Rozdział 22. Ostatnia nadzieja

2.3K 279 751
                                    

  Kassidia krztusiła się gorącym, pełnym popiołu powietrzem, jakie zostało po smoczym ogniu. Drgała spazmatycznie na całym ciele, kuląc się w pozycji embrionalnej, póki nie poczuła, że Eidian wstaje. Podniosła się zaraz na nim, z przerażeniem patrząc na to, co się wydarzyło.

W promieniu kilkunastu metrów pozostał tylko popiół i dym. Dalej wylądowała bestia, należąca od tej pory do Briesmoniego, i przekrzywiając łeb przyglądała się ciekawie Eidianowi.

Chłopak tymczasem stał na tle tego pogorzeliska plecami do niej. Widziała poszarpany materiał ubrania na jego plecach, a pod nim otarcia, które zaczynały goić się błyskawicznie. Eidian oddychał ciężko, jednak wydawał się nad wyraz spokojny, gdy patrzył na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał król z całą świtą.

Został po nich tylko proch i broń, która nie uległa spaleniu. Kassidia zasłoniła usta dłonią, cofając się mimowolnie. Nie mogła znieść tego widoku, ani tego kim stał się Eidian, którego dawniej kochała. Zdrętwiała ze strachu, patrzyła, jak chłopak ostrożnie przechodzi ponad zwęglonymi szczątkami. Nachylił się, a potem podniósł przed sobą sczerniałą koronę. Wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany.

Kassidia czuła, że uginają się pod nią nogi. Zmusiła się jednak do jednego, a potem drugiego kroku w tył. Wiedziała, że jest jeszcze ktoś, komu musi niezwłocznie pomóc. Choć ogarnął ją szok, nie zapomniała o ciężko rannym Aeronie. Jeśli istniała szansa, zamierzała uratować choć jednego z braci. Obróciła się i ruszyła biegiem w drogę powrotną.

Ostatnie walki dobiegały końca. Gęsty, ciężki dym utrudniał widoczność. Kassidia musiała uważać, gdzie stawia stopy, by nie przewrócić się o martwe ciało. W dodatku ciągle oglądała się za siebie, by upewnić się, że Eidian jej nie ściga.

Po chwili doszła do wniosku, że prawdopodobnie książę o niej zapomniał. Nie, nie książę... Teraz król — zdała sobie sprawę. Jeszcze parę miesięcy temu cieszyłaby się z nowego tytułu Eidiana, natomiast teraz zimne dreszcze przebiegły po jej kręgosłupie.

Miała nadzieję, że nie zbacza z drogi. W końcu rozpoznała miejsce po okręgu zwiędłej trawy. Zatrzymała się raptownie. Chłopaka nie było. Została tylko plama ciemnej krwi.

Aeron nigdy nie czuł się tak źle

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Aeron nigdy nie czuł się tak źle. Nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Rana pod sercem piekła niemiłosiernie i sprawiała, że raz po raz tracił oddech. Musiał zatrzymać się, a gdy zeszły ciemne plamy, które na chwilę przysłoniły mu widok, zdał sobie sprawę, że upadł na kolana. Łapał oddech jak ryba wyciągnięta z wody, przyciskając rękę do rany.

Nie poddał się jednak. Gdzieś po drodze zrzucił hełm, który tylko utrudniał oddychanie. Pamiętał, gdzie znajduje się stanowisko uzdrowicieli i wiedział, że musi się dostać tam jak najprędzej.

Smok nie odpowiedział na jego wezwanie, za co Aeron przeklinał go siarczyście.

Nie to jednak zaprzątało najwięcej jego myśli. W jego pamięci wyrył się obraz księcia jako... jego samego. Aeron myślał przez chwilę, czy nie majaczy, ale nie wymyśliłby sobie tego, że książę Chantrii, następca tronu uzurpatora był jego bratem. Na domiar złego bliźniakiem. Tym którego zdążył przez lata pogrzebać w pamięci, żałując od czasu do czasu, że Aherin nie żyje. Zawsze myślał, że to byłaby jedyna osoba, której mógłby zaufać.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Where stories live. Discover now