Rozdział 17

1K 111 9
                                    

Will szedł leśną dróżką kiedy w oddali ujrzał Manfreda. Tak, TEGO Manfreda. Szedł w tą samą stronę. Młodszy zwiadowca podążał za nim po cichu, coraz bardziej zbliżajac się do swojej "ofiary". Kiedu juź był wystarczająco blisko, wyciągnął nogę przed siebie i podstawił ją Manfredowi, a ten runął na ziemię. Po chwili z krzaków jak gdyby nigdy nic wyłonił się Halt.
-Cześć Manfred! Ojej widzę, że upadłeś!-rzekł z niewinnym wyrazem twarzy.
-No co ty nie powiesz?!-warknął męźczyzna, powoli podnosząc się z ziemi.
-No wiesz mogłeś stracić pamięć po tym jak UDERZYŁEŚ GŁOWĄ O ZIEMIĘ-powiedział Halt kładąc nacisk na ostatnie trzy słowa.
-Zemsta zawsze jest słodka-powiedział Will szczerząc się do Manfreda.
-Ale o co ci chodzi?! Przecież już się zemściłeś, nie pamiętasz?!
-Tak, ale postanowiłem wykorzystać sytuację i zrobić to tylko, że tym razem w twoim stylu.
-Nienawidzę was-powiedział rozzłoszczony zwiadowca przez zaciśnięte zęby.

-Nienawidzę was-powiedział rozzłoszczony zwiadowca przez zaciśnięte zęby

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Aaaalyssss... - to był głos Jamesa, tego upartego adoratora dziewczyny Willa - gdzieś słyszałeeeem.... Że Will obściskiwał się
z Maggie.... No wiesz tą co się za nim uganiała.
-A ja słyszałam, że tu w okolicy jest dobry laryngolog, więc dla dobra swojego i otoczenia, odwiedź tego miłego pana i opowiedz mu o swoim uporczywym problemie ze słuchem, dobrze? A i przy okazji możesz później zajść do Żukowskiego jak będziesz wracał - odpowiedziała Alyss.
-Kto to jest Żukowski?
-Psycholog.
-Oj... Skarbieeeee.... Naprawdę sądzisz, że potrzebuje psychologa? I laryngologa? A co moja miłość do ciebie jest jakaś chora psychicznie?
-Miłość nie. Ale ty tak.
-Łooooj... Alyśś.... Ja nie jestem chory tylko zakochany! To jest prawdziwa miłość!
-Tylko, że jednostronna.
-Dlaczego ty taka jesteś? To przeznaczenie!
-Doprawdy? To lepiej przejdę się zaraz do tego przeznaczenia i powiem mu, że chyba mu się coś w głowie poprzewracało.
-Przeznaczenie nigdy się nie myli...
-No popatrz! Kiedyś musi być ten pierwszy raz!
-Będę o ciebie walczył do końca! Nie odejde od ciebie ani na krok!-rzekł James z dużą determinacją w głosie.
-Świetnie... Ach no tak! Zapomniałam ci powiedzieć! Will był dzisiaj w Decatlonie i kupił sobie nowy łuk! Ten najnowszy model! Z ogromną siłą naciągu, taki solidny i porządny, nie to co tamten! I to w zestawie ze strzałami! Mają idealnie szlifowane, ostre groty zrobione ze stali z Nihon-Ja! No wiesz bo tam mają niezniszczalną. A jakie spiczaste! Oj nie chciałabym być na miejscu tego, w którego serce wbije się taka strzała! Zgon na miejscu!
I w tym momencie James uświadomił sobie, źe stąpa po niebezpiecznym gruncie.
"Will-Zwiadowca Pięciolecia+najlepszy łuk ze strzałami, które mają groty z nihońskiej stali=kłopoty "-pomyślał James. A on z pewnością nie chiał mieć kłopotów. 

-Yhhh

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Yhhh... Albo wiesz... Nie chcę być nachalny więc.... Chyba już sobie pójdę....-powiedział i jak najszybciej odszedł od Alyss. Był bardzo zestresowany ponieważ miał dziwne przeczucie, że gdzieś w tych krzakach wyrastających z ziemi tuż po jego prawej stronie czai się Zwiadowca Pięciolecia- Will Treaty.  Ogarnął go zabobonny niepokój. Sięgnął po swój łuk, który nosił przyczepiony do pleców, wyjął z kołczanu jedną strzałę założył ją na cięciwę i wciąż się rozglądając wokół siebie doszedł do swojego domu. Tego dnia postanowił sobie, że następnym razem 10, a raczej 53 razy pomyśli zanim cokolwiek zrobi. (A tak dokładnie zanim znów podpadnie najlepszemu zwiadowcy w całym korpusie).

Zwiadowcy: wehikuł czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz