Rozdział 4

1.1K 80 73
                                    

Tomlinson jęknął cicho, a zaraz po tym otworzył oczy, w pierwszym momencie był zdezorientowany, lecz zaraz wróciły do niego wspomnienia. Poczuł ogromną rozpacz poplątaną ze złością, lecz w tym momencie była ona skierowana tylko i wyłącznie na samego siebie, nie mógł uwierzyć, że tak łatwo pozwolił sobą manipulować, aż wreszcie pozwolił aby Harry go porwał. Bał się tego co może się wydarzyć, ponieważ nie był pewien do czego chłopak był zdolny by zdobyć to czego chciał, chociaż właściwie szatyn nawet nie wiedział w jakim celu odbyła się ta cała szopka, przecież nie posiadał żadnych informacji.

- W końcu - usłyszał głos dochodzący z głębi pokoju. Podniósł się powoli szukając osoby, która znajdowała się z nim w pomieszczeniu - witaj Louis - odparł ponownie podchodząc bliżej do szatyna.

Gdy Louis zauważył z kim ma do czynienia miał ochotę coś sobie zrobić, przecież to było tak bardzo oczywiste, że brunet nie działał sam. Zerwał się z łóżka zrzucając kołdrę, którą był przykryty na podłogę, zastanawiał się czy miał jakieś szanse na ucieczkę, jednak wydawało mu się, że ich nie było, a nawet jeśli to zapewne mały procent, jednak miał zamiar spróbować jakoś się stąd wyrwać.

- Co ja tu robię? - zapytał.

- Odpoczywasz - oznajmił.

- Zabawne Theo, gdzie jest Harry?

- Powinien niedługo wrócić - odpowiedział poważnym tonem.

- W porządku, więc ja wracam do siebie - odparł ruszając w stronę drzwi.

Był dość spokojny biorąc pod uwagę to co zaszło między nim a Harrym, lecz wiedział że jeśli teraz wybuchnie gniewem nie będzie w stanie normalnie funkcjonować. Wystarczyło mu jedno spojrzenie na pokój, w którym się znajdował by zrozumieć, iż był w sypialni Harry'ego. Bardzo dobrze poznawał rozmieszczenie mebli i wszystkich innych rzeczy, to mogło wydawać się dziwne, bo jakby na to nie patrzeć był tutaj tylko kilka razy, ale po prostu wiedział. Ta wiedza sprawiła, iż poczuł się odrobinę lepiej, przynajmniej nie został wywieziony i trzymany nie wiadomo w jakim miejscu, a tak mógł spokojnie wrócić do domu.

- Nie możesz.

- Zabronisz mi? - spytał spoglądając na niego.

- On nie, ale ja tak - usłyszał zachrypnięty głos za swoimi plecami.

Szatyn odwrócił się gwałtownie, gdy spojrzał na rozbawionego Harry'ego, miał ochotę go uderzyć. W pierwszym momencie po prostu stał i patrzył na chłopaka, nie wiedział co powiedzieć, zrobić. Wydawało mu się, że trafił do jakiejś dziwacznej rzeczywistości, a wszystko i wszyscy których znał postanowili zrobić mu na złość. Wziął głęboki oddech i zaczął układać sobie w głowie to co chciał powiedzieć brunetowi, a później postanowił wyjść nie zważając na jego protesty. Powiedzenie, że był zdenerwowany było niedomówieniem, on gotował się ze złości i jedyne co powstrzymywało go przed wybuchnięciem było pragnienie szybkiego powrotu do domu.

- Nie masz prawa - warknął, porzucając swój pomysł aby wygarnąć chłopakowi co o nim myślał i o jego zakazach.

- Uspokój się, niedługo wrócisz do domu.

- Już to mówiłeś - rzucił.

- Możesz nas zostawić? - zielonooki zwrócił się do czarnowłosego.

Theo popatrzył na niego przez chwilę, a następnie opuścił pomieszczenie, Louis miał wrażenie jakby komunikowali się bez słów, a może po prostu z tego wszystkiego tylko to sobie wyobraził. Z jednej strony obecność drugiego chłopaka była dla niego pocieszająca i wolał aby nie wychodził, jednak z drugiej strony chciał porozmawiać z Harrym na osobności, bo w dalszym ciągu łudził się, iż może powie mu o co w tym wszystkim chodzi i czemu każdy uparł się by uprzykrzyć mu życie. Niebieskooki podszedł powoli do okna i zaczął myśleć o tym jak powinien zacząć rozmowę z brunetem aby go nie zniechęcić.

Nightmare // Larry StylinsonOù les histoires vivent. Découvrez maintenant