Rozdział 6

812 68 35
                                    

Kilka dni później 

Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit próbując zrozumieć, dlaczego jego życie tak bardzo się skomplikowało. W dalszym ciągu większość spraw była dla niego niezrozumiała, a o pozostałej reszcie wolał nie myśleć. To wszystko zaczęło go przytłaczać, że momentami miał ochotę po prostu usiąść i płakać ewentualnie wyjechać zostawiając cały ten bałagan za sobą i nigdy do niego nie wracać. Louis powoli przestawał wierzyć w powrót swego szczęścia, cały czas był przekonany, iż nic gorszego nie może mu się przydarzyć, a jednak los udowadniał mu w jakim był błędzie. Pragnął znaleźć osobę, która powiedziałaby mu co powinien robić, ponieważ już nie miał pomysłów, a wszystko co planował przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie.

Jego ponure rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi, na początku zamierzał je ignorować, lecz ktoś nie dawał za wygrana. Poczekał kilkanaście sekund i dopiero wtedy postanowił coś z tym zrobić. 

- Proszę! - krzyknął. 

Po chwili drzwi się otworzyły, a do środka weszła jego mama, szatyn spodziewał się tego, jednak nie pokazywał tego po sobie. Usiadł na łóżku i wpatrywał się w kobietę, czekał aż ona zacznie rozmowę, ponieważ nie miał pojęcia jak powinien to zrobić. Przytulił do siebie Aresa i zaczął go delikatnie głaskać, w ostatnim czasie obecność zwierzaka była dla niego błogosławieństwem. Jego pupil sprawiał, iż robił się spokojniejszy, a co najważniejsze mógł bez przeszkód do niego mówić bez obaw, że komukolwiek o tym powie. Pamiętał, że na samym początku gdy Ares pojawił się w jego życiu robił tak samo, a później na jakiś czas przestał sam nie wiedział czemu, a mimo wszystko pies w dalszym ciągu był tu dla niego i na jakiś swój sposób próbował go rozweselić. 

- Louis - zaczęła ciepło - jeśli chcesz możesz zostać w domu - oznajmiła. 

Tomlinson spojrzał na mamę nieśmiało, miło że mu to zaproponowało, ponieważ i tak nie miał zamiaru udać się dzisiejszego dnia do szkoły. Od czasu wypadku większość dni spędzał w domu, pojawiał się jedynie na próbach do przedstawienia, ponieważ w tym momencie tylko to mu pozostawało i nie zamierzał tak łatwo z tego zrezygnować. Zdawał sobie sprawę z tego jakie będzie miał zaległości, ale pojawienie się w tamtym miejscu i znoszenie tych wszystkich spojrzeń go przerastało. Kilka godzin dziennie poświęcał na naukę, bo skoro nie mógł uczestniczyć w lekcjach, musiał przynajmniej samemu zrozumieć materiał, w końcu egzaminy same się nie napiszą. 

- Pójdę tam niedługo - odparł wzdychając w duchu. 

Naprawdę nie był na to gotowy, ale musiał to zrobić, w zasadzie miał nawet plan, po prostu musiał wytrzymać lekcje, a na przerwach mógł się chować. Mógł, także liczyć na pomoc Jamesa i Scotta, codziennie do niego przychodzili, ale nie wpuszczał ich do środka. Zdawał sobie sprawę, iż źle postępował, ale na razie tak było dla niego lepiej, musiał sam sobie z tym poradzić aby móc później rozmawiać o tym z nimi. Prawdę mówiąc Scotta widywał na próbach, lecz chłopak nie rozmawiał z nim o tym, przeważnie milczeli albo mówili o szkole lub jakiś nieważnych sprawach. Louis był wdzięczny chłopakowi, że szanował jego wybory i nie próbował go do niczego zmuszać, po prostu gdy już się widzieli starał się zachowywać tak jak zawsze. 

- Wrócę dzisiaj trochę później, Ruby po szkole ma dodatkowe zajęcia, więc zostaniesz przez większość dnia sam - oznajmiła spoglądając niepewnie na szatyna - jeśli chcesz mogę zostać w domu, po prostu zadzwonię i powiem, że nie mogę przyjść - dodała. 

- Nie musisz tego robić, poradzę sobie. 

- Jeśli będziesz czegoś potrzebować po prostu zadzwoń, a wrócę do domu. 

Nightmare // Larry StylinsonWhere stories live. Discover now