Rozdział 10

651 66 75
                                    

Harry w dalszym ciągu widział zdezorientowanie na twarzy młodszego chłopaka, widział jak próbował ułożyć elementy układanki na właściwe miejsce, lecz ciągle coś mu nie pasowało. Brunet chciał aby szatyn w jakiś sposób sam do tego doszedł, aby nie musiał o tym mówić, jednak to mogło wydawać się dla niego zbyt trudne. Przeprowadzenie tej rozmowy było dla niego dość ciężkie, ponieważ musiał przyznać się przed kimś kto w jakimś sensie coś dla niego znaczył kim był i co robił. Miał rację obawiając się reakcji Louisa, bo mógł nie chcieć się z nim więcej zadawać, w końcu nic dobrego z tego jak na razie nie wyszło, nie wspominając już o tym, że był dla niego groźnym towarzystwem.

Nie mógł znieść wzroku niebieskookiego, więc powoli przeniósł spojrzenie na swojego przyjaciela, chciał aby czarnowłosy uratował jakoś całą sytuację. Był zły na siebie, że nie powiedział prawdy wcześniej, ale również na Theo, iż poradził mu by teraz to wyznał. Mogli skorzystać na najłatwiejszego rozwiązania i tymczasowo zablokować wspomnienia chłopaka i wrócić do tego w dogodniejszej chwili. Prawdą było, że kilka razy korzystali z tej opcji i było mu trochę nieswojo, że robili to Louisowi, ale to było dla niego najbezpieczniejsze wyjście, a przynajmniej tak sobie tłumaczył.

Czekali w nieskończoność na jakąś reakcję Tomlinsona, Harry powoli tracił cierpliwość, jednak próbował tego po sobie nie okazywać. Chciał podejść do szatyna, ruszył już w jego stronę, ale znikąd pojawił się przy nim Theo i złapał go za ramię. Wiedział o co chodziło przyjacielowi, musiał dać szatynowi czas aby doszedł do siebie. Zmienił swoje plany i zamiast usiąść koło chłopaka udał się w stronę fotela. Rozsiadł się wygodnie i w dalszym ciągu czekał, a w między czasie rozmyślał o tym jak dalej poprowadzić tą dziwaczą rozmowę. To wszystko wydawało się cholernie proste gdy już dopuszczało się do siebie myśl o tym, że istnieją osoby, które nie są tak naprawdę ludźmi.

- Co ty próbujesz mi przez to powiedzieć? - zapytał cicho Louis.

- A jak ci się wydaje? - odpowiedział pytaniem na pytanie, jednakże nie oczekiwał od niego odpowiedzi - jestem poniekąd odpowiedzialny za śmierć wszystkich na Ziemi.

- C-czy ty jesteś - zawahał się na moment - śmiercią?

Harry spodziewał się tego pytania, miał już na nie odpowiedzieć gdy w jego umyśle pojawiło się jedno słowo. Wiedział co to znaczyło, Theo ,,przesłał'' mu wiadomość, wiele razy komunikowali się w ten sposób i nie miał najmniejszej wątpliwości odnośnie tego kto był nadawcą. Zdziwiła go lekko ta prośba, przecież to czarnowłosy był tym, który naciskał na niego w związku z tą sprawą. Spojrzał dyskretnie na przyjaciela, lecz ten zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Zastanowił się przez chwilę nad wszystkim, nie miał żadnych powodów by wątpić w słowa i intuicję swojego udawanego brata, więc wczuł się w swoją rolę i zaczął znowu grać.

- Mówiłem ci, że tak pomyśli - zwrócił się do przyjaciela, który próbował zamaskować cichy śmiech, który mu się wyrwał.

- W taki sposób zacząłeś, więc się nie dziw, każdy by o tym pomyślał - odparł pewnie czarnowłosy.

- Więc nie jesteś... - wtrącił się szatyn spoglądając na Harry'ego.

- Nie, a przynajmniej nie tak jak o tym myślisz. Nie jestem aniołem śmierci, chociaż niektórzy myślą inaczej biorąc pod uwagę moje powiązanie z ... - urwał raptownie - to w tej chwili jest nieważne.

Styles w ostatniej chwili powstrzymał się od powiedzenia czegoś, co w tym momencie Louis by nie zrozumiał, a on nie mógłby tego wytłumaczyć bez powiedzenia prawdy. Na razie wolał trochę pozmieniać niektóre rzeczy, a resztę rewelacji przemilczeć, bo o niektórych sprawach lepiej nie mówić, a przynajmniej nie teraz gdy nie wiedzieli komu mogli ufać. Nie wierzył, że to szatyn mógłby w jakiś sposób z kimś się kontaktować, lecz nie dawało mu spokoju towarzystwo, które kręciło się cały czas wokół niego. Po porwaniu niebieskookiego próbował z nimi jakoś współpracować, ale nie był w stanie, więc załatwił wszystko sam z małą pomocą Theo i Victorii, oczywistym było że nie dostał za to żadnych podziękowań, nie żeby ich oczekiwał. Po całym zdarzeniu próbował wyciągnąć z Fidelity jakieś informacje, jednak niczego nowego się nie dowiedział, a nawet zaczął podejrzewać, iż dziewczyna nie znała całej prawdy albo po prostu go wykiwała.

Nightmare // Larry StylinsonWhere stories live. Discover now