Rozdział 40.

12.5K 329 182
                                    

CONNOR POV:

Wróciłem do domu. Do domu rodzinnego. Nie chciałem być sam w mieszkaniu. Bałem się. Bałem się samotności. Kiwnąłem tylko mamie, nic nie mówiąc i ruszyłem po schodach do mojego dawnego pokoju.

Wszystko zostało w tym miejscu, co zostawiłem. Pościelone łóżko z czarną pościelą, biurko pomazane markerami przez ataki związane ze szkołą, szafa, w której aktualnie zostało kilka ubrań na takie upadłe jak ten, gdzie wróciłem do domu bez zapowiedzi. Wszystko przypominało mnie sprzed kilku lat.

Przy niej żyłem. Przy niej byłem kimś, kto poczuł miłość. Nauczył się kochać, nauczył się żyć chwilą, a nie przeszłością. Ona była moim promyczkiem światła. Moją różyczką.

Położyłem się na łóżku, a po chwili poczułem kilka łez spływających po policzkach. Straciłem ją. Straciłem swój promyczek światła, który przebijał się przez moje skostniałe serce. Straciłem kobietę, która była jedyną kobietą z spoza rodziny, o którą chciałem walczyć. Czemu teraz czuję, że walka nie przyniesie sensu?

Mam jej tyle do powiedzenia, a jedyne co umiem jej powiedzieć, to mało znaczące przepraszam. Mało znaczące, bo zachowałem się jak ostatni idiota, wchodząc w ten układ.

Ktoś zapukał do mojego pokoju. Po szybkim "Proszę" wyłoniła się zza drzwi mama, a ja otarłem szybko policzki.

- Cześć, synku - przywitała się.

- Cześć, mamo - odpowiedziałem, siląc się na uśmiech.

- Jak się czujesz? - zapytała troskliwie.

- Dobrze. Dzięki, że pytasz - odparłem.

- A tak naprawdę?

- Co, naprawdę?

- Jak naprawdę się czujesz, Connor? Wiem, że nie jest wcale tak kolorowo - wpatrywała się we mnie, a mnie uderzyła kolejna fala rozpaczy, dając upust kolejnym łzom.

- Okropnie. Zepsułem wszystko, mamo. Wszystko - załkałem, a po chwili poczułam obejmujące mnie szczupłe dłonie.

- Chyba czas to naprawić - odrzekła.

- Dzisiaj próbowałem. Nie chcę ze mną rozmawiać - wypłakałem.

- Wiesz, że trzeba walczyć o miłość? Skoro zepsułeś po całości, to tak szybko ci nie wybaczy - mówiła, obejmując mnie cały czas.

- Kocham ją.

- Wiem, Connor. Więc zawalcz, póki będzie za późno.

- Tysiąc - wyrzuciłem z siebie.

- Co, tysiąc? - zapytała mama.

- Założyłem się o tysiąc, kto pierwszy z nią będzie - kolejny szloch, przypominając o mojej głupocie.

- Każdy popełnia błędy. Każdy. Bez wyjątku. Masz coś na swoje usprawiedliwienie?

- Pamiętnik.

- Pamiętnik?

- Piszę w nim o niej. O moich uczuciach. Ona nie była zakładem już po kilkunastu dniach - odpowiedziałem.

- Pokaż jej to, Connor. Wytłumacz jej. Pokaż, że ci zależy. O ile zależy.

- Zależy! Mam na jej punkcie obsesję. Chcę wiedzieć co robi, gdzie jest, z kim i czy dobrze się czuje. Była z początku moją złą obsesją. Bałem się jej. Bałem się obsesji, którą rozbudziła we mnie Rose. Teraz jest najważniejsza. Chcę słyszeć o jej przeżyciach, historiach, ocenach, o wszystkim, co może jeszcze niedawno mnie nie interesowało. Przy niej mnie wszystko interesuje. Wystarczy, że ona to mówi. Że ona siedzi obok mnie - wyrzutkiem wszystko z siebie, co leżało mi na sercu.

- Powiedz.

- Hm?

- Powiedz jej to, jak zgodzi się z tobą porozmawiać.

- Nie zgodzi. Dziś próbowałem. Chcę odpocząć ode mnie. Tak bardzo się martwię. Miała dużo problemów. Dużo kłótni z rodzicami. Nie chcę, żeby to sama przeżywała - kolejne łzy, których nawet nie powstrzymywałem.

- Nie przeżywa sama. Dzwoniła do mnie Linda. Sama była w szoku, co się dzieje z Rose. Zrozumiała, że katowała ją nauką i ocenami. Pogodziły się. Rose ma opiekę, Connor. Wszystko u niej dobrze - odpowiedziała mama i uwolniła się z uścisku, by spojrzeć mi w oczy.

- Tak bardzo tego wszystkiego żałuję.

- Wiem, więc poczekajmy, aż Rose zgodzi się porozmawiać, a wtedy wszystko jej powiesz, dobrze?

Kiwnąłem tylko głową i otarłem policzki z łez. Przytuliłem się jeszcze raz do mamy, nagle wstydząc się, że przy niej dałem taki upust emocjom.

***

Minęły kolejne godziny. Wyszedłem na spacer już trzy razy, bo nie dawałem rady siedzieć w czterech ścianach. Chłopaki dzwonili do mnie, bym wyjaśnił, co się stało. Opowiedziałem po krotce, że zepsułem wszystko, ale nie chcę o tym mówić. Dodałem tylko, żeby nie zwracali uwagi na Harry'ego i jego głupie odzywki, bo on też jest w to zamieszany. Nie chciałem dłużej z nimi gadać, więc się rozłączyłem.

Po kolejnej godzinie pożegnałem się z mamą i wróciłem do mieszkania. Tam odrobiłem wszystkie lekcje, co może i wydaje się dziwne, ale chciałem nie myśleć o blondynce. Zrobiłem sobie kolację, którą wciskałem w siebie, ale nie chciałem się zaniedbywać. Ogarnąłem się do snu i położyłem się spać.

Rano okropnie bolała mnie głowa. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałem i zapomniałem, jaki jest to ból rano po przebudzeniu. Zażyłem tabletkę przeciwbólową, wziąłem zimny prysznic i zszedłem do kuchni. Tam zrobiłem sobie śniadanie, zjadłem, a następnie wchodząc do pokoju, ogarnąłem się do szkoły.

Założyłem na siebie szare dresy i czarną bluzę, a swoje włosy zostawiłem w nieładzie. Nie miałem czasu się nimi załatwiać, gdyż już musiałem wychodzić. Chciałem być szybciej w szkole na wypadek, gdyby Rose chciała ze mną porozmawiać. Zarzuciłem sobie plecak na ramię, zamknąłem mieszkanie i ruszyłem do mojego czarnego mercedesa.

W szkole byłem pół godziny przed zajęciami. Sporo przed czasem. Siedziałem przy szafkach, czekając na blondynkę. Po kilku minutach się zjawiła, a ja uśmiechnąłem się. Miała na sobie szare dresy i czarną bluzę. Przypadek? Nie sądzę. Włosy zostawiła rozpuszczone, a na szyi odbijał się blask jej naszyjnika. Otworzyła szafkę, szykując się do zajęć, a następnie rzuciła mi przelotne spojrzenie. Uśmiechnęła się szybko, więc chyba zauważyła nasz dobór strojów.

- Cześć - zacząłem. Wiem, miałem dać jej spokój. Tylko że ja nie umiem!

- Cześć - odpowiedziała. Czekaj. Odpowiedziała!

Rose usiadła kilka metrów ode mnie, ale się przysunąłem. Dziewczyna przeglądała telefon wyraźnie niezadowolona, że siedzę tak blisko.

- Słuchaj, Rose.. - próbowałem zacząć.

- Nie przepraszaj. Nic nie mów - odparła szybko. - Z chęcią chcę cię wysłuchać, ale nie teraz, Connor. Zraniłeś mnie. Muszę eto wszystko przemyśleć, okej? Odezwę się, na pewno. Tylko daj czasu - dodała. Chcę mi dać szansę?

- Chcesz mi dać szansę?

- Na wygrzebanie się z tego, w co się wpakowałeś - odpowiedziała.

- Różyczko... Dziękuję! - krzyknąłem uradowany.

Rose wstała z podłogi i spojrzała na mnie z góry.

- Nie mów na razie do mnie w tej sposób. Za bardzo mnie to boli, by słyszeć to z twoich ust. Wysłucham cię, ale nie teraz. Daj mi czas na przemyślenie - rzuciła z góry. Przytaknąłem. - Idę. Cześć.

- Cześć.

I poszła. Weszła do łazienki i zniknęła z pola widzenia. Ale wysłucha. Wysłucha mnie! Boże, dziękuję! Rose mnie wysłucha! Tak! Tak! Tak! Poczekam ile trzeba!

Poczekam, bo mam szansę wszystko naprawić.

★★★
Martynqavv

Hejka, tak wygląda perspektywa Connora, kochani. Emocje chyba też nad nim górują, nie sądzicie?

Dziękuję wam pięknie za taki odbiór! ❤️

Miłego wieczorku! 🤍🖤

My evil obsession [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz