Rozdział 11

724 68 112
                                    

Louis po raz pierwszy od jakiegoś czasu spędzał czas z przyjaciółmi, razem z Jamsem siedzieli w domu Scotta i cieszyli się swoim towarzystwem. Prawdą było, iż powinni być teraz w szkole, lecz brunet miał bardzo dobry pomysł aby odpuścili sobie jeden dzień dzięki czemu nieznacznie przedłużyli weekend. Patrząc na wydarzenia z całego tygodnia szatyn naprawdę potrzebował oderwania od tego całego szaleństwa, a spędzenie czasu z chłopakami nadawało się do tego idealnie. Niebieskooki starał się nie myśleć o tym co usłyszał u Stylesów, ponieważ to sprawiało, iż zaczynał myśleć o Jasmine i o tym co powiedział Harry'emu. W dalszym ciągu był na niego zły za tą całą akcję ze znalezieniem sprawcy wypadku, może i tamtego dnia przesadził z oskarżeniami, ale poczuł się oszukany. Osoba, której zaufał, która widziała jak bardzo cierpiał i rozpadał się przez tą całą sytuację sprawiła, że poczuł się ze wszystkim jeszcze gorzej, bo teraz poniekąd naprawdę był odpowiedzialny za śmierć przyjaciółki. 

Jeśli chciał być szczery sam ze sobą, musiał przyznać iż nie rozumiał tego wszystkiego, ponieważ to brzmiało tak bardzo nierealnie. Mimo, że powiedzieli mu co nieco w dalszym ciągu miał dziwne przeczucie, iż to nie była do końca prawda. Cała ta historia o obdarzonych istotach zamieszkujących planetę mogła wydawać się prawdziwa, ale tylko jeśli chodziło o brata zielonookiego, właściwie podejrzewał, że nie byli rodzeństwem, jednak nie wnikał w ich relacje. Jeśli chodziło o bruneta nic mu z tym nie pasowało, umiejętność zabijania i przenoszenia dusz w inne miejsca pasowała mu tylko i wyłącznie do Śmierci. Tamtego dnia nie chciał się już więcej o to kłócić, więc odpuścił, miał zamiar później o wszystko podpytać Stylesa i dowiedzieć się prawdy, ale wyszło tak jak wyszło i wątpił aby mógł przeprowadzić z chłopakiem taką rozmowę. 

Szatyn nie był pewien jak czuł się z tymi wszystkimi zdarzeniami, przeróżnymi niewiarogodnymi informacjami, wiedział że to tylko wywracało jego świat do góry nogami. Za każdym razem gdy był już pewien, iż coś zmierzało w dobrym kierunku za chwilę wszystko się psuło, a on pozostawał całkiem bezradny. Wiedział, że potrzebował kogoś z kim mógłby szczerze porozmawiać, a nie licząc Harry'ego, z którym aktualnie udawali, iż się nie znają, nie miał nikogo kto wiedziałby o całym tym szaleństwie. Bał się wprowadzić, któregoś ze swoich przyjaciół w ten dziwny i przerażający świat, ponieważ to wiązało się z cierpieniem i stratą.

 - Lou wracaj do nas - rzucił żartobliwie James. Szatyn spojrzał na przyjaciela, który ponownie zaczął rozmowę ze Scottem, prawdą było że nie miał pojęcia o czym mówili, próbował dołączyć do nich i jak najszybciej zorientować się co lub kto był tematem ich dyskusji, jednak poddał się po 5 minutach. 

- Co robimy? - spytał, jak na razie nie zrobili niczego specjalnego oprócz tego, że prawie spalili kuchnie próbując zrobić sobie coś do jedzenia. Na szczęście obyło się bez wizyty straży pożarnej, chociaż trzeba przyznać że gdyby później się zorientowali pewnie skończyłoby się inaczej, a przy okazji musieliby powiadomić rodziców Scotta. Po całym zdarzeniu i uporządkowaniu całego pomieszczenia postawili na najprostsze i najbezpieczniejsze rozwiązanie, a mianowicie zamówili sobie pizze.

- Możemy zagrać w jakąś grę - zaproponował Torns. 

- Jestem za - zgodził się od razu Tomlinson, szatyn wolał zająć się grą niż niezręczną rozmową. Podejrzewał, że koledzy prędzej czy później będą próbowali dyskretnie wyciągnąć coś z niego na temat Harry'ego, a może po prostu był przewrażliwiony i wyolbrzymiał to zaproszenie. 

- W takim razie ja też - odparł zrezygnowanym tonem James.

Louis miał zamiar zapytać chłopaka co w takim razie chciał robić skoro najwidoczniej granie w gry dzisiejszego dnia mu nie pasowało, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Prawdę mówiąc nie spodziewał się, że doczeka takiego dnia gdy Coopler będzie się tak zachowywał. Spojrzał dyskretnie na przyjaciela, ale wydawało się iż wszystko było z nim w porządku, jednak to równie dobrze mogły być tylko pozory, w końcu sam najlepiej coś o tym wiedział. 

Nightmare // Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz