Rozdział 24

816 58 70
                                    

Dzień powrotu zbliżał się coraz bliżej i szatyn dostrzegał jak bardzo tego nie chciał, starał się udawać przed Harrym, że tak nie było, jednak wątpił aby brunet się na to nabrał. Od momentu kiedy ustalili, że naprawdę wracają nie poruszali tego tematu aby się niepotrzebnie nie kłócić, oczywiście czasami zielonooki wspominał coś o przygotowaniach, ale na tym się kończyło. Louis wiedział, iż musieli tak postąpić, lecz nie można było go winić, że najchętniej zostałby tutaj ze swoim chłopakiem i udawał, że problemy nie istnieją. Stworzyli sobie swój własny świat i ciężko było go opuszczać aby znowu pogrążyć się w kłamstwach, przedziwnej grze prowadzonej przez nadprzyrodzone istoty. Gdyby chodziło o kogoś innego może dłużej by się zastanawiał, może nawet i dałby się przekonać brunetowi aby tutaj zostali albo przenieśli się gdzieś indziej, jednak nie mógł. Wiedział, że nie powinien dłużej tego roztrząsać, ponieważ podjął już decyzję, od której nie było odwrotu, więc czemu miałby zadręczać się czymś czego nie mógł zmienić.

- Niedługo wszystko się skończy, a wtedy zabiorę cię w jakieś spokojne miejsce - powiedział cicho Harry. - Obiecuję ci to Louis.

Szatyn przytulił się do zielonookiego, który pojawił się znikąd, zastanawiał się od jakiego czasu go obserwował, a co ważniejsze co sobie pomyślał. Chciał wierzyć w jego słowa, ale patrząc na wszystko co się działo odrobinę wątpił w to aby ta sprawa miała szybko dobiec końca. Gdyby tak się stało byłby naprawdę szczęśliwy, lecz wolał nastawić się na coś odwrotnego niż robić sobie niepotrzebne nadzieje, a później się rozczarować.

- Wiem, że mieliśmy wrócić dopiero za kilka dni, ale czy możemy zrobić to już teraz? Zakończy to i raz na zawsze wyjedźmy z tego przeklętego miasta.

- Jeśli tego chcesz - odparł brunet.

- Chce tego.

Już po chwili znaleźli się w domu Harry'ego, tym w którym pomieszkiwał od początku ich znajomości, Louis był tym zdziwiony, jednak nie dał tego po sobie poznać. Sądził, że przeniosą się w jakieś inne miejsce, takie o którym nikt nie wiedział, ale skoro brunet zadecydował tak a nie inaczej, musiał mieć w tym jakiś cel albo po prostu wierzył, iż tutaj nic im się nie stanie. Jakby na to nie patrzeć było w tym coś pocieszającego, ponieważ bardzo dobrze znał to miejsce i czuł się tutaj jak w domu. Wiele razy zdarzało się, że przychodził tutaj, do zielonookiego gdy potrzebował pomocy albo pocieszenia. Dziwnie było tutaj wrócić po tym wszystkich miesiącach, wydarzeniach, tak jakby teraz był zupełnie inną osobą, niekoniecznie lepszą. Sporo zmieniło się w jego życiu, w życiu Harry'ego i zastanawiał się czy on również odbierał powrót w taki sam sposób.

- Witaj w domu - wyszeptał mu do ucha Styles.

Tomlinson uśmiechnął się sam do siebie, nie wiedział gdzie było jego miejsce, gdzie był jego dom, ale równie dobrze mogło to być właśnie to miejsce. Sądził, że wszędzie byłby w stanie się odnaleźć, bo najważniejszym dla niego było aby przy jego boku znajdował się Harry, który sprawiał, iż wszystko robiło się łatwiejsze.

* * *

Minęło kilka dni od ich powrotu i nic specjalnego się jeszcze nie wydarzyło, jednak było to dobra rzecz. Wiedział, iż Harry wraz z innymi próbują wymyślić jakieś dobre rozwiązanie całego problemu, ale jak na razie szło im dość kiepsko, a przynajmniej wnioskował tak po zachowaniu Stylesa. Nie był zły, że brunet starał się trzymać go z dala od pewnych rzeczy, ponieważ wchodziło to w ich niepisaną umowę, lecz również chciał im jakoś pomóc, tylko na razie nie był pewien jak powinien to zrobić. Jeśli wierzyć słowom zielonookiego już sam powrót był na tyle znaczący, że nie musiał się angażować, jednak osobiście wątpił aby na tym się skończyło. Mógł na razie trzymać się na uboczu i po prostu obserwować oraz przygotowywać się na to co mogło się w niedługim czasie wydarzyć. Mimo, iż nie brał udziału w ich naradach i tak później mniej więcej dowiadywał się co się na nich działo, a wszystko dzięki uprzejmości pewnych osób.

Nightmare // Larry StylinsonOnde histórias criam vida. Descubra agora