Rozdział 2

1K 85 47
                                    


Louis nie wiedział czemu, ale miał dziwne przeczucie, iż dzisiejszy dzień będzie przełomowy. Szatyn czasami miał takie przeczucia, które zawsze się sprawdzały co trochę go niepokoiło. Nie wspominał o tym ani o innych rzeczach, które mu się przytrafiły, wolał myśleć, że były to tylko niefortunne przypadki, jednak momentami sam w to nie wierzył. Czuł, iż było z nim coś nie tak, lecz nie potrafił tego w żaden logiczny sposób wyjaśnić i nie chodziło tu o jego problemy z zaufaniem oraz nawiązywaniem znajomości, bo to akurat było dla niego proste do wytłumaczenia. Nie lubił ludzi, a oni nie lubili jego i potrafił sobie z tym poradzić, oczywiście było kilka wyjątków, na szczęście tylko kilka. Jakiś czas temu uświadomił sobie, że to nie jest aż takie złe jak kiedyś myślał, a może w końcu przestał tak bardzo o to dbać i skupiał się na tych osobach, które zwracały na niego uwagę.

Czasami zauważał, iż jego tajemniczość przyciągała innych, przeważnie podobnych do niego ludzi, lecz to także nie było aż takie złe. Gdy myślał o tym jaki był kiedyś robiło mu się niedobrze, nie wiedział czemu aż tak bardzo zabiegał o uwagę innych i czemu robił takie głupie rzeczy. Może i teraz nie był popularny oraz sporo udawał, lecz przeważnie czuł się z tym dobrze, tak jakby w jakimś stopniu znalazł sobie jakieś zajmujące zajęcie, dodatkowym plusem było to, iż ćwiczył swoją grę aktorską. Były momenty kiedy nienawidził siebie za tą całą grę, jednak na razie tak musiało być, poza tym nie mógł ani nie chciał teraz tego zmieniać.

Szatyn westchnął cicho odrzucając od siebie wszystkie myśli, od których miał jakieś dziwne poczucie winy, postanowił zostać jeszcze jakiś czas w łóżku, w końcu była sobota i nie musiał zrywać się o nieludzkiej godzinie aby pędzić do szkoły. Właściwie mógłby zostać cały dzień w swoim pokoju i nic nie robić, a może jego przeczucie by się nie sprawdziło i ten dzień dałoby się uratować. Gdy tylko ta myśl zaświtała mu w głowie jego humor nieznacznie się poprawił. Ułożył się wygodnie na łóżku i zaczął rozmyślać o swojej przyszłości, nie lubił rozmawiać na ten temat, bo właściwie sam nie wiedział co chciałby robić, ale uwielbiał wymyślać przeróżne scenariusze odnośnie tego co mógłby zrobić. Niektóre z jego marzeń były naprawdę nierealne, ale nie obchodziło go to zbytnio, tylko jedna rzecz jedynie powtarzała się za każdym razem, a mianowicie przy jego boku była osoba, która zawsze go wspierała i była z niego dumna. Niestety zawsze tą osobą okazywał się Harry, co sprawiało, iż trochę cierpiał z tego powodu, ale nie walczył z tym, ponieważ miło było myśleć, że zielonookiemu naprawdę na nim zależało.

Louis wiedział, że w tym momencie był trochę żałosny i śmieszny, jednakże w dalszym ciągu nie potrafił uwierzyć w to co usłyszał w szpitalu. Zielonooki nie mógł przez cały ten czas udawać, bo to niemożliwe aby mógł aż tak dobrze zagrać. Nie rozumiał jego postępowania i na razie nie chciał rozumieć, ale wiedział iż musiał mieć cholernie dobry powód aby uczynić to co zrobił. Jakaś jego część była przekonana, że chłopak chciał aby go znienawidził, dlatego wymyślił tę historię, lecz nie umiał sobie tego dalej wyjaśnić. Od początku ich rozstania próbował wymyślić coś sensownego, coś co pomogłoby mu zrozumieć, jednak były momenty kiedy zastanawiał się czy to ma nadal sens, szukanie usprawiedliwień dla kogoś kogo pewnie już nie zobaczy. Chciał z kimś o tym porozmawiać, ale zawsze w ostatniej chwili się powstrzymywał, wolał uparcie trzymać się swojej wersji, że Harry już nic dla niego nie znaczył dzięki czemu miał trochę spokoju przynajmniej jeśli chodziło o tę sprawę.

Na samym początku każdy chciał z nim o tym mówić, ale udało mu się ukrócić wszelkie rozmowy swoim bezczelnym zachowaniem, w końcu skoro sam zachowywał się jakby nic się nie stało czemu inni mieliby się tym martwić. Jednak nikt nie wiedział albo nie chcieli widzieć, że nadal to przeżywał, lecz nauczył się robić to w samotności. Uwielbiał momenty kiedy zostawał sam i mógł zrzucić swoją maskę obojętności, dopiero w takim czasie czuł się naprawdę sobą, a nie kimś kogo nawet nie znał. Louis miał wrażenie, iż w ostatnich miesiącach grał jeszcze więcej niż przez ostatnie lata, już nawet nie pamiętał kiedy wszystko wskoczyło na nowy poziom udawania, bo jeśli wcześniej były momenty kiedy potrafił sobie odpuścić, teraz nie mógł i nie chciał sobie na to pozwolić. Z niecierpliwością oczekiwał dnia, w którym będzie mógł zostawić wszystko za sobą i zacząć gdzieś od początku, gdzieś gdzie nikt nigdy o nim nie słyszał i niczego o nim nie wiedział.

Nightmare // Larry StylinsonWhere stories live. Discover now