, ale zaraz mnie udusisz - powiedział, a szatynka od razu puściła jego szyję. Wtuliła się za to w jego tors, a on objął ją w talii. - Idziemy?

- Rose czeka na Connora - odparła szatynka.

- Spokojnie, idźcie - dołączyłam się do rozmowy, gdy dziewczyna na mnie spojrzała. - Nic mi nie będzie, poczekam.

- Na pewno? - zapytała, odklejając się od torsu Mike'a.

- Na pewno. Idź już - zaśmiałam się, a ona mocno przytuliła mnie na pożegnanie.

- Do zobaczenia. Pisz jak będziecie coś wiedzieć. Musimy zabalować - powiedziała, a ja skinęłam.

Mary odeszła z Mike'iem. Ja natomiast czekałam przed szatnią na mojego zielonookiego bruneta. Drzwi się otworzyły, a z nich wyszedł Tony, który objął mnie na przywitanie.

- Gratulacje - zaczęłam.

- Dziękujemy, kwiatuszku - odparł, a ja uwolniłam się z uścisku.

- Wszystko w porządku z Connorem? - zapytałam. - Nie mają ochoty siebie pozabijać?

- O dziwo, nie. Harry spokojnie się przebiera, tak samo jak Connor. Więc spokojnie, kwiatuszku. Twój chłoptaś jest bezpieczny - odrzekł i zaśmiał się. - Dobra, ja spadam. Chcą zrobić jakąś imprezę, a ja muszę się przyszykować. Król parkietu musi być w formie.

- Dobrze, królu parkietu - tym razem ja się zaśmiałam. - Do zobaczenia.

Zasalutował i poszedł w stronę parkingu. Znów zostałam sama, czekając spokojnie na Connora. Drzwi z szatni długo się nie otwierały. Został jeszcze Ethan, Connor i Harry, więc mocno liczyłam, że Smith zaraz przyjdzie. Nie chciałam, by zostawał sam na sam z Harrym. Może i w szatni pełnej ludzi się nie pozabijali, ale nikt nie wie, co będzie, gdy zostaną sami. Drzwi w końcu się otworzyły, a ja zesztywniałam. W drzwiach pojawiła się sylwetka Harry'ego.

- Witam, ślicznotko - usłyszałam jego obrzydliwy głos.

- Nie nazywaj mnie tak - wycedziłam przez zęby, lustrując wszystko, co robi.

- Po co te nerwy. Myślałem, że mi pogratulujesz. Nie zasłużyłem? - zapytał, udając zawiedzionego.

- Nie, nie zasłużyłeś. Czekam na kogoś, nie widzisz? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - odpowiedziałam.

- Na Connora czekasz, co? Problem w tym, że mu jeszcze trochę zejdzie - odrzekł.

- Spokojnie, nigdzie mi się nie spieszy.

Wtem Walker podszedł do mnie i złapał za kosmyk moich włosów. Zaczął się nimi bawić, spoglądając na moją twarz.

- Taka piękna, a taka niemiła - zaczął, gdy zobaczył moją niezadowoloną minę.

- Odejdź ode mnie. Nie dotykaj mnie - rzekłam.

On jednak nic sobie z tego nie robił. Puścił mój kosmyk, by zamiast jego złapać za mój nadgarstek. Swoją dłonią oplótł cały mój nadgarstek, ściskając go co chwilę, jakby chciał, bym czuła ból.

- Po co chcesz się bawić z nimi i świętować, jak możesz ze mną spędzić czas. Już nie pamiętasz, jak przytulałaś się do mnie? - powiedział i przybliżył się jeszcze bliżej. - Chodź ze mną, ślicznotko.

My evil obsession [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz