Rozdział 22

602 59 69
                                    


Siedział jak sparaliżowany na kanapie, spoglądał na przyjaciół, którzy najprawdopodobniej się kłócili, lecz nie był tego pewien, bo nie dochodziły do niego żadne dźwięki. Wpadł w panikę i jedynie koncentrował się na oddychaniu oraz na tym aby nie odpłynąć, a niestety zaczęło robić mu się ciemno przed oczami. Starał się myśleć o jakiś przyjemnych rzeczach, ale w jego głowie cały czas odbijały się słowa brunetki. Sądził, że był przygotowany na taką sytuację, jednak w rzeczywistości nadal był tym samym chłopakiem co rok temu i dalej obawiał się tego co mogło się wydarzyć. 

- Louis - usłyszał dość donośny głos Victorii. - Rusz się wreszcie i zacznij się pakować - dodała ciszej. 

Szatyn ostrożnie podniósł się ze swojego miejsca i powoli ruszył w kierunku pokoju, który zajmował. Otworzył drzwi, a następnie dość chwiejnie wszedł do środka, zamiast zabrać się do pracy oparł się o ścianę i zamknął oczy. Myślał, że może w ten sposób będzie w stanie uspokoić się na tyle aby zacząć poprawnie funkcjonować. Dopiero po kilku minutach wziął się na tyle w garść by zacząć cokolwiek robić. 

Zdawał sobie sprawę z tego, że wszystko opóźniał, a przyjaciele czekali tylko i wyłącznie na niego. Starał się jak mógł, lecz nie potrafił niczego zrobić z tym w jakim stanie się znajdował. Musiał wziąć się w garść, ponieważ każda minuta się liczyła, jednak jak to zrobić gdy myślał tylko o tym, iż ktoś ich wyśledził i najprawdopodobniej pragnął go dopaść. Drżącymi rękoma wpychał swoje rzeczy do torby, plusem było to, że nie miał ze sobą zbyt wielu ubrań, nie mówiąc już o jakiś osobistych przedmiotach. Po jakiś 5 minutach skończył pakowanie, jednak zanim wyszedł z pokoju po raz ostatni rzucił na niego okiem aby upewnić się, iż wszystko zabrał. Żałował, że w taki sposób opuszczał ten dom, bo mimo wszystko czuł się tutaj w miarę bezpiecznie. Wyszedł z pomieszczenia, a następnie udał się do salonu gdzie czekali na niego zniecierpliwieni towarzysze. Wystarczyło mu jedno spojrzenia na ich twarze aby uderzyła go powaga sytuacji w której się znajdowali, już nie chodziło o zwykłe uciekanie przed problemami, ale o ochronę życia. Miał ochotę przeprosić za wszelkie kłopoty, które spowodował, za położenie w którym z jego winy się znaleźli, jednak tego nie zrobił. 

- Mamy jakiś plan? - spytał dziewczyny. 

- Mniej więcej - odpowiedziała. - Musimy się stąd wynieść, znaleźć bezpieczne miejsce, a potem zastanowić się co dalej. 

- Wspaniale - rzucił James. - Tylko tyle przez ten czas wymyśliłaś? Jeśli tak życzę nam wszystkim powodzenia, bo prawdopodobnie nas złapią i nikt nam nie pomoże biorąc pod uwagę fakt, że ucięliście kontakt z pozostałymi. 

- Sugerujesz, że to moja wina? - zapytał przyjaciela.

Prawdą było, iż był winny, ale nie potrzebował w taki sposób o tym usłyszeć. Nie chciał nikogo wciągać w swoje problemy, jednak stało się inaczej, ale nawet wtedy mieli wybór, postąpili tak jak chcieli, a obwinianie teraz siebie było czymś co jedynie pogarszało całą sytuację. Louis zdawał sobie sprawę jak trudno było chłopakowi, lecz on również znajdował się w nieciekawym położeniu i starał sobie jakoś z tym radzić, bo narzekanie na wszystko dookoła i tak niczego nie naprawiało. 

- Przestańcie! - krzyknęła Victoria. - Kłótnia niczego nie załatwi. Wiadomo było, że prędzej czy później taka sytuacja by się zdarzyła i obwinianie kogokolwiek tego nie naprawi. Chodźmy stąd zanim zrobi się nieciekawie. 

Żadne z nich nic więcej nie powiedziało, co szatyn przyjął z ulgą, ponieważ tak jak zauważyła dziewczyna kłótnia niczego nie załatwiała, a wręcz przeciwnie wszystko pogarszała. Tomlinson podszedł bliżej swoich przyjaciół, jednak nie był w stanie spojrzeć im w oczy, więc uparcie wpatrywał się w swoje buty. Jego poczucie winy było większe niż kiedykolwiek wcześniej, a on pozwalał aby z każdą mijaną sekundą przybierało na sile. W tym momencie targały nim przeróżne emocje przez wstyd i strach kończąc na pewnego rodzaju ekscytacji, bo po tylu miesiącach czekania aż coś się wydarzy wreszcie mógł zrobić coś więcej niż siedzenie w zamknięciu. Podejrzewał, że dalej gdzieś go zamkną, ale może tym razem wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej.

Nightmare // Larry StylinsonWhere stories live. Discover now