Rozdział 15

640 65 25
                                    

Siedział wraz z Victorią w szkolnej bibliotece, dziewczyna pomagała mu z pracą domową za co był jej ogromnie wdzięczny. Odkąd poprosił Harry'ego o odrobinę przestrzeni stracił swojego korepetytora, więc musiał jak za starych czasów poprosić przyjaciółkę o małą pomoc. Cieszył się, iż jego relację z brunetką znowu były poprawne, niby dalej momentami było odrobinę dziwnie, ale widział postępy przez co miał cichą nadzieję, że ich przyjaźń nie skończy się wraz ze szkołą. Louis chwilami sam siebie nie rozumiał, jednego dnia mógł bez problemu pogodzić się z prawdopodobną stratą przyjaciół, a następnego po prostu nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. Znał Victorie oraz Jamesa kilka lat i naprawdę trudno było mu wyobrazić sobie, iż ich przyjaźń od tak przestanie istnieć. Zdawał sobie sprawę, że przez większość czasu był kiepskim przyjacielem, ale uświadomił sobie, iż tak naprawdę dalej potrzebował ich w swoim życiu. Miał nadzieję, że oni czuli to samo w stosunku do niego, chociaż lekko w to wątpił biorąc pod uwagę jak bardzo się od nich oddalił w przeciągu kilku ostatnich miesięcy. Czasami tego żałował, bo nie dość że rozwalił sobie przyjaźń ze wspaniałymi ludźmi, to na dodatek popsuł wszystko co było między nim a Harrym.

Pozostawała jeszcze kwestia tego jak powinien naprawić swój błąd, który popełnił jeśli chodziło o Scotta. Od tamtego feralnego dnia nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, szatyn próbował jakoś wszystko wytłumaczyć, ale chłopak go ignorował. Niebieskooki wiedział, iż zasłużył sobie na takie traktowanie, lecz i tak było mu dość przykro z tego powodu. Miał jeszcze trochę czasu, wiec zamierzał go dobrze wykorzystać i spróbować uratować przyjaźń ze Scottem. Jeśli o to chodziło nie miał zamiaru się poddawać, był zdeterminowany aby ponownie odzyskać chłopaka, poza tym zbyt bardzo go sobie cenił aby przez jedną głupotę mieli już nigdy się do siebie nie odezwać.

- Słuchasz co do ciebie mówię? - spytała Victoria wyrywając szatyna z zadumy.

- Nie - odparł szczerze. - Przepraszam.

- To nic, zróbmy krótką przerwę - powiedziała zamykając książkę. - Prawdę mówiąc wydaje mi się, że łapiesz już o co z tym chodzi - dodała przeglądając zapisane kartki.

- Może masz rację - mruknął. Nie do końca był co do tego przekonany, jednak nie zamierzał kłócić się z dziewczyną skoro uważała inaczej. Zawsze istniała możliwość, iż naprawdę już to rozumiał tylko przekonywał sobie, że było odwrotnie.

- Później jeszcze raz wszystko ci wyjaśnię.

- Dziękuję.

- Louis przyjacielu, potrzebuję twojej pomocy - odparł bez chwili wahania James gdy znikąd znalazł się przy ich stoliku. Niebieskooki wymienił zdziwione spojrzenie z Victorią, a następnie zaczął uważnie przyglądać się chłopakowi. Nie pamiętał kiedy ostatnio potrzebował on jego pomocy, jednak był gotów aby dowiedzieć się o co konkretniej chodziło.

- O co chodzi?

- Poznałem pewną dziewczynę - zaczął siadając na przeciwko szatyna.

- I co ja mam z tym wspólnego? - zapytał Tomlinson.

Nie za bardzo rozumiał do czego zmierzał jego przyjaciel i wydawało mu się, iż nie chciał słyszeć ciągu dalszego, ponieważ pewnie będzie musiał zrobić coś co nie będzie mu się podobało. Próbował zgadnąć o co chodziło Jamesowi, jednak nie za bardzo wiedział czego powinien się spodziewać. Cierpliwie czekał aż Coopler wyrzuci z siebie wszystko i wtedy będzie mógł zastanowić się czy naprawdę jego pomoc jest taka konieczna, a co ważniejsze czy będzie w stanie zrobić to czego oczekiwał od niego chłopak.

- Chce iść z nią na randkę, ale jest pewien drobny problem, a mianowicie powiedziała, iż nigdzie nie pójdzie bez swojego najlepszego przyjaciela i tutaj zaczyna się twoja rola.

Nightmare // Larry StylinsonWhere stories live. Discover now