Rozdział 16.

14.9K 341 433
                                    

Connor i Harry właśnie się bili.

Widziałam tą szarpaninę dwóch chłopaków, którzy prawie się tutaj pozabijają. Connor zadawał ciosy Harry'emu, a Harry Connorowi. Nie wyglądało to ciekawie. Musieli naprawdę mocno się o coś pokłócić, że teraz się tak tłuką.

Od razu trener podbiegł do chłopaków i zaczął ich uspokajać. Znajomi Connora  podbiegli do niego i zaczęli go podtrzymywać. U Walkera okoliczność wyglądała podobnie, jego znajomi zaczęli go uspokajać i trzymać. Po chwili sytuacja się opanowała i chłopaki już nie skakali sobie do gardeł.

Ja natomiast siedziałam na ławce, dalej przypatrując się zdarzeniu. Jedna z dziewczyn pobiegła po pielęgniarkę Sandy, która przybiegła w mgnieniu oka i zaczęła zajmować się Harrym. Ja podeszłam do Connora. Podeszłam do Smitha z drugą apteczką, którą podał mi trener.

Spojrzałam na twarz chłopaka. Pod okiem zbierał się wielki siniak, z jego wargi leciała krew. Łuk brwiowy był rozcięty, a na drugim policzku widać było przetarcia do krwi, które najpewniej wyrządziło to, iż bili się na gołe ręce. Spojrzałam chwilę później na dłonie Connora. Smith miał rozdarte knykcie, co nie wyglądało dobrze.

- Boże, coście zrobili? - zapytałam w sumie bardziej siebie niż Connora.

- Lekka sprzeczka. Zostaw, Rose. Poradzę sobie - powiedział chłopak, gdy próbowałam mu opatrzeć rany.

- Connor, błagam. Daj sobie pomóc. Nie wyglądasz dobrze, więc nie ważne jak bardzo będziesz się upierał i tak będę musiała ci to opatrzeć. Więc dla twojej wygody, po prostu przestać się wiercić.

Chłopak siedział cicho, gdy opatrywałam mu łuk brwiowy, a następnie przetarcia na lewym policzku.

- Po co wam to było? - zapytałam.

- Wkurzyłem się.

- Przemoc to nie rozwiązanie, Connor - odpowiedziałam.

- Możesz to zrobić i dać mi spokój?! - zapytał podirytowany.

Nie odezwałam się, a wręcz szybciej zaczęłam wszystko mu sprawdzać. Skończyłam nakładać bandaże na dłonie chłopaka i po chwili bez słowa odeszłam. Przecież miałam dać mu spokój.

Oddałam apteczkę trenerowi i spojrzałam w stronę Harry'ego. Sandy chyba już wszystko mu opatrzyła, bo spojrzała na Connora i po chwili wysłała mi dziękujący uśmiech. Podbiegłam od razu do Walkera i go mocno przytuliłam. Chłopak odwzajemnił uścisk i zaczął gładzić moje plecy.

- Oj, Harry. Po co ci to? Po co zadzierasz z Connorem? - zapytałam.

- Nie przejmuj się, Rose. Po prostu pokłóciliśmy się. W sumie to o nic ważnego. O nic ważnego się nie pokłóciliśmy. Nie zawracaj sobie tym głowy, ślicznotko. Wszystko ze mną dobrze - po tych słowach jeszcze mocniej wtuliłam się tors Harry'ego. Skoro o nic ważnego się nie pokłócili to czemu aż tak źle wyglądają?

CONNOR POV:

Siedziałem właśnie na ławce z opatrzonymi ranami. Opatrzyła mi je Rose, którą tak bardzo zlałem. Kazałem jej dać mi spokój, choć tak naprawdę to o nią się z nim pobiłem.

W trakcie grania Harry mnie denerwował. Za niedługo są wybory na kapitana drużyny, który poprowadzi zespół do zwycięstwa. Dotychczas to ja nim byłem, ale Walker się uparł, że on też chce mieć szansę. Jako, iż nasz trener to naprawdę dobry człowiek zgodził się, by odbyły się eliminacje. To dlatego Harry cały czas mnie popycha i mi przeszkadza. Chce wygrać, więc będzie mnie osłabiał.

W końcu była przerwa między jednym, a drugim kwartałem rozgrywki. To wtedy Harry podszedł do mnie i zaczął gadać, że Rose to puszczalska szmata, która wychodzi najpierw z nim, a teraz przymila się do mnie. Ten zwrot w stronę blondynki bardzo mnie zirytował. Od razu podszedłem do Walkera i dałem mu w mordę. Chłopak chyba zrozumiał za co dostał, więc bez zbędnego przedłużania zaczął również wyprowadzać ciosy. W trakcie naszej bijatyki Harry wciąż wyzywał Rose od najgorszych. Ciśnienie mi podskoczyło, gdy musiałem słuchać tych wszystkich wyzwisk.

Ona opatrzyła mi rany, a ja kazałem jej dać sobie spokój. Ona bez słowa odeszłam ode mnie i pobiegła do Harry'ego, mocno tuląc się do jego torsu. On tylko wysłał mi swój obrzydliwy, zwycięski uśmiech, gładząc blondynkę po plecach. Dlaczego odczułem ukłucie w sercu, gdy patrzyłem na nią uśmiechniętą, wtuloną w niego?

***

- Synku, co ci się stało? - zapytała przejęta moja mama, gdy przeszedłem przez próg domu.

- Nic, mamo. Mała sprzeczka z Harrym - odpowiedziałem.

- Znów z nim? Mówiłeś, że już nie będziesz dawał się prowokować.

- Idiota mnie zdenerwował. Samo się prosiło.

- Przemoc to nie rozwiązanie, Connor - odpowiedziała.

- Mówisz tak samo jak ona. O co wam chodzi? - zapytałem zmieszany.

- Jak ona? Kto, synku? - zapytała troskliwie moja mama.

- Rose, to ona mi to opatrzyła i powiedziała dokładnie jak ty.

- Rose cię opatrzyła? Miło z jej strony. To dobra dziewczyna. Miła, wesoła, kulturalna, mądra i bardzo piękna - odpowiedziała moja mama.

- Mhm.

- Connor. W piątek mamy bankiet. Jak ty się pokażesz w takim stanie? - zaczęła się zastanawiać. - Wiem! Poczekaj tu chwilkę, przyniosę maść na siniaki i ci to posmarujemy. Musi się to wygoić - dopowiedziała łagodnie.

- Pewnie, mamo. Usiądę na kanapie i poczekam na ciebie.

Kiwnęła głową i zniknęła za rogiem. Ja natomiast usiadłem w salonie na kanapie i zacząłem rozmyślać co teraz mam zrobić. Znów ją przeprosić? Po raz trzeci bądź czwarty? Ona już mi nie wybaczy. Byłem skończony. Ona zadowolona przytulała się do Walkera, a ja nie wyobrażałem sobie, że mogła poczuć to samo do mnie. To chyba już koniec.

Wtem moja mama wyłoniła się z maścią w ręku i skierowała się do mnie. Kocham ją. Choć już z rodzicami nie mieszkam, a przyszedłem tylko, by lekko złagodziła mój ból, to bardzo ją kocham i zabije wszystkich, którzy zrobią jej krzywdę. Usiadła więc obok mnie i zaczęła nakładać maść na mój policzek. 

- Dzięki, mamo. Kocham cię - powiedziałem, gdy moja mama skończyła smarować policzek.

- Nie dziękuj, kochanie. Muszę z tobą jeszcze o czymś porozmawiać, Connor - odpowiedziała i zaczęła kolejny temat. Ciekawe o czym?

- Tak, mamo?

Lubisz, Rose? Jak ostatnio cię pytałam o to, jak się poznaliście, to nie za bardzo chciałeś odpowiadać. Coś się stało?

- Wszystko w porządku. Po prostu trochę się zestresowałem i nie wiedziałem co ci odpowiedzieć. Lubię Rose, jest naprawdę fajna - odpowiedziałem. Czy szczerze? Nie wiem. - Dobra, mamo, ja będę leciał. Muszę jeszcze się pouczyć trochę. Spotkamy się na bankiecie - wysłałem jej szczery uśmiech. Mama jedynie kiwnęła głową i podeszła do mnie, by się przytulić. Zamknąłem ją w mocnym uścisku. Po chwili opuściłem mój rodzinny dom. 

Wsiadłem do samochodu i po pięciu minutach, byłem już pod swoim mieszkaniem. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem do drzwi. Faktycznie, nie oszukałem mamy, bo chwilę się uczyłem. Nie mogłem się skupić, więc postanowiłem obejrzeć jakiś głupi serial. Wszystko byłoby dobrze, gdyby po mojej głowie nie chodziła ta jedna blondynka.

Czy ja naprawdę ją lubię?

★★★
Martynqavv

Hejka, dzisiaj trochę uczuć.
Jak wrażenia?
Miłego wieczorku! 🤍🖤





My evil obsession [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz