Prolog

1.2K 102 121
                                    


Wybiła północ, a samotny brunet w dalszym ciągu kręcił się po parku. Od czasu do czasu rozglądał się dookoła, lecz od razu wracał do swojego wcześniejszego zajęcia, udawania iż niczego ani nikogo nie dostrzegał. Zdawał sobie sprawę, że od dłuższego czasu jest śledzony, jednak nie wiedział przez kogo i tego chciał się dowiedzieć. Na samym początku był przekonany, iż jest po prostu przewrażliwiony, lecz po ponad godzinie musiał przyznać, że ktoś ciągle za nim podąża.

Gdyby nie był aż tak czujny z pewnością by się nie zorientował, jednak miał z tym zbyt wiele doświadczenia aby dać się nabrać. Krążył bez celu po parku, dając możliwość swojemu prześladowcy by go zaatakował, ale ten chyba nie rozumiał jego intencji. Brunet był tak bardzo znudzony, iż chętnie stoczyłby małą walkę, lecz sam nie chciał jej zaczynać, miał już za sobą czas kiedy rozpoczynał takie przedstawienia.

Czasami tęsknił za tym kim był kiedyś, ale tylko czasami, przez większość czasu był dumny z tego kim się stał. Cieszyło go, że większość się go boi i darzy szacunkiem, bo pomimo iż momentami miał dość swojej pracy i mimo iż wiedział, że nikt nie może zrzucić go z jego pozycji, dobrze było wiedzieć, że jego imię w dalszym ciągu coś znaczyło.

Zdarzały się momenty kiedy narzekał, jednak nigdy tak naprawdę nie żałował tego co się stało i gdyby ponownie stanął przed wyborem wybrałby tą samą drogę, może zmieniłby kilka rzeczy, ale w dalszym ciągu stałby się tą samą osobą, którą jest w tym momencie. Od początku wiedział, iż to było jego przeznaczenie przed którym nie mógł, a nawet nie chciał uciec. Gdy nadszedł właściwy czas dobrowolnie przyjął wszystko co na niego czekało i cieszył się tym najlepiej jak umiał.

W swoim życiu widziała wielu, którzy próbowali uciec przed tym co było im pisane, lecz nigdy im się to nie udało, czasami było mu ich szkoda, ale nie mógł im pomóc. Mógł tylko się przyglądać, bo nawet jakby jakimś cudem znalazł sposób aby im pomóc, nie miał prawa by to zrobić. Te wszystkie reguły, których musiał się trzymać, tylko sprawiały iż miał ochotę łamać je po kolej, ale powstrzymywał się przed tym, bo zdawał sobie sprawę co by tym rozpoczął, a poza tym zbyt wiele istnień było od niego zależnych i wystarczył jakiś jego poważny błąd aby za to zapłacili.

Tak bardzo pochłonęło go rozmyślanie o sobie, iż nie zdawał sobie sprawy z tego, że już dawno opuścił park, a teraz snuje się pustą i ciemną ulicą. W dalszym ciągu wyczuwał czyjąś obecność, miał już tego dosyć, więc postanowił samemu zakończyć tą dziwną sytuację. Zatrzymał się gwałtownie i pozostając w całkowitym bezruchu czekał na ruch swojego tajemniczego 'przyjaciela'.

- Jeszcze długo będziemy się tak bawić - odezwał się cicho.

- Zależy.

Brunet odkręcił się powoli, a na jego usta wkradł się mały uśmiech, po chwili z cienia wyłoniła się dobrze znana mu postać i podeszła do niego szybkim krokiem. Chłopak musiał przyznać, iż tęsknił za nim, lecz nie miał zamiaru mu tego mówić.

- Theo.

- Harry - uśmiechnął się, a następnie przytulił Stylesa.

- Stało się coś? - zapytał zielonooki, nie słyszał o niczym szczególnie ważnym, więc tym bardziej zdziwiło go to spotkanie. Bardzo dobrze wiedział, że Theo nie śledziłby go przez dłuższy czas gdyby nie chodziło o coś ważnego. Podejrzewał o co albo o kogo mogło chodzić, bo w końcu wałkowali ten temat milion razy, ale i tak nic nowego z tego nie wynikało. Powoli miał dosyć sytuacji, w której się znalazł, chciał móc jakoś pomóc albo coś zrobić, a jedynie mógł czekać na rozwój zdarzeń.

- Nie, ale musimy porozmawiać - odparł niepewnie rozglądając się dookoła.

- Rozumiem. Spotkajmy się tam gdzie zawsze.

Nightmare // Larry StylinsonTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang