Rozdział 31

2.9K 226 8
                                    


Lauren POV

Martwiłam się jak cholera o Camz. Nie  mam zielonego pojęcia gdzie ona może być ani nawet co się z nią dzieje. Czy w ogóle jeszcze żyje? Bardzo bałam się odpowiedzi na to pytanie, bo co jeśli się okaże, że jednak nie? Nie zniosę tego ciosu. To będzie zbyt trudne trwać na tym świecie bez niej. Nie chcę kochać kogoś innego, chcę by ona była tą jedyną. 

- Lauren wszystko w porządku? - zapytała mnie Dinah, chyba się martwiła najbardziej zaraz po mnie. Wie co czuję tym bardziej, że Camila to moja dziewczyna.

- Chyba tak... - szepnęłam siedząc w samochodzie. Jechaliśmy na komisariat ale nie wiem czy to cokolwiek da, chcę by zamknęli tych dwóch pieprzonych psycholi. 

- Musisz powiedzieć wszystko o Zaynie, wiesz? - zapytała a ja skinęłam głową wzdychając

- Mówisz to piąty raz Di - mruknęłam a ona pogładziła moje ramię. Wytarłam mokre policzki chusteczką. Niech to się już skończy i dajcie mi przytulić Camilę. Po jakiś 10 minutach byliśmy pod budynkiem policji. Mam nadzieję, że od razu zaczną poszukiwania. 

Weszłyśmy wszystkie do środka i skierowałyśmy się do jakiegoś gabinetu, nie bardzo ogarniałam co się dzieje wokół mnie, wiem tylko, że obok mnie szła Ally a Normani szukała odpowiedniego pomieszczenia by złożyć zawiadomienie. Kiedy zamknęłyśmy drzwi policjant na nas spojrzał zaskoczony

- W czym mogę paniom pomóc? - wstał z krzesła podchodząc do nas.

- Chcieliśmy złożyć zawiadomienie o porwaniu naszej przyjaciółki - odezwała się najstarsza z nas. Policjant kiwnął głową i kazał nam usiąść, każda z nas zaczęła mówić co wiedziała na temat Camili a ja wszystko na temat Zayna, Dinah wspomniała o Bradleyu. 

Po upływie długiego czasu tam spędzonego opuściłyśmy budynek komisariatu mając nadzieję, że coś z tym zrobią. Powiedziałyśmy ile już nie ma i mówił, że zaczną poszukiwania. Zobaczymy. Dziewczyny mnie odwiozły do domu ale pierw poczekały aż się doprowadzę do normalnego stanu, by rodzeństwo niczego po mnie nie zauważyli. Kiedy wyglądałam możliwie wyszłam z auta żegnając się z każdą z nich i udałam się do środka mieszkania. Zdjęłam buty i udałam się od razu do swojego pokoju nie chcąc z nikim rozmawiać. Zamknęłam drzwi i położyłam się na łóżku. Wzięłam telefon by sprawdzić czy czasem nie mam połączenia od Camz ale niestety tak się nie stało. Przyłożyłam głowę do poduszki i spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę grubo po 20. 

- Muszę się umyć... - mruknęłam do siebie i po chwili wstałam. Wzięłam swoją piżamę i wybrałam się do łazienki. Rozebrałam się i weszłam do wanny gdzie wcześniej nalałam pełno wody dodając też płyn do kąpieli o zapachu wanilii. Przymknęłam oczy starając się zrelaksować ale za chiny nie umiem kiedy Camz jest w niebezpieczeństwie. Po zaledwie 20 minutach byłam już umyta i przebrana. Makijażu nie musiałam zmywać, bo zrobiłam to u Ally. Wrzuciłam brudne ciuchy do kosza i wróciłam do swojego pokoju. Myślałam ciągle o Camili, czy wszystko z nią w porządku? Boję się jak cholera, chciałabym już mieć ją w ramionach. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i pomimo wczesnej godziny próbowałam zasnąć. Po jakimś czasie w końcu mi się to udało.


Camila POV


03:07

Przebudziłam się. Było strasznie zimno i ciemno. Mogę zgadnąć, że jest noc, coś między drugą a czwartą. Jestem święcie przekonana, że tych dwóch ćwoków nie ma w budynku i poszli spać na swoich wygodnych łóżkach. Muszę wykombinować jak stąd do cholery uciec. Czy w ogóle ktoś mnie zaczął szukać? Czy kogokolwiek obchodzę? Pokręciłam głową wyrzucając zbędne myśli z głowy, później będę mieć czas na takie przemyślenia.  Wstałam z zimnej ziemi cała obolała i jęknęłam cicho. Kurwa, jak mnie wszystko boli. Nie zdziwiłabym się jeśli coś bym miała złamane. Sukinsyny.

Podeszłam do okna. Miałam je dosłownie nad głową. Muszę się jakoś na nie wdrapać ale to w tym stanie będzie cholernie ciężkie do zrealizowania. Zaczęłam się rozglądać, może coś znajdę do pomocy. Stołek! Stołeczek na którym mogłam siedzieć. Może nie jest jakieś nie wiadomo jakie wysokie ale bardzo mi pomoże. Dobra, teraz muszę czymś wybić szybę. Cegły. Idealnie. Podeszłam do nich i wzięłam dwie. Rzuciłam nimi w szkło aż się rozpadło na malutkie kawałeczki. Nie wątpię, że się pokaleczę odłamkami. Podstawiłam stołek i na niego stanęłam. Wzięłam głęboki wdech.

- Dobra, poboli i przestanie w końcu... muszę stąd wyjść... - szepnęłam do siebie i po kilku nieudanych próbach wspięcia się na parapet okna w końcu mi się udało. Byłam przeszczęśliwa. O kurwa, tu jest tak wysoko... Mam nadzieję, że się gorzej nie połamię jak teraz jestem. Przełknęłam ślinę i policzyłam do 3...

- i trzy... - zeskoczyłam i krzyknęłam z bólu. Odpłacę im się jak dojdę do siebie. Zaczęłam błądzić wzrokiem po okolicy. Powoli się podniosłam z trawy i wyszłam z tego rowu. 

- Gdzie ja do kurwy jestem?  - zapytałam sama siebie. Przeszłam kilkanaście metrów i coś mi zaczęło świtać. Kurwa, do domu mam co najmniej jakieś 5 kilometrów. Dom Lauren jest bliżej więc do niego się udałam nie biorąc nawet pod uwagę, że jej rodzice mogą być w domu. Tak mnie wszystko boli, że zaraz się zrzygam z tego wszystkiego. Trzymałam się za obolały brzuch i szłam opuszczonymi jak na razie ulicami Miami. Jest ciemno jak w dupie u murzyna i nie widzę dobrze tych wszystkich ulic ale jestem przekonana, że idę w dobrą stronę, bo jak nie to będzie kiepsko. Muszę dojść do Lo jak najszybciej, bo Ci idioci pewnie będą od razu z rana by sprawdzić czy jestem a to za trzy czy cztery godziny. Właśnie minęłam zegar na którym widniała godzina 03:40. I ja mam o tej porze obudzić moją kochaną Lauren? Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zła o to. Potrzebuję cholernej pomocy. Jestem cała we krwi, posiniaczona i idę w porwanych ciuchach gdzie jest mi w chuj zimno i zapewne jestem w chuj chora. Ugh, nienawidzę swojego życia. Czemu wszystko idzie nie tak jakbym chciała? Chociaż w pieprzonej miłości mogłoby dać mi fory i dać być szczęśliwą. Zawsze mam pod górkę i to wszystko dzięki jebanemu Malikowi. Dzięki stary, jesteś naprawdę spoko gościem. 

Byłam po tej długiej przechadzce już na jednej z głównych ulic więc wiem jak już iść i jestem tego całkowicie pewna. Udałam się w stronę domu mojej dziewczyny. Żebra mnie coraz bardziej zaczęły boleć. Do cholery co jest...

- Jeszcze tylko kilka kroków i będę... - mruknęłam do siebie i wczłapałam się po schodach by zadzwonić do drzwi. Nacisnęłam dzwonek i się oparłam o futrynę. Proszę niech to otworzy ona a nie ktoś inny, bo wtedy będzie naprawdę ciekawie. Przymknęłam oczy z tego zmęczenia. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi  i pisk mojej ukochanej.

- Jezu Chryste Camz, Ty żyjesz...

- Lo... - szepnęłam i poczułam jak tracę przytomność. 

Co było potem to już nie mam pojęcia.

"Bad Things" || Camren || ✔Место, где живут истории. Откройте их для себя