Rozdział 37. Ostatni z Ostatnich

1.6K 202 135
                                    

 — Panie! Panie Heribon! — Młody oficer, którego dowódca znał tylko z widzenia, wpadł zdyszany do jego pokoju, zapominając o pukaniu.  W innej sytuacji Seelvin pewnie wyrzuciłby go za próg i surowo ukarał za taką niesubordynację, jednak rzucił to w niepamięć, gdy tylko usłyszał następne słowa: — Twój syn... twój syn powrócił!

Nie potrzeba było więcej słów. Seelvin poderwał się z miejsca przy pustym stole. Porzucił przeglądane dokumenty, by rozsypały się w nieładzie po podłodze i w biegu minął zziajanego młodzieńca. 

W głowie miał natłok myśli, ale jedna zagłuszała wszystkie wątpliwości. Jego syn, jedyny spadkobierca przemyślał wszystko i wrócił do domu. 

Żałował bardzo ich sprzeczki, lecz odczuł to dopiero po kilku dniach samotności. Bez Aerona i Em czuł się, jakby sam został na tej wojnie. Może trochę władza go zaślepiła. Może w pewnym momencie zaczął traktować syna bardziej jak żołnierza, niż własne dziecko. Cóż, popełnił błąd. Jednak więcej go nie powtórzy. 

Czekał, aż Aeron wróci, by go za to przeprosić. Przez ten cały czas  nie był pewien, czy aby nie żyje złudzeniami. Zachowania Aerona nigdy nie dało się przewidzieć. Często zadziwiał go swym zmysłem wojownika. Raz potrafił stać się dobrym strategiem, a innymi czasami działał pod wpływem impulsu. Zawsze jednak wygrywał, słuchał poleceń i wracał.

Najwidoczniej, tak też się stało i tym razem. Potrzebował tylko trochę czasu.

Seelvin biegł, nie zważając na zaskoczone spojrzenia jego podwładnych. Z czasem i oni zaczęli dołączać się do niego, ciekawi dokąd tak mu spieszno. Seelvin wiedział, gdzie powinien się udać. Okazało się, że jego przypuszczenia były trafne, gdy tylko przekroczył próg hali, która była swoistą bramą do domu rebeliantów. Zebrała się tu spora grupa. Wielu czekało po prostu na Oddział Feniksa, który jakiś czas temu wyruszył na zwiad. Co prawda feniksa już nie było, a i pułkownik Bladi objęła dowodzenie, jednak sama jednostka pozostała w nieco skurczonym stanie.

Pierwszym, co zwróciło jego uwagę, okazała się wielka, jakże znajoma, smocza bestia. Ucieszył się, że Aeron odnalazł swojego smoka, choć z tym gadem od zawsze były problemy.

Ludzie zebrali się w półokręgu w bezpiecznej odległości od czarnego gada. Seelvin zdziwił się, iż jego syn nadal siedział na smoczym grzbiecie, wyraźnie nie reagując na zbierający się tłum. Wyglądał, jakby utrzymywał się tam ostatkiem sił.

— Aeronie! — Imię syna samo wyrwało się na wolność ze ściśniętego przejęciem gardła ojca.

Czerwonooki smok łypnął na niego groźnie, lecz Seelvin przez te wszystkie lata przyzwyczaił się do jego spojrzeń. Bardziej interesował go syn, który poruszył się na dźwięk zawołania.

Aeron przełożył nogę przez siodło i zsunął się na ziemię. Seelvin podbiegł czym prędzej, chwytając go za ramię, by syn nie stracił równowagi. Poczuł wszechogarniający niepokój. Aeron oparł się na ramieniu ojca, pochylając się w kierunku ziemi, jakby nie był w stanie utrzymać się w pionie. Już na pierwszy rzut oka dało się spostrzec zmiany w jego wyglądzie. Niezwykle schudł, a mimo że trzymał spuszczoną głowę, Seelvin dostrzegł wielkie cienie pod jego oczami. Także włosy stały się dłuższe i bardziej zaniedbane od ich ostatniego spotkania.

— Co ci się stało? — spytał wielce zaniepokojony. Nachylił się, próbując nawiązać kontakt wzrokowy. — Gdzie ty się podziewałeś przez cały ten czas?

Znów nie doczekał się odpowiedzi. Za to Aeron targnął się do przodu, obejmując go ramieniem. Seelvin pozwolił na to, mimo tłumu zebranego wokół. Nigdy wcześniej nie okazywał publicznie rodzinnych uczuć. Jednak teraz sytuacja uległa zmianie. Aeron powrócił i wyraźnie tego potrzebował. Seelvin nie chciał więcej popełniać tego samego błędu. Od teraz będzie dla niego lepszym ojcem...

Czas Płomieni (TOM II) ✔Où les histoires vivent. Découvrez maintenant