Rozdział 25

609 56 182
                                    


Louis

Louis siedział w pokoju należącym do Scotta i czekał na jakiekolwiek informacje albo jakieś instrukcje odnośnie tego co miał dalej robić. Dwa dni temu podjął ostateczną decyzję, która miała zmienić jego życie, jednak na razie wszystko pozostawało takie samo, oprócz tego, że zdradził wszystkich, których znał. Na początku myślał, że po tym jak wreszcie coś postanowi będzie o wiele łatwiej i było przez moment, a teraz znowu miał wiele wątpliwości oraz obaw związanych ze swoim wyborem. Pocieszające było to, iż miał przy sobie swojego czworonożnego przyjaciela, który strasznie mu pomagał w zachowaniu zdrowego rozsądku. Nie spodziewał się, że uda mu się przekonać Scotta aby pozwolił mu wrócić po Aresa oraz kilka ważnych dla niego rzeczy, jednak stało się inaczej, za co był wdzięczny. W dalszym ciągu czuł się tutaj obco, lecz może wynikało to z tego, iż spędził tutaj mało czasu, a może podświadomie wiedział, że to nie był jego dom i powinien czym prędzej odejść.

Pomimo tego wszystkiego, nadal spędzał sporo czasu na myśleniu o tym co działo się z Harrym, chciał wiedzieć czy nic mu nie było i gdzie się ukrył. Bolało go, iż w żaden sposób nie mogli się pożegnać, bo teraz wiele przeróżnych rzeczy mogło się zdarzyć i istniała możliwość, że już się nie spotkają. Nie chciał wierzyć w to, że ich historia zakończyłaby się w taki sposób, ale coraz częściej przyłapywał się na tym, że w taki sposób o tym myślał. Dostał o wiele więcej niż się spodziewał oraz zasługiwał, więc może tak miało być, może nie dane im było aby ich romans trwał, aby dostali swój wymarzony bajeczny koniec. Życie nie było bajką, od zawsze o tym wiedział i nie powinien oczekiwać niczego dobrego, jednak przez pewien czas pozwolił sobie mieć nadzieję, a teraz gdy wszystko wróciło do szarej rzeczywistości został sam z masą problemów, bez możliwości pomocy od kogokolwiek.

Usłyszał ciche pukanie do drzwi, niechętnie podszedł do nich i nieznacznie je uchylił, po drugiej stronie dostrzegł Scotta co przyjął z ulgą. Mimo swojej dość krótkiej obecności w tym miejscu zauważył jedną rzecz, a mianowicie kręciło się tutaj wiele osób i nie wszystkie wyglądały na przyjazne, więc zdecydowanie wolał przebywać w zamkniętym pokoju gdzie nie mógł na nikogo wpaść. Na razie zbytnio nie interesował się tym co robili, bo z tego co przypadkiem usłyszał nie były to dobre rzeczy, ale w końcu kim był by ich oceniać, zwłaszcza że sam nie był święty. Zakładał, iż prędzej czy później również będzie musiał zrobić coś takiego, jakby na to nie patrzeć taką mieli umowę, miał im pomóc, nawet jeśli nie wiedział co dokładnie miałby zrobić.

Bez słowa odsunął się od drzwi pozwalając chłopakowi wejść do środka, szatyn zatrzymał się na środku i z wyczekiwaniem wpatrywał się w znajomego.

- Jak się czujesz? - spytał Torns.

- Zwyczajnie, a jakbym miał się czuć?

- W porządku - mruknął. - Jeśli jesteś gotów możemy dzisiaj wszystko zacząć.

Louis zamarł na chwilę, oczywiście że chciał poznać prawdę, jednak obawiał się jej oraz tego co mogło się później stać, ponieważ miało to zmienić całe jego życie. W ostatnim czasie przeżył kilka poważnych zmian przez co wszystko stanęło na głowie i mimo, iż powoli się do tego przyzwyczajał, tak teraz zdecydowanie nie czuł się na to gotowy. Zdawał sobie sprawę, że mógłby poprosić o dodatkowy dzień lub dwa na psychiczne przygotowanie, jednak wątpił aby cokolwiek tym osiągnął. Jak znał siebie z pewnością siedziałby zamknięty w pokoju i rozmyślał o wszystkim, dzięki czemu wpędziłby się w jeszcze gorszy stan. Może tak było lepiej, poznanie całej tej tajemnicy z zaskoczenia, bo przynajmniej nie będzie miał czas aby zacząć wariować.

- Teraz? - zapytał.

- Jeśli chcesz - odparł.

- Niech będzie - zgodził się.

Nightmare // Larry StylinsonWhere stories live. Discover now