Rozdział 11. Iść przed siebie

2K 261 105
                                    

   Płacz ustał po kilku dniach lub godzinach. Podejrzewała, że już nie będzie w stanie nad niczym zapłakać, wszystkie potoki łez wylała teraz.

Po kilku godzinach lub dniach wszystko przestało ją obchodzić. Świat mogłaby pogrążyć się w mroku, pochłaniając ją, wszystkich rebeliantów i Chantryjczyków, a ona by nie czuła żalu. Ten świat na to zasłużył.

Ashen zaglądał do niej ostatnio kilka dni albo godzin temu. Ostentacyjnie przewracała się na drugi bok, ignorując jego dobre chęci. On też był rebeliantem, a oni wszyscy MUSIELI umrzeć.

Ostatni posiłek zjadła kilka godzin albo dni temu. Nie miała apetytu i nie przejmowała się tym. Może dzięki temu zapewni sobie w końcu spokój na zawsze?

O ucieczce pomyślała kilka godzin lub dni temu i doszła do wniosku, że wolność już nic dla niej nie znaczy. Powtórnie straciła rodzinę, w chwili gdy się dowiedziała, że Morred nią był. Na zewnątrz nic na nią nie czekało. Nawet uczucie do Eidiana zdawało się teraz być jakby odległe, jak coś niemożliwego do spełnienia. Bo przecież tym właśnie było. Tylko marzeniem głupiej dziewczyny.

Tak trwała nie zamierzając się ruszyć. Gdyby chociaż miała nóż... On byłby jej nadzieją, że jeszcze spotka Embresil, Seelvina i Aerona i zdoła ich wszystkich zabić.

Kilka dni lub godzin temu była u niej Embresil. Strażnicy pilnowali, aby Kassidia nie ruszyła się ze swojego łóżka. Kobieta przez chwilę stała w ciszy, po czym wyszła i już nie wróciła. Nie dostała tego, czego chciała. Kassidia nie poświęciła ani chwili z tych dni lub godzin na myślenie o przeklętym naszyjniku. Teraz nie był już jej sprawą. Niech żywi się nim martwią.

Bo właśnie tak się czuła. Zimna, pusta, samotna. Martwa.

Zapadła ciemność.

  Aeron szedł spokojnym krokiem w stronę swoich pokoi

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Aeron szedł spokojnym krokiem w stronę swoich pokoi. Wracał z kolejnych manewrów ze swoim oddziałem. W ręce ciążył mu hełm. Śnieg roztopił się, ściekając po jego kombinezonie. On jednak nie czuł zimna, ponieważ to ubranie samo utrzymywało temperaturę ciała. Jedyny chłód jaki czuł od kilku dni, gromadził się w jego sercu.

Skierowany był w stronę ojca, który wymuszał na nim decyzje. Choć demon nigdy nie kierował Aeronem, chłopak zawsze czuł subtelną manipulację ze strony Seelvina. Wiedział, że nigdy nie będzie mógł się mu sprzeciwić, póki wisi nad nim klątwa. A ona, z tego, co się orientował, była nieodwracalna. Był najgorszym rodzajem potwora, tym na uwięzi - bezwzględnie posłusznym, brutalnym, bez sumienia i nieco zdesperowanym. Sam się za to nienawidził.

Wszedł za załom korytarza, gdzie nagle zderzył się z nadbiegającym z naprzeciwka mężczyzną. Ten tylko wymamrotał przeprosiny, nawet się nie zatrzymując. Jedyne co Aeron zdążył dostrzec to liberia wartownika i...

Cofnął się kilka kroków, by się upewnić, że dobrze widzi. Mężczyzna niósł kogoś na rękach. Tchnięty nagłym przeczuciem, kazał mu się zatrzymać.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Where stories live. Discover now