Rozdział 18

720 68 25
                                    


Styles siedział w swoim małym mieszkaniu w Brisbane myśląc o wszystkim co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku dni. Już sam nie wiedział czy ta sprawa, która go tutaj sprowadziła naprawdę wymagała jego interwencji czy po prostu potrzebował uciec od Louisa i swoich uczuć. Szatyn był dla niego ważny i dalsze zaprzeczanie przestało mieć sens, lecz niektóre rzeczy w związku z tym dalej go przytłaczały. Kilka miesięcy spędził na ignorowaniu tego co czuł, odpychaniu od siebie chłopaka, a i tak mimo wszystko skończyli razem, przynajmniej na jakiś czas. Harry zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później któryś z nich będzie miał dosyć, zakładał iż wypadanie na młodszego, a wtedy powoli mu odejść, bo przecież i tak nie utrzyma go przy sobie cały czas. Po zastanowieniu musiał przyznać, że głównym powodem, dla którego wyjechał był naprawdę niebieskooki i jego brak instynktu samozachowawczego. Wiedział, że może odrobinę przesadzał, jednak Tomlinson chwilami tak bardzo go zaskakiwał, robiąc coś czego nikt inny by nie zrobił, przez co robiło się to dla niego niebezpiecznie. Harry wiedział, iż prawdę powiedziawszy kontrolował wszystkie swoje umiejętności, ale bliskość młodszego chłopaka tak bardzo go rozpraszała, że nie był tego taki pewien, przez co jeszcze bardziej musiał sam ze sobą walczyć. Prawie od początku ich znajomości zaczął zdawać sobie sprawę z tego jakie pod pewnymi względami będzie to ciężkie, lecz jak się okazało było to nic w porównaniu z rzeczywistością. Nie mówił mu o tym, ponieważ wolał aby się nie zamartwiał czymś czego nie dało rady uniknąć. Możliwe, że potrzebował jedynie trochę czasu aby przystosować się do obecnej sytuacji, więc na razie pozostawił tę sprawę w spokoju i skupiał się na innych problemach.

Kolejnym kłopotem było jego zaangażowanie, nigdy tego nie robił, a przynajmniej nie w takim dużym stopniu, ponieważ naprawdę tego nie potrzebował, jednak Louis coś w nim zmienił, a on nawet nie wiedział kiedy to się stało. Przyjechał do tego miasta tylko i wyłącznie aby go poznać, zobaczyć czemu wystarczyło tylko jedno spojrzenie aby tak go zaintrygował, a tymczasem poczuł coś do niego i nie umiał dłużej z tym walczyć. Dziwił się jakim cudem udało mu się wytrzymać tyle miesięcy, zwłaszcza że Tomlinson naprawdę mu tego nie ułatwiał, a najśmieszniejsze jest to, iż nawet o tym nie wiedział. Zakładał, że gdyby szatyn nie wpadł na genialny pomysł uwiedzenia go, pewnie dałby radę wytrzymać jeszcze trochę, a przynajmniej do ułożenia sobie pewnych rzeczy.

Było wiele spraw, o których Louis nie miał pojęcia, a ostatnim czego pragnął była chwila kiedy musiałby mu o tym opowiadać, więc odwlekał to w czasie tak bardzo jak tylko mógł. Miał również trochę bałaganu, który ciągnął się za nim przez dłuższy okres i naprawdę próbował rozwiązać stare problemy przed pojawieniem się nowych, a to wymagało od niego wiele rzeczy, których wolał nie robić. Głównym kłopotem mógł być jego stary przyjaciel, już dawno powinien się z nim spotkać i spróbować coś wyjaśnić, jednak zawsze wyskakiwało coś ważniejszego, a on był z tego zadowolony. Mimo, iż wszystko między nimi zostało bardzo dawno skończone nie potrafił o tym zapomnieć, poza tym wolał nie mieć w nim wroga, a patrząc na to co mu zrobił było to prawdopodobne, że prędzej czy później będzie chciał się zemścić.

Myśląc o swoim przyjacielu przypadkiem pozwolił aby zalała go fala wspomnień z czasów gdy wszystko opierało się tylko i wyłącznie na tym by uśmiercić jak największą liczbę osób. Nie był dumny z tego, ale w żaden sposób nie mógł tego zmienić, mógł tylko dalej istnieć razem z poczuciem winy. Wiedział, że jakby na to nie patrzeć taka była ,,praca'', jednak wtedy przekroczył granicę i chyba każdy wtajemniczony zdawał sobie z tego sprawę. Pamiętał, iż wielu próbowało go zatrzymać, ale jako osoba, która przewyższała ich wszystkich umiejętnościami było to po prostu niemożliwe. Z małą pomocą sam doszedł do tego i w jakiś sposób wyzwolił się z morderczego szału, niestety zrobił wtedy coś co w dalej się za nim ciągnęło. Decyzje, które podjął tak naprawdę były dobre tylko i wyłącznie dla niego, nie wspominając o tym, że bez wahania zostawił najlepszego przyjaciela na pastwę losu. Kolejna rzecz w jego długim życiu, z której nie był dumny, której nie mógł zmienić, a przynajmniej przez cały czas tak sobie wmawiał. O wiele prościej było żyć z przekonaniem, że nie można było zrobić czegoś inaczej niż przyznać się do winy i wziąć się za naprawianie swoich pomyłek.

Nightmare // Larry StylinsonWhere stories live. Discover now