Rozdział 24. Z dobrym wiatrem

2.2K 252 116
                                    

— To twój najgorszy pomysł — skwitowała Nessa, opierając się o burtę latającego statku.

— Mylisz się, moja droga, to mój najlepszy pomysł — odparł Biron szczerząc zęby w entuzjastycznym uśmiechu. Właśnie sprawdzał mocowania jednej z lin.

Nessa miała wrażenie, że w ostatnich dniach coraz bardziej wczuwał się w rolę kapitana.

Bo to właśnie kilka dni temu ukradli ten statek. Całą cholerną łajbę z powietrznym balonem, wartą kilkaset tysięcy darrachów! Kradzież koni była przy tym zabawnym psikusem. Biron przerósł sam siebie w swoim złodziejskim fachu.

Pierwszą opcją były smoki. Szybkie, zwinne, niewymagające w obsłudze. Chłopak kiedyś pracował w stajniach, lecz teraz, gdy zjawił się pod pozorem podjęcia pracy stajennego, a tak naprawdę na mały rekonesans, przełożony wyrzucił go za drzwi. Jednak najważniejsze nie były jego słowa, o tym jakim Biron jest cwaniaczkiem, jeśli myśli, że zniknie na parę miesięcy i będzie mógł spokojnie wrócić. Chłopak zorientował się, jak bardzo stajnie są strzeżone.

Było to logiczne, biorąc pod uwagę nędzny stan miasta. Mieszkańcy byli zdesperowani, a za jedno smocze jajo można było zdobyć jedzenie wystarczające na kilka miesięcy. Odważnych nie brakowało. Dlatego też stajnie obstawione zostały uzbrojoną po zęby gwardią.

Należało wymyślić coś innego. I właśnie wtedy Biron zwrócił uwagę na dwa powietrzne statki, które niegdyś wznosiły się do stolicy z kupcami i wędrowcami na pokładzie. Teraz ruch ustał. Bo i po co jeździć handlarzom do zubożałej Galendry, gdzie jedyną zapłatą, jaką mogli otrzymać, było uderzenie w głowę. Za to wędrowcy, którzy zechcieliby przenocować w Galendrze, musieli liczyć się z tym, że rano obudzą się bez niczego przy sobie.

Gdy gospodarka drastycznie wygasła, dwa powietrzne stajni, północny i południowy, stacjonowały, niemal nie ruszając się z miejsca. Biron nie mógł pozwolić, by tak przydatne pojazdy, butwiały od nieużywania. Postanowił dopomóc jednemu z nich.

Statki nie były nawet dobrze chronione. Dla zwykłych mieszkańców nie stanowiły dobrej inwestycji. Można było odpalić je tylko za pomocą magii, a do tego z pomocą specjalnych umiejętności.

— Co zrobimy na granicy? Przelecimy, tak po prostu? — spytała Nessa, wątpiąc w powodzenie misji. Szczęście trzymało się ich kurczowo do tej pory, dając im szansę na udaną ucieczkę. Pewnie nawet nikt się nie zorientował, że południowy statek już nie kursuje, skoro i tak nie pojawiał się od dawna na niebie.

Biron przeszedł przez pokład i wskoczył na drugą burtę. Nawet ten niewielki ruch sprawił, że pokładem zachwiało. Dziewczyna złapała się kurczowo barierki za plecami. Już zaczęła się przyzwyczajać do bujania, mimo że pierwsze dni znosiła drastycznie. Biron też nie czuł się dobrze, choć starał się tego nie pokazywać.

Dobry wiatr niósł ich gładko. Tylko raz napotkali deszcz i mocniejszy wiatr. Dziś na szczęście nie zapowiadało się na ulewy. Ciepłe, słoneczne lato południa witało ich pełnym słońcem.

— Wylądujemy wcześniej. I tak by nas zestrzelili. Do stolicy Paliach będziemy musieli dotrzeć pieszo. — Wspiął się na palcach, balansując na cienkiej poręczy. Sploty lin wydawały się mocne, lecz wolał sam to sprawdzić.

Nad całym pokładem unosił się wielki balon. Ciepłe powietrze, buchające z magicznego paleniska, napełniało jego wnętrze.

Biron zeskoczył na pokład, stając tuż przy brunetce. Położył ręce na jej ramionach, uśmiechając się i patrząc w oczy.

— Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Dotrzemy do Paliach, znajdziemy kogoś, kto zna się na starej magii i uwolnimy Eidiana — powiedział, po czym dodał ciszej: — Ona by tego chciała.

Czas Płomieni (TOM II) ✔Where stories live. Discover now